Informacje o blogu

Frankly, I don't give a damn

Seattle Sounders

Major League Soccer

USA, 2011/2012

Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 4844 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Then I said Miss Jones
You're a girl who understands
I'm a man who must be free.

And all at once I lost my breath
And all at once was scared to death
And all at once I own the earth and sky


Czas na chwilę niemalże się zatrzymał. Ciepły wiosenny deszcz zmienił się w wodę laną wężem strażackim prosto z Oceanu Arktycznego. Całe moje poczucie spokoju zostało zgniecione przez jedno zdanie o ciężarze gatunkowym porównywalnym do wypowiedzenia wojny atomowej. No, z perspektywy czasu zapewne zdecydowanie przesadzam, ale liczą się uczucia w danym momencie. Nie miałem najmniejszego zamiaru się odwracać, choć widok byłby zdecydowanie przyjemny dla oka. Mój proces decyzyjny został jednak przerwany przez głos, którego nie zapomnę nawet gdybym miał Alzheimera.

- Spotykamy się trzeci raz i trzeci raz nie chcesz ze mną rozmawiać. Może w końcu nauczyłbyś się trochę manier? Chyba, że nie masz na to ochoty, możemy w takim wypadku stać tutaj do rana. Co więcej, milcz jak sobie chcesz. Mogę mówić cały czas, a nawet odpowiadać za ciebie. Spróbujmy, jak myślisz? Tak, tak, odpowiada mi to, świetny pomysł. Bardzo się cieszę, że przyszłaś, to wspaniała niespodzianka. Dziękuję, że przegoniłaś mnie przez całe Columbus w poszukiwaniu wskazówek co do tego, kim jesteś. Ależ proszę, Michael, wiem jak bardzo lubisz zagadki. Jaki masz plan na najbliższy wieczór? A, wiesz Karen, zamierzałem zachlać się do nieprzytomności w jakimś barze, a potem magicznie znaleźć się w domu. To mój ulubiony plan, co wieczór ulega zmianie wyłącznie lokalizacja. No, chyba że chcesz spędzić ten czas razem. Odkąd cię zobaczyłem nie możesz mi wyjść z głowy. Naprawdę? Ja też nie mogę przestać o tobie myśleć, może ominiemy ten bar i od razu pójdziemy do ciebie? Czekałem, aż to zaproponujesz. Z chęcią zdejmę z ciebie te przemoczone ubrania. 
- Możesz już przestać? 
- Ani cześć, ani co ty tu robisz, tylko od razu tak niekulturalnie. Dlaczego, panie Faulkner, dlaczego?
- Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś totalnie zwariowana?
- Wiele razy. Ale nie martw się, żadna ze mnie stalkerka. To znaczy, fakt, przejechałam za tobą niezły kawałek Stanów, ale nie żebym miała cały swój dom w twoich zdjęciach. Mimo wszystko trochę źle mnie oceniasz. I odwróć się wreszcie, skoro już nie mówię do siebie, to wolałabym też nie mówić do twoich pleców. 
- Jak mogę źle oceniać kogoś, kto mnie śledził, wykorzystał moje pijaństwo, zapłacił za wszystko moimi pieniędzmi, wysłał na podróż jakbym był pierdolonym Sherlockiem Holmesem i jeszcze podawał się za moją żonę? Wytłumacz mi, 
- Nie oglądałeś nigdy żadnych romantycznych filmów? Nie wydaje ci się, że to całkiem wspaniała i niesamowita rzecz?
- Może i tak... w świecie wariatów. Normalni ludzie nazywają to raczej oderwaniem od rzeczywistości. 
- Jesteś zdecydowanie bardziej sympatyczny, gdy się napijesz. Ale nie martw się, naprawimy to. 
- Naprawimy? My? Tu nie ma co naprawiać, a już na pewno nie z tobą. Czy możesz teraz opuścić stadion? Sama, jeśli nie przekracza to twoich możliwości.
- I jak miałbyś mnie do tego zmusić? Nikogo oprócz nas tu nie ma. Przestań udawać, że chcesz się mnie pozbyć. Oboje doskonale wiemy, że jest zupełnie odwrotnie. Możemy się już nie wygłupiać? 

