Informacje o blogu

Frankly, I don't give a damn

Indian Arrows

Hero I-League

Indie, 2011/2012

Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 832 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

„The greater the obstacle, the more glory in overcoming it.” Molier

Po udanym starcie w Pucharze Federacji miałem dość pozytywne zdanie o swoich zawodnikach. Młodzież stanęła na wysokości zadania i pokonała trzech przeciwników, z którymi mieliśmy się później spotkać po raz kolejny - w lidze. Jeśli mógłbym sobie dopisać osiemnaście punktów w ciemno, to możliwe, że byśmy się utrzymali. Piłkarze traktują ten klub jako przystanek w drodze do sławy, to ja nie mogę? Prawdopodobnie nie wygram z juniorami ligi, ale mogę wypromować zarówno ich, jak i siebie.

W tej lidze każdy może wygrać z każdym i taka jest prawda. Lider może zebrać baty od spadkowicza, a spadkowicz od lidera (choć to akurat całkiem normalne i logiczne). W jednym meczu wygrywasz 5-1, w drugim przegrywasz 0-4 w żenującym stylu. Stabilność formy jest wśród hinduskich piłkarzy tak wielka jak stodoły w Oklahomie gdy nadchodzi sezon tornad.

Przez tę huśtawkę formy nie wiedziałem, jak wypadniemy w drugim bezwartościowym pucharze – Durand Cup. Nawet nie chciało im się go nazwać Durant Cup, żeby przyjechał ten słynny koszykarz i pokazał tym wszystkim Hindusom, o ile jest od nich wyższy i co mógłby zrobić z ich córkami i żonami, gdyby tylko miał na to ochotę. Na szczęście to jest dobry człowiek, więc pewnie skończyłoby się tylko na przybijaniu piątek i rozdawaniu autografów. Choć nie ukrywam, że przydałoby się kilku wielkich hinduskich ziomali na dzielni. Mam 194 centymetry wzrostu i latanie wokół będących co najmniej o głowę niższych juniorów z pryszczami zamiast czerwonych kropek na czole jest jak oglądanie Richarda Hammonda obok Jeremy'ego Clarksona.

Tak czy inaczej, w tych pseudorozgrywkach dolosowano nas do SC Goa i United SC. Z tymi drugimi rozpoczęły się moje zmagania z Indian Arrows, co po krótkiej reminiscencji niemal doprowadziło mnie do płaczu i wyjścia do sklepu po wielkie opakowanie najlepszych waniliowych lodów. Natomiast SC Goa to dla mnie zagadka. Ludzie znający się na piłce w tym kraju straszyli mnie jakimś czarnym gościem, którego sprowadzono najpierw żeby wyrzucał nietrzeźwych z dyskotek, a potem okazało się, że jak już tak dobrze kopie ludzi w dupy, to może będzie chciał grać w piłkę. Wyszło na to, że chciał i gra. Po nocach już rzadziej go widać, ale to nie z jakichś rasistowskich powodów, ale dlatego, że zaczął się profesjonalnie prowadzać i już nie dorabia w klubach. Właściciele pewnie zgarnęli nowego, a nawet gdyby mi się spodobał w sensie czysto piłkarskim, to nie mógłbym go sprowadzić bo nie jest Hindusem.

Do rzeczy. Mecz z Goa zaczął się dla nas całkiem nieźle. Jeden z Singhów strzelił gola po całkowicie niezaplanowanym rozegraniu rzutu rożnego. Pomyślałem sobie, że mógłbym ich tego wariantu nauczyć i z zaskoczenia stałoby się to rutyną. Zapisałem w notatniku. Do przerwy prowadziliśmy i nie było nawet tak źle. Niestety, w drugiej połowie za niszczenie moich nerwów zabrał się nieudacznik biegający z gwizdkiem. Myślałem, że moi zawodnicy to skończeni idioci, ale ten kretyn przebija ich wszystkich o kilkanaście lat świetlnych. W przeciągu czterech minut dwukrotnie odgwizdał rzuty karne z absolutnej dupy. Pewnie skurwysyn śmiał się w myślach tak donośnie, że w czaszce było słychać echo, w końcu mózgu to on tam nie ma. Ten wielki czarny gość, przed którym mnie ostrzegano dwukrotnie pokonał Kumara i mieliśmy pograne. Wyeliminowano nas z Durand Cup.

