Manifesty użytkownika jmk przeczytało już 19585 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
No to przyszła pora na mój wpis ![]()
 
 Może zacznę od spraw zdrowotnych... jest całkiem dobrze. Mam dość wysoki  jak na mnie (najniższa norma dla normalnych;) ) poziom IGg, nie choruje  zbytnio, od początku roku brałem chyba tylko dwukrotnie antybiotyk.  Jedyne problemy to te co zawsze - przewlekłe bóle brzucha, biegunki,  krwawienia z nosa i co jakiś czas bóle mięśniowe. Do pierwszych dwóch  już dawno się przyzwyczaiłem i póki co metody na to nie ma, więc nie ma  co narzekać, na trzecią dolegliwość są środki przeciwbólowe i też jest  si ![]()
 
 W grudniu musiałem się wziąć za siebie, to był ciężki miesiąc, bo  potrzebne były $$, w dzień pracowałem jako... Mikołaj, w nocy natomiast  na magazynie z napojami. Udało się przetrwać do końcu roku.  I w  styczniu znowu przeszedłem małe "załamanie", przyszły myśli, że to i tak  bez sensu, że nie dam tak rady, że to niepotrzebne. Nie byłem w stanie  udźwignąć na sobie tego ciężaru, już nie samego "przetrwania", ale też  jakiegoś lepszego życia, dostatniego. Sesję zaliczyłem bez problemów, w  pierwszych terminach, bo jak się ma inne problemy na głowie to chwila  nauki to pikuś, ale wtedy zacząłem coraz więcej... pić. To co kiedyś  wydawało mi się głupie, uciekanie od problemów w alkohol stało się  faktem. Aczkolwiek nie było tak, że piłem w domu sam, nie. Po prostu  szukałem okazji, a to jakieś spotkanie, a to coś tam czy "urodziny ani".   I tak cały styczeń sobie "przebimbałem", nie pracowałem, bo miałem  wymówkę - sesja.
 Ja wiem, że to może wydawać się głupie, takie zmiany myślenia,  planowania, ale nic nie poradzę, chciałbym być bardziej konsekwentny,  bardziej stabilny i pewny swojego, ale niestety wciąż we mnie jest pełno  słabości.
 
 W lutym znowu miałem przełom, eh który to już raz. Teraz będzie to dla  większości  śmieszne, ale znowu zbliżyłem się do... Boga. Naprawdę takie  rozmowy mi pomagają, zwłaszcza w takim okresie jakim jest post. Brakuje  mi cholernie rodziców, nie mam nikogo starszego z kim mógłbym  porozmawiać, kogoś doświadczonego życiowo, kto by mógł mi doradzić.  Owszem, mam rodziców swojej dziewczyny, pełne wsparcie i są cudowni, ale  chyba każdy rozumie, że to nie jest to samo. A moi rodzice? Ojcu  wysłałem sms-em życzenia urodzinowe, odpisał "dziękuję", w rewanżu  dostałem od niego później życzenia imieninowe. Od matki dostałem  wiadomość na nk (po 2 latach bez żadnego słowa...), nie pytała jak sobie  radzę, nie. Napisała mi wiadomość z wyrzutami, że mam pamiętać kto mnie  urodził i wychował, że jest moją matką. Nie powiem, po takiej  wiadomości chodziłem załamany kilka dni, ale wiedziałem, że u niej nic  się nie zmieniło.
 W lutym postanowiłem jeszcze raz zagryźć wargi, zacisnąć pięści i  udowodnić sobie, że potrafię być jeszcze wartościowym człowiekiem, że  rodzice nie mieli racji skreślając mnie i zostawiając, nazywając jedynie  "ciężarem" i "drogim utrzymaniem". Łez nie zatrzymam, ale zawsze mogę  je wytrzeć.
 W jednej z rozmów z Bogiem założyłem się z nim, że zrobię coś wielkiego.
 Cały luty dbałem o siebie, odmówiłem sobie słodyczy, fast foodów i  napojów gazowanych, zacząłem biegać, ćwiczyć, ale z konkretnym celem.  Celem, do którego przygotowania trwały właśnie miesiąc. Przygotowałem  się do pierwszego treningu... bokserskiego.  Wiem, że znowu brzmi to  komicznie, ale JA TO CHCĘ robić i będę. Rozmawiałem z trenerem, nie ma  przeciwwskazań, bym trenował bez sparów, więc poszedłem. Wytrzymałem  cały trening i szczęśliwy wróciłem do domu. Zapisałem się na regularne  treningi.  Chce wycisnąć z tego ciała ile tylko się da. Gdy jestem  zmęczony, czuję się lepiej, a dodatkowe detonacja siły, tej całej  frustracji strasznie mi pomaga.  Mam nadzieję, że sił, zdrowia i  samozaparcia starczy mi co najmniej do czasu następnego postu, następnej  drogi krzyżowej, w której wyznaczę sobie nowy cel, który również uda mi  się zrealizować.
 
 Boję się, że nie podołam jako pełnoprawny i pełnowartościowy człowiek.  Bo na samym początku, mimo, że było bardzo trudno się pozbierać to  chodziło głównie o to by się jakoś "uchować", a teraz trzeba podołać  wszystkim problemom, zmierzyć się z nimi, nie mogę się chować za zasłoną  zwaną chorobą, nawet nie chcę, ale boję się, że nie będę potrafił. Raz  na chemioterapii, gdy miałem "wykład" ze studentami mój doktor "chwalił  się", że jako jedna z nielicznych osób "nie przejmuję się" tak tą  chorobą, bo w 90% przypadków, osoby które chorują na nieuleczalne  choroby oddają się tylko swojej chorobie, nawet nie próbują żyć obok  tego. Mi się udaje na razie tylko studiowanie i to bez IOS, ale czy dam  radę normalnie pracować, a nie chałturzyć jak teraz dorabiając po  magazynach?  To nie są stałe prace, nie wymagają cykliczności, a mi  czasami się nie chce. Wtedy szukam wymówek "przecież jestem chory". I  nie wiem jak temu zaradzić. Mam swoje kompleksy, które wracają jak  bumerang - to właśnie brak rodziców i choroba. Mimo, że wydaje się, że  jest okej, to czasem budzę się w nocy, albo w środku dnia trafia mnie  myśl "po co to wszystko". Z  drugiej jednak strony... ja nie mam  zbytniego wyjścia jak po prostu "dać radę", bo co mnie czeka innego?  Egzystencja na krawędzi marginesu społecznego? Śmierć? Z tej pułapki nie  wyjdę, mimo, że to poziom hard to i tak muszę przez niego przejść, nikt  mi cheatów nie wpisze.  Chciałbym tylko na bieżąco wiedzieć, że to co  robię jest dobre, słuszne.
						REAL MADRYT | 
				
						FC BARCELONA | 
				
						MANCHESTER UNITED | 
				
| Śledź przeciwnika | 
|---|
| 
							 W analizie pomeczowej zwracaj uwagę na sektory, w których najczęściej tracisz piłkę. Jeżeli odbierają ją boczni obrońcy, nacieraj środkiem, jeżeli środkowi pomocnicy, atakuj skrzydłami. Śledź konkretnych piłkarzy przeciwnika.  | 
					
| Dowiedz się więcej |