Nie od dziś wiadomo, że Niemcy są mistrzami we wcielaniu przedstawicieli innych narodowości do swojego społeczeństwa. To tzw. multi-kulti odnajduje też odzwierciedlenie w realiach futbolowych. Każdy z nas wie chyba jakie zasługi dla naszych zachodnich sąsiadów mają tacy gracze jak Lukas Podolski, Sami Khedira, Mesut Oezil i inni pochodzący spoza Niemiec. W reprezentacjach juniorskich można znaleźć Togijczyka, paru Turków, Kameruńczyka, obywateli Angoli, Sierra Leone, a nawet Hong Kongu. Ale ja dla odmiany opiszę rodowitego Niemca. Kevin Volland to prawdziwy Szwab. Nie, nie, nie obrażam go, stwierdzam fakt. Pochodzi on bowiem z miasteczka Marktoberdorf leżącego właśnie w Szwabii. Kevin jest wychowankiem zespołu SV Pullach, skąd w roku 2004 przeniósł się do TSV Monachium. Obecnie gra w drugiej drużynie Lwów, ale debiut w pierwszym zespole także zaliczył - w pięciu występach zdobył cztery bramki, a to wynik jak najbardziej wart odnotowania. Volland ma także na koncie mecze we wszystkich juniorskich ekipach Niemiec. No a teraz konkrety. Kevin jest nominalnym napastnikiem, ale z powodzeniem może też grać na obu skrzydłach. Jest szybkim i zwinnym zawodnikiem, nieźle radzi sobie z grą z pierwszej piłki, jest dobrze wyszkolony technicznie i cechuje się dużą wszechstronnością. W kwestii warunków psychicznych w oczy rzuca się duża determinacja i umiejętność gry bez piłki. Martwić może niska pracowitość (leniwy Niemiec!?) i braki w grze defensywnej - raczej nie będzie nękał obrońców ciągłymi odbiorami, a to oznacza, że będą na niego musieli pracować koledzy z drużyny. Kevin może być ryzykowną i kosztowną inwestycją - TSV oczekuje za swojego gracza kilku milionów euro, a sam zawodnik wcale nie musi się rozwinąć zgodnie z oczekiwaniami. Jednak przy odrobinie szczęścia może stać się bardzo dobrym napastnikiem.