Przyznanie się do porażki byłoby w tym momencie najgorszym wyjściem. Rudowłosa piękność czytała ze mnie jak z otwartej książki i mimo bycia znakomitym taktykiem, nie miałem pojęcia, co w tej chwili zrobić. Żadne wyjście z sytuacji mnie nie satysfakcjonowało. Myśli kłębiły się jak piranie napadające na kawałek padliny, ale żadna nie przybliżała mnie do ucieczki z zastawionych na mnie sideł. Pozostało mi tylko wybrać najmniejsze zło. Najwyższa pora się odwrócić.

- Dobrze, możemy iść. Nie do mnie, nie do ciebie. Ten wieczór skończy się dla nas osobno. Ja odejdę w swoją stronę, ty w swoją. Spacer do Space Needle. Maksymalnie godzina. Naprawdę cię teraz nie potrzebuję. 
- Skąd wiesz, skoro już zdążyłeś się ze mną przespać, a nawet mnie nie znasz? Może jestem w ciąży z twoim dzieckiem?
- A jesteś?
- Jeszcze nie teraz, mój drogi. Lepiej chodźmy, mam nadzieję że masz tu gdzieś parasol. 
- Tego by tylko kurwa brakowało. Nie, nie mam parasola, wolę żeby deszcz zmył ze mnie poczucie gniewu i zażenowania. 

Mimo tego, że zdecydowanie bardziej wolałem być teraz sam, Karen miała sporo racji w swoich słowach. Oceniałem ją na podstawie tych wszystkich wariactw, które wyprawiała żeby się do mnie zbliżyć. Wcale nie było wykluczone, że pod wierzchnią warstwą odrealnienia jest wspaniała kobieta, z którą można układać życie. Nienagannie ubrana, wydaje się że inteligentna, z pewnością przebiegła i sprytna, a nade wszystko nieprawdopodobnie piękna. Nie ma chyba okoliczności przyrody, które spowodowałyby, że będzie wyglądać brzydko. Nawet po kąpieli w błocie te zielone oczy i śnieżnobiały uśmiech wybijałyby się ponad wszelkie wady. Chyba tylko niezrównoważona psychika i pieprzone przeznaczenie trzymały ją od jakiegoś amanta naszych czasów. Miasto prawie opustoszało, chociaż pora była całkiem wczesna. Chociaż może jest tak zawsze, tylko pierwszy raz od dawna dostrzegam tę sytuację? Przecież do tej pory udawałem się w nieco innym kierunku, a tam ludzi nigdy nie brakuje. Okazuje się, prawda, że życie ma zupełnie inne kolory niż brąz lady i niepowtarzalny odcień whisky.

Na wszelki wypadek trzymam ręce w kieszeni i tak bardzo przy sobie, jak tylko się da. Na razie nie miałem ochoty sugerować, że daję choćby cień szansy na wspólną przyszłość. Priorytetem było rozszyfrowanie tej kobiety, a nawet dla mistrza gier psychologicznych było to wyzwanie pokroju zdobycia Mount Everestu zimą. Jej niesamowita nieprzewidywalność powodowała, że im bliżej odgadnięcia jednego aspektu byłem, tym bardziej oddalałem się od poznania reszty. Każdy szczegół jej zachowania wydawał się nie połączony z kolejnym, tak jakby była podzielona na kilkanaście oddzielnych jaźni.

