Korzystając z wolnego czasu drogę do VI LO im. Tadeusza Reytana w Warszawie postanowiłem umilić sobie lekturą dodatku sportowego do wtorkowej "Gazety Wyborczej". Przewertowałem strony nieskażone obecnością Michała Szadkowskiego (tudzież jego popleczników i naśladowców), zatrzymując się na lekturze leadu* relacji walki Bernarda Hopkinsa z Royem Jonesem. Mimo iż nie jestem wielkim fanem i koneserem pięściarstwa, nie dysponuję również jakimś specjalnym talentem dedukcyjnym, nie trudno mi było zabawić się w detektywa z Baskerville i na podstawie sportowego dialogu wydarzeń, wykoncypować prawdopodobny przebieg walki. Pojedynek, zapowiadany jako wielki rewanż za walkę o mistrzostwo sprzed lat, okazał się nędzną farsą, którą najoględniejsi z dostępnych na rynku kibiców ochrzcili odgrzewaniem kotletów. Porównanie nieco chybione - ogrzewaniem jest, dla przykładu, setna transmisja "Janosika" w telewizji publicznej, okładanie się po twarzach emerytowanych weteranów ringu było odgrzewaniem - ale ochłapów ze stołu suto nakrytego kilkanaście lat temu.

A skoro milionerzy, (byli) najlepsi sportowcy w swoich dziedzinach mogą, ja również się skuszę na tak mało wysublimowane danie.

-> LINK ->

PS Postanowiłem zabawić się w mikrofalówkę ze względu na brak czasu - nie bójcie się, daleko mi jeszcze od twierdzeń postmodernistów, tematów do odkrycia mam jeszcze w głowie wiele.

PSS Wybaczcie tak późny wstęp, tekst powinienem w sumie popełnić przed odgrzewaniem turyńskiego opowiadania.

*- Działalność czytelniczą przerwał mi niemiły incydent związany z brakiem biletu i perspektywą zapłaty 150-złotowego mandatu.