Informacje o blogu

Blog Ceyvola

Ten manifest użytkownika Ceyvol przeczytało już 20689 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Nie mogę spać07.09.2018 04:10, @Ceyvol

2
Wyobraź sobie, że pewnego dnia zaczynasz kaszleć.

Kaszel ni to suchy, ni to mokry. Niby coś wyduszasz, ale w sumie samo powietrze. Najpierw to dwa kaszlnięcia dziennie, potem cztery, później dziesięć. Ale nie czujesz się źle, nie byłeś przeziębiony, nie zapowiada się, żebyś był. Co prawda jesteś jakiś nieswój. Późno zasypiasz, nie rozpiera cię energia, nie jadasz zbyt dużo, jesteś lekko spięty. 

Przestałeś słodzić herbatę, ograniczyłeś alkohol, poprawiłeś i tak przyzwoitą dietę. Fajek nie palisz, nie ćpasz, na panny lekkich obyczajów nie chodzisz, więc żadna rewolucja, kilka prostych postanowień. 

Od cukru odzwyczaiłeś się po 4 dniach, a przecież słodziłeś ostatnie 20 lat. Gazowanych napojów nie pijesz już 3 lata. Bo tak. Z wielu pierdół można zrezygnować, jeśli po prostu się chce.

Przez jakiś czas jest lepiej. Jesteś mniej nacukrowany, ospałość się zmniejsza, odżywasz, grasz nawet w piłkę.

Ale kaszel wraca.

Na zajęcia masz dwa kilometry, codziennie przechodzisz je pieszo. Nie jesteś typem sportowca, więc przynajmniej unikasz MPK, spacerujesz gdzie się da dla zachowania ruchu. Wystarczy. Jesz co chcesz, a gruby nie jesteś, do tego odwiedzasz siłownię, coś tam próbujesz poprawić. Ciało jak ciało, ma przeróżne bolączki, ale wszystko na swoim miejscu.

Jesień się kończy, robi się kilka stopni na plusie i trzeba zmienić kurtkę na grubszą. Pierwszego dnia jest w porządku, drugiego też, trzeciego masz po tych dwóch kilometrach całe mokre plecy. Nie jesteś zdyszany ani osłabiony. Myślisz sobie – za ciepło, wina kurtki.

Mija jeden tydzień, drugi. Kupiłeś sobie syrop na kaszel. Aptekarka nie potrafi ocenić, czy jest suchy, czy mokry, więc daje ci coś na oba. Trochę pomaga, wracasz do dwóch kaszlnięć dziennie. Nadal się pocisz w drodze na zajęcia. Poza tym czujesz się zupełnie zdrowy i w pełni sił – po schodach fruwasz jak piórko, dźwigasz klamoty, norma.

Przychodzi piątek. Jedziesz do domu. Od rana nie masz apetytu, ale coś tam zjadasz. Znowu kaszel. Zapisujesz się na poniedziałek do lekarza.

W sobotę zjadasz tylko jeden mały posiłek. W nocy nie możesz spać, zasypiasz dopiero o 8 nad ranem. Budzisz się po dwóch godzinach.

W niedzielę zjadasz może dwa kęsy jedzenia. Nie śpisz całą noc. Nie możesz. Plecy bolą cię tak, że nie możesz pozostać w jakiejkolwiek pozycji leżącej. W końcu słońce wstaje, rano idziesz na wizytę. Zanim wyjdziesz, zjadasz ćwierć bułki. Po minucie bułka wraca na ten świat prosto do kanalizacji.

„Noo, Panie Ceyvolu, jakaś infekcja tu jest, ale ta reakcja to raczej na tle nerwowym.”

Jakby ktoś się nie domyślił, wstęp był o mnie.

Jak cały weekend nie jesz i nie śpisz, to trudno nie być nerwowym. Ciśnienie – niskie, ale w normie. Daje mi jakiś syrop na duszności. „Proszę poczekać na korytarzu, wyjdę do Pana za 10 minut”.

Nie wychodzi przez czterdzieści, a pamiętam może z pięć.

Koniec końców wypisuje skierowanie na pogotowie. Nawet sami zawożą. Spory wpływ na tę decyzję może mieć fakt, gdy w końcu wyjrzała, nie dałem rady wstać z krzesła i inny pacjent niemal wtoczył mnie do gabinetu.

---

Na pogotowiu wysadzają z samochodu, sadzają na kozetce, skierowanie kładą na ladzie, odjeżdżają. Mija kwadrans.
- A Pana to kto tu przywiózł, ojciec, brat, sąsiad?
- Eskulap.
- I co Panu jest?
- Nie wiem, nie jem i nie śpię, kaszlę do wyrzygu. Nie mogę leżeć.
- Ale wymiotował Pan?
- Tak, śniadanie.
- Ale na pewno zjadł Pan, a potem zwrócił?
- Tak, na tym polega wymiotowanie.

Obmacał, ponaciskał – nic nie boli. Mina mówiąca: „symulant albo co”, ale rutynowo EKG. Tu elektroda, tam elektroda, pstryk bzyt, zrobione. Patrzy na to EKG…
- Yyy, zrobimy jeszcze rentgen.

Rentgen zrobiony. Powrót na kozetkę. 10, 15, 20 minut. Wreszcie przychodzi. Mina już nie taka dziarska.
- Yyy, noooo, wie Pan, obejrzeliśmy zdjęcia i niby coś, ale w sumie nie na sto procent, więc położymy Pana na jeden dzień i zobaczymy.

Godzinę później pierwsza dekompensacja.

---

Przyjeżdża echokardiograf. Wynik: 16% frakcji wyrzutowej lewej komory. Norma to +65%. Poniżej 20% kwalifikuje do przeszczepu. 

A tak po ludzku, serce pompuje ¼ tego co powinno.

Jak to było? Infekcja i reakcja na tle