Oczywiście postanowiła nie narzucać zbyt szybkiego tempa, może próbując dać mi szansę na zmianę nastawienia z defensywnego na neutralne. Może chciała mnie złamać przez wykończenie, zakładając że zgodnie z moją naturą nie mogę przez całą drogę się nie odzywać. Szliśmy w ciszy, ja cały czas patrzyłem przed siebie bądź w prawo, ale jej wzrok co chwila kierował się na mnie, jakby chciała nim powiedzieć - "Już? Skończyłeś tą swoją zmowę milczenia ze swoją świadomością?". Przeszywające spojrzenie zielonych oczu świdrowało mi głowę jak wiertło udarowe, próbowała mnie złamać niczym Darth Vader, używając swojej mocy do wyciągnięcia ze mnie kilku słów. Ale tym razem się jej nie udało. Osiągnąłem stan pełnego zen, trafiłem do szczęśliwego miejsca, w którym myśli były nieosiągalne. Po prostu szedłem, nie okazując choćby krzty zniecierpliwienia bądź zniechęcenia. Mijaliśmy w ciszy kolejne ławki, latarnie, małe fale Zatoki Puget. Nie zatrzymałem się nawet przy oceanarium, jednym z moich ulubionych miejsc na rozmyślania. W badaniach sportowych taki stan nazywa się stanem komfortu psychomotorycznego. Już tłumaczę. Dla każdego z nas jest on inny, a objawia się jako całkowita kontrola nad swoimi zachowaniami, pełny luz i moment, w którym nawet najbardziej niekonwencjonalne zagrania przychodzą tak łatwo, jak bieg małego dziecka do stoiska z lodami. Czas jest w pełni pod twoją kontrolą, a ty koncentrujesz się wyłącznie na tym, na czym chcesz. Żadne inne bodźce nie docierają do twojej głowy. Psycholodzy mówią na to "przepływ", "flow". Poczytajcie sobie o tym, a będziecie pracować efektywniej. Umiejętność osiągania przepływu w odpowiednich momentach to jeden z kluczy do sukcesu. I choć szliśmy wolno, to wydawało mi się, że już za moment będę mógł wreszcie odbić w swoją stronę i mieć kolejną rundę tego starcia za sobą. To byłoby prawdziwe zwycięstwo, nie tylko pyrrusowe. 

Jest niezwykłą tajemnicą to, jak jedna kobieta potrafi doprowadzać cię do szaleństwa raz po raz, podczas gdy inna w jednej chwili umie ściągnąć cię na ziemię. Koniec końców musisz wierzyć, że idealna wybranka zawsze pokieruje cię we właściwą stronę. Widok Space Needle zadziałał jak przełącznik odcinający mnie od błogiego stanu przepływu. Pierwszy raz zwróciłem się w stronę Karen, ponieważ nasza podróż dobiegła końca. 

- Która godzina? - Zapytałem, mając nadzieję płynnie przejść do następnej kwestii.
- Jeszcze wcześnie, wcale nie szliśmy tak długo. Za dziesięć jedenasta. 
- Zakładam, że w takim razie masz plan. Jak wobec ciebie prezentuje się nasza przyszłość tego wieczoru?
- Biorąc pod uwagę twoją niechęć do spędzania ze mną choćby kolejnych dwóch minut pewnie się rozstaniemy. 
- Ale?
- Jak to ale?
- Zawsze jest jakieś. Nie wierzę, że nie masz w głowie kontynuacji tego zdania. Ciężko mi sobie wyobrazić, że kobieta która latała za mną w tę i z powrotem chciałaby się teraz tak po prostu rozstać. Zamieniam się w słuch.
- Zaskoczę cię. W tym momencie nie mam żadnego ukrytego celu. Owszem, w nieco dalszej perspektywie wiem, co chcę osiągnąć i wiem też jak to zrobić. Domyślam się, że musisz najpierw przemyśleć swoje nastawienie do tej sprawy, zanim pójdziemy dalej. Na razie się rozchodzimy, ale uwierz mi że prędzej niż później nasze drogi znowu skierują się w tym samym kierunku. Do tej pory będzie mi odpowiadał fakt, że nie wyjdę ci z głowy tak prędko. Będziesz o mnie myślał bo to nieuchronne w takich sytuacjach. 
- Skąd wiesz, że nie chcę żebyś została?
- Gdy tak sobie szliśmy, niezbyt cicho nuciłeś Walk Away. Nie trudno było zgadnąć, o co ci chodzi. 
- Cieszę się, że bezbłędnie odgadłaś moje zamiary. Jak zawsze zresztą.
- Mógłbyś sobie darować sarkazm chociaż na pożegnanie. Zapamiętaj z tego wieczora przynajmniej tę jedną rzecz. Nie ma bardziej uniwersalnego stanu w życiu człowieka niż poczucie samotności. Nigdy byś na to nie wpadł, ale na pewno na świecie są setki tysięcy ludzi, które czują się w ten sam sposób. Może czujesz się odrzucony. Może zdałeś sobie sprawę że nie jesteś tak bardzo samowystarczalny jak myślisz. Może dlatego, że powinieneś rozwiązać jakąś sytuację zupełnie inaczej. Czy w końcu dlatego, że nie jesteś tak dobry jak ci się wydaje. W każdym razie, kiedy już uderzysz swoją pustą głową o dno, masz wybór. Albo wrócisz do użalania się nad sobą i zaglądania do kieliszka albo weźmiesz się w garść i staniesz się tym, kim powinieneś być. To twój wybór, lepiej żeby był mądry. Dobranoc, Michael.