Miałem absolutnie wyjebane na spotkanie z United SC i nawet nie zależało mi na wyniku. Powiedziałem swoim graczom, że mogą grać jak chcą, w myślach dodając, że nie zrobi to wielkiej różnicy. Tymczasem albo oni się spięli, albo przeciwników też nic nie obchodziło, bo ostatecznie mecz zakończył się remisem, choć przypomnę że w sparingu wbili nam cztery gole z nieziemską łatwością. No ale ta słynna hinduska stabilność...

Wreszcie nadszedł czas na coś wielkiego! Spotkanie w ramach finału Federation Cup. Przyszło się nam tam zmierzyć z faworytem ligi – Dempo. Byli też oni typowani do zwycięstwa i w tym meczu. Szczerze mówiąc, nie miałem cienia nadziei na zwycięstwo. Dempo płaci najwięcej, ma najlepszą kadrę, a ich najlepszy strzelec prezentuje się tak:

Cyborg na nasze warunki, koleś strzela jak na zawołanie. Nic dziwnego, że już w pierwszej minucie władował nam bramę. Potem dali nam chwilę spokoju, żeby po upływie 25 minut Martins trafił po raz drugi. Mecz mieli w garści i w każdej chwili mogli nas skutecznie skontrować. Sytuacja bez wyjścia. Byli na tyle bezczelni, że po przerwie Sabeeth zanotował trafienie honorowe. Pozwolili mu, tak po prostu mu pozwolili. Smutne, ale prawdziwe. Porażka 1-2 to najmniejszy wymiar kary z ich strony.

Dempo – Indian Arrows

Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na żałobę, gdyż czekało nas już pierwsze starcie w lidze. Czekała na nas Goa, która z pomocą sędziego wyeliminowała nas z Durand Cup. Czarny już zacierał sobie swoje wielkie łapy i pucował korki. Szkoda, że nie kupił kondomów i wazeliny, bo mówiąc prosto z mostu, wyjebał nas bez mydła. Moi „obrońcy” nie mieli z nim szans, przewracali się co chwila, byli zbyt wolni, zbyt słabi, zbyt ograniczeni genetycznie i umysłowo. Niewygodna prawda. James Moga potraktował nas jak tanią dziwkę – zadzwonił po nas, zrobił nam dziecko, a potem nawet jeszcze nie zapłacił. Festiwal strzelecki. Do tego sędzia nie byłby sobą, gdyby nie podyktował karnego. Leżeliśmy w łóżku z rozjechanymi nogami, a dostaliśmy jeszcze między nie poważnego kopa. Nawet honorowe trafienie Banerjee nie zmieniłoby mojego humoru. Dramat.

Po meczu przyszedł do mnie asystent i powiedział, że nasz bramkarz, jak on to ujął, nie prezentuje na treningach wymaganego poziomu.



Zawołałem Kumara do siebie i po zatrzaśnięciu drzwi zacząłem rozmowę:

- Naveen, asystent powiedział, że się nie przykładasz na treningach. Słucham, co masz na swoją obronę?

- Ja? Ja dobrze pracuję, ja przychodzę ostatni i wychodzę pierwszy, ale tyram za dwóch.

- To dlaczego otrzymałem informację, że postanowiłeś się byczyć? Myślisz, że masz tu pewny plac?

- Oczywiście, że nie, proszę pana. Nie przeszłoby mi to przez myśl.

A mi przeszło, nie mam obecnie lepszego golkipera...

- Jeśli się nie zabierzesz do roboty, to stracisz miejsce w pierwszym składzie.

Chyba ja będę musiał w tej sytuacji stanąć na bramce...

- Oczywiście, rozumiem, rozumiem. Przepraszam, postaram się bardziej. Będę się przykładał, obiecuję.

