Wiecie jacy są Niemcy? Zorganizowani? Tak. Pracowici? Bez dwóch zdań. Nieustępliwi? A jakże! Ale w tym wszystkim są nudni. Weźmy takie samochody. Mając niemieckie auto wiesz, że raczej nie nawali gdzieś w szczerym polu, nie zatnie się i prawie na pewno nie wybuchnie w najmniej odpowiednim momencie. Tak samo jest z piłkarzami. Łapiemy pierwszy lepszy klub zza naszej zachodniej granicy i z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy założyć, że będzie tam jakiś utalentowany grajek. O, Energie Cottbus. I proszę bardzo. Leonardo Bittencourt. Hm... Nie brzmi zbyt niemiecko. Ale OK, w końcu gość ma też brazylijskie korzenie. Niemiecki Brazylijczyk - to jak synonim piłkarskiej Wunderwaffe! Leonardo jak dotąd tej opinii nie potwierdził, ale spokojnie, ma czas. I możliwości. Jest bowiem bardzo wszechstronnie uzdolnionym zawodnikiem pola - może grać jako ofensywny i środkowy pomocnik, skrzydłowy, boczny pomocnik, a od biedy także jako napastnik i defensywny pomocnik. Jest nieźle wyszkolony technicznie, solidnie drybluje, jest też całkiem zdeterminowanym i pracowitym piłkarzem. Najsłabiej prezentują się jego atrybuty fizyczne - ani nie jest przesadnie szybki, ani tym bardziej silny. Jak na swój wiek Bittencourt prezentuje się całkiem dobrze, daje też duże nadzieje na przyszłość. Nie powinien zmarnować swojego talentu i nawet jeśli nie zostanie graczem wybitnym, to na pewno nie zejdzie poniżej pewnego bardzo solidnego poziomu. A to w połączeniu z raczej niską ceną powinno być wystarczającą rekomendacją.