Do tej pory myślałem, że umie tylko zrobić wejście. Ale szybko okazało się, że z wyjściem też nie ma problemu. Wyjąłem z kieszeni ostatnią fajkę, potrząsnąłem pustą niestety manierką i usiadłem przed Space Needle w nadziei, że mimo umiarkowanie dodatniej temperatury zamarznę albo utopię się dzięki wciąż padającemu deszczowi. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Mój mózg pracował już wyłącznie w trybie piosenek. Pojedyncze wersy przelatywały przez głowę i natychmiast były zastępowane przez kolejne. Każdy moment ma swoją muzykę, a ten przez dłuższą część nocy przypominał łupanie kopytami w klawisze fortepianu. No, wiecie, ten niepokojący dźwięk z wszystkich tandetnych horrorów. Gdy nad zachodnim wybrzeżem słońce wychodziło zza ponurych chmur nadeszła pora na sen. 
***

Następnego dnia przyszła pora na skupienie się wreszcie na sprawach klubu. Co prawda nie było zbyt wiele do roboty, ponieważ Seattle Sounders to uniwersalna maszyna zdolna do rozjechania każdego w śmiesznej MLS. Niewielkimi krokami zbliżał się okres transferowy i można było powoli myśleć nad wzmocnieniem Seattle. Do głowy przychodziło mi kilka ciekawych nazwisk, sugerowanych głównie przez moich południowoamerykańskich przyjaciół - Montero, Hurtado, Mediny i Fernandeza. Zwłaszcza ten ostatni chętnie uczestniczył w dyskusjach. Kończący w październiku 26 lat Urugwajczyk nie ukrywał, że z chęcią sprawdziłby się w Europie. Nie zamierzałem mu w tym przeszkadzać, ponieważ dzięki jego sprzedaży mógłbym otrzymać naprawdę konkretną kwotę do funduszu przydziałowego. Duet Bradów - Evans i Jones był w stanie bez problemu załatać dziurę po Fernandezie. Mimo starań Alvaro, ciężko było jednak znaleźć przyszłą gwiazdę amerykańskiego futbolu w Urugwaju. Co innego w Kolumbii, którą na wylot znali Hurtado i Montero. Fredy wręcz nalegał, żebyśmy ściągnęli mu przyjaciela do ataku i nawet zasugerował dwa nazwiska, które, jak zapewniał, zrobią w MLS furorę. Natychmiast wysłałem na rekonesans Chrisa Hendersona, mojego najlepszego scouta. 

Okazało się, że Montero na ocenianiu umiejętności swoich ziomków zna się prawie tak dobrze jak na pakowaniu piłki do siatki. Obaj piłkarze mieli ogromny potencjał i według Hendersona kwestią czasu było zainteresowanie klubów z Europy. Musieliśmy działać szybko i zdecydowanie. 

Darwin Quintero został określony jako pchełka z turbo dopalaczem. Ma tylko 166 centymetrów wzrostu, dzięki czemu zostawia skurwysynów w tyle jak Ferrari Forda F150 podczas wyścigu na ćwierć mili. Do tego wykańcza akcje ze snajperską precyzją, a przed dokończeniem dzieła potrafi wkręcić niemal każdego obrońcę w ziemię. Świetnie gra bez piłki, pracuje na boisku jak mu się zechce, ale zazwyczaj nie ma problemów z grą kombinacyjną. 