Tydzień przerwy miał nam dać trochę spokoju. Chciałem podnieść trochę morale zawodników, ale ci ludzie byli na granicy załamania nerwowego. Zwłaszcza środkowi obrońcy, normalnie jakby ich Budda opuścił. Chciałem im puścić Nirvanę, ale bałem się, że się obrażą, że na mnie doniosą i karmicznie będę miał absolutnie przejebane. Wolałem nie ryzykować potyczki z tymi na górze. Wystarczyło, że miałem wystarczające kłopoty tutaj, na ziemi. Próbowałem umotywować graczy tym, że gramy z Lajong, że wygraliśmy z nimi w półfinale Pucharu, że są absolutnie do pyknięcia. Niektórzy uwierzyli. Wszystkich tych, którzy mieli choć cień uśmiechu na twarzy wystawiłem w pierwszym składzie. Nie pomogło. W 12 minucie Kumara pokonał Mayora, nasz wróg jeszcze z czasów Pucharu Federacji, to on wbił nam dwa gole. Chwilę potem oczywiście podyktowano przeciwko nam rzut karny, bo inaczej być nie mogło. Skandal na skandalu, sędziowie liniowi powinni się poruszać tuktukami, żeby ogarnąć sytuację na boisku. Dramat i wstyd na całą Kalkutę. Nawet Matka Teresa by im nie pomogła, tak kradną. Gbilee wyprowadził ich Lajong na dwubramkowe prowadzenie. Przed przerwą kontaktowego gola strzelił Sabeeth. Cień nadziei pozostał, więc użyłem swojego talentu motywacyjnego, żeby zmusić moich zawodników do wysiłku. Niestety, ten tępy jak stopiona siekiera sędzia miał inne plany i... podyktował kolejnego karnego dla Lajong. Uśmiechnęła się do nas karma i Gbilee nie trafił. Na kwadrans przed końcem wyrównał Fela. Za dobrze jednak być nie mogło i gdy do końcowego gwizdka zostało 6 minut, nóż w plecy wbił nam Mayora. 2-3, znowu bez punktów.

Nowy tydzień – nowe oczekiwania? Nie, ja naprawdę chciałbym tylko zdobyć chociaż jeden punkt. Jechaliśmy do Puny, żeby walczyć z tamtejszym klubem. Coraz ciężej było wyselekcjonować zawodników na spotkanie, wszyscy jechali z głowami w dół, co oznaczało dwudziestu typa każdy metr pięćdziesiąt w fezie. Już w drugiej minucie mogliśmy wracać do domu, Jeje pokonał Kumara i zaczął się płacz. Nasze strzały nie znajdowały drogi choćby w kierunku bramki, a co dopiero do niej. Boże, nawet nie chce się o tym opowiadać. Oczywiście nasz mecz nie mógłby być naszym meczem, gdyby jakiś półdebil nie podyktował przeciwko nam rzutu karnego. Na szczęście Izumi nie trafił. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze i któryś z ichnich Singhów trafił na 2-0. Honor w 94 minucie uratował Fela, ale zagraliśmy dramatycznie i ciężko będzie się z tego wykaraskać.

Prezes niezadowolony, wszyscy trzej kibice też nie są w niebiańskim nastroju, o mnie już nie wspominając. Po meczu z Pune zadzwonił telefon.

- Halo, pan King?

- Ta, słucham.

- Ranjit Singh z AIFF, mam tylko chwilę, więc będę się streszczał. Mam nadzieję, że wyciągnie pan ten klub z dołka, bo zależy nam na rozwoju naszych młodych zawodników.

- Również mam taką nadzieję, proszę pana.

- Na wszelki wypadek jednak federacja przygotowała i przegłosowała ustawę. Nie możecie spaść z ligi.

- Że jak, co?

- Nie możecie spaść z ligi. Nawet jeśli nie wygracie żadnego meczu, zostaniecie na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Muszę kończyć, powodzenia.

Tego się nie spodziewałem.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

SONDA

Wygram coś?

Zagłosuj

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.