Dotychczas słowo „dionizje” kojarzyło mi się z imprezami na cześć boga Dionizosa, które odbywały się w starożytnej Grecji. To takie jakby nasze, polskie dożynki, a raczej „dożyłki”. Pito i jedzono tam bez umiaru. Mimo, że wtedy mieszkańcy Hellady jeszcze nie spodziewali się, że ich potomkowie wygrają turniej zwany Mistrzostwami Europy w piłce nożnej. Dobra, dość już o tym. Díonísio de Oliveira Alves urodził się w kraju, gdzie najważniejszą z religii jest piłka nożna. 18 stycznia 1988 - ta data na pewno utkwiła w głowie jego ojcu. Zapewne z powodu dużej ilości wypitego alkoholu. Niski (170 cm) następca słynnego Pelego (co z tego, że gra na innej pozycji) trafił jako kilkulatek do wielkiego Santosu i tam też pozostał. Jako, że nie miał wysokiego współczynnika wykańczania akcji, został człowiekiem od czarnej roboty, czyli defensywnym pomocnikiem. Dioniso nie ma za ciekawych atrybutów fizycznych, ale to talent jakich mało. Świadczą o tym wysokie atrybuty krycia, odbioru oraz podań. Brazylijczyk swoją agresją i pracowitością, bardzo przypomina mi Gennaro Gatusso. Piłkarza Santosu możecie kupić już za niecałe 2 miliony euro, chociaż klauzula odejścia w jego wypadku wynosi aż 8,25 miliona. Oby udało się Wam go ściągnąć. Naprawdę warto.