O rok starszy od niego Jackson Martinez ma niecałe 190 centymetrów i ponoć nikt tak dobrze w MLS nie gra głową. W ogólnym rozpoznaniu jest jednak nieco gorszy od Quintero, co zresztą tłumaczy niższą cenę wywoławczą. W przeciwieństwie do Darwina, Martinezem już interesuje się Sunderland. Musieliśmy się śpieszyć.



Montero powiedział mi, że jego to w sumie nie obchodzi którego ściągniemy bo z każdym z nich dogaduje się super i on właściwie gwarantuje że będą strzelać jak z karabinu maszynowego na strzelnicy w podobiznę bin Ladena. Zdecydowałem się zaufać człowiekowi, który w 10 spotkaniach MLS 7 razy zdobył nagrodę gracza meczu. Trzykrotnie był również ogłaszany jako najlepszy piłkarz całej MLS. 

Następnego dnia przyszedł do mnie George John, środkowy obrońca. Nie mam dla niego innego określenia niż skutek uboczny wymiany z FC Dallas. Oddaliśmy tam Jeffa Parke'a i Davida Estradę w zamian za kontrakt Johna. Straight up salary dump. Przepraszam za angielszczyznę, już tłumaczę. Jak doskonale pamiętacie, liga MLS to liga o tzw. hard salary cap, czyli ustalonym nieprzekraczalnym limicie płac. Stąd kiedy okazało się, że na dzień przed zamknięciem kadry mieliśmy za dużą sumę zapisaną w kontraktach, musieliśmy kombinować. Jeff Parke zarabia 2600 dolarów tygodniowo, Estrada brał 1000$ ale został przez klub z Dallas zwolniony. Biorąc za tych zawodników tylko George'a Johna, zarabiającego 800$ na swoim seniorskim kontrakcie startowym rachunek jest prosty. 2800 dolarów wolnego miejsca w budżecie płacowym. Mój zaniepokojony stoper zagrał 56 minut w meczu z Columbus Crew i 29 w meczu z LA Galaxy. Był czwartym wyborem do grania. Tłumaczył, że potrzebuje minut, których nie mogłem mu zagwarantować. Nie był mocnym ogniwem mojej rotacji, w dodatku zamierzałem w drafcie wybrać środkowego obrońcę. Interesowały mnie zatem wyłącznie kolejne wybory, najlepiej jak najwyższe. Szybko rozesłałem wici po innych klubach MLS, ale wszyscy mieli mnie głęboko w dupie. Nikt nie chciał dać nawet wyboru w 3. rundzie, w swoich odpowiedziach zawierając wyłącznie gówno warte wybory w drafcie uzupełniającym. Musiałem zatem porozmawiać z Brianem Schmetzerem, Ten powiedział, że prędzej czy później John może stać się lepszy niż Hurtado. Przynajmniej tak mówili mu trenerzy. Zdecydowałem się zatem dać mu okazję do rozwoju i wbrew swojej ocenie trochę więcej minut. W końcu mój sztab widzi tych piłkarzy nieco częściej niż ja. 

W międzyczasie nasze zapytanie za Martineza zostało odrzucone, a mimo złożenia atrakcyjnej dla Santosu Laguna oferty za Quintero, nie było nas na niego stać. Fernandez musiał zatem trochę poczekać na ucieczkę do Europy. Negocjacje będą trwały. 

Tymczasem nadszedł moment spotkania ze Sportingiem Kansas City. W tym miejscu zazwyczaj opowiadam jakąś ciekawostkę o przeciwniku bądź mieście, w którym grają. Problem w tym, że w ogóle mnie nie obchodzą. Gdzieś tam sobie są, a ostatni raz odnieśli jako taki sukces w 2004 roku, kiedy zdobyli 2 miejsce w lidze i wygrali Puchar USA. Nie ma tam żadnego dobrego piłkarza, a mimo to zebrali 13 punktów w 7 spotkaniach. To nic, że my w 11 mieliśmy 30 i to nic, że bukmacherzy nie przyjmowali zakładów na nasze zwycięstwo. Jeśli ma się w składzie Augusto Fragę (kogo?), to wszystko się może zdarzyć, prawda?

Wyszliśmy w składzie tradycyjnym: Gaudette - Johansson, Hurtado, Moor, Pearce - Tchani, Medina, Fernandez - Wondolowski, MONTERO, Johnson. Oni wystawili jakichś leszczy. Nie, serio, nie ma sensu pisać o tych piłkarzach. To nie tak, że nie mam do nich szacunku - po prostu nieważne kim są, moja maszyna do zabijania miała bez problemu się po nich przejechać.



Szok. Niedowierzanie. Zgrzytanie zębami. Radość. Duma. Uprzedzenie. Niepokój. Strach. Zdziwienie. Herbata. Pumeks. Bóg wie, co jeszcze. Na następny mecz chyba przyniosę książkę. 

Po wszystkich meczach tego weekendu układ MLS prezentował się następująco. 



Wreszcie zanosiło się na spokojny pomeczowy wieczór. Wybrałem się prosto do domu, nalałem sobie szklankę whisky, wziąłem do ręki książkę, a po mieszkaniu roznosiła się spokojna melodia jednego z utworów St. Germain. Jako człowiek jestem jednak skazany na wieczne problemy. Tak karma odpłaca mi się za zaniedbywanie obowiązków służbowych. 

Na zegarku była niespełna 23, kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Łomotanie obudziłoby nawet trupa w kostnicy. Chcąc uniknąć zgryźliwych uwag sąsiadów zerwałem się z łóżka i poszedłem otworzyć awanturującemu się anonimowi. Ledwo co nacisnąłem klamkę, kiedy wraz z drzwiami zostałem przyciśnięty do ściany, a klamka wbiła mi się w brzuch. Przybysz był nieco niższym ode mnie szatynem, miał śmieszne okulary, ale za nimi w oczach płonął prawdziwy ogień. Lewą pięść miał zaciśniętą, w prawej trzymał całkiem nieźle zadbany kij bejsbolowy. Chyba nie chciał mnie zaprosić na parę odbić. Nie pozwolił mi nawet na słowo, natychmiast wypalając:
- Gdzie ona jest?! Gdzie ona jest, ty angielska kurwo?! Przysięgam, jak Boga kocham, zapierdolę cię na miejscu, jak tylko tu będzie. 
- O kim ty do cholery mówisz? Jestem tu sam. Chyba przydałoby się parę słów wyjaśnienia, nie sądzisz? Od kiedy to można tak wchodzić do czyjegoś domu z kijem bejsbolowym zamiast butelki whisky?
- Zamknij kurwa ryj, pierdolony imperialistyczny skurwysynu. Zapytam jeszcze raz, a potem ci przyjebię. Gdzie jest moja żona?!
- Jaka żona? Nie ma tu żadnej żony człowieku, nie będę po raz kolejny powtarzał że jestem tu sam. Chyba się pomyliłeś.
- Pomyliłem się? Pomyliłem się?! Zaraz się kurwa pomylę, gdy mój kij zamiast na twojej głowie wyląduje w twojej dupie. Moja żona, Karen. KAREN, WYCHODŹ STĄD! WRACASZ DO DOMU, TY RUDA SZMATO! JUŻ JA SIĘ Z TOBĄ ROZPRAWIĘ! Czemu się z nią rżniesz, palancie? Czemu w ogóle zadajesz się z moją żoną? 
- A więc Karen to twoja żona? Nie mówiła mi tego. Nie wiem, gdzie jest.
- Oczywiście, że ci tego kurwa nie mówiła, inaczej nie wskoczyłaby ci do łóżka, prawda? Ty żałosny kutafonie. Najpierw ją znajdę, a potem do ciebie wrócę. Przysięgam, że jeszcze mnie popamiętasz.
- W porządku, ale ją też weźmiesz? Może byśmy sobie wyjaśnili parę spraw. 
- Nie igraj ze szkockim ogniem, dobrze ci radzę. Lepiej załatwiaj sobie ochronę.

Trzasnął drzwiami i tyle go widziałem. Szkoci są jednak ostro popierdoleni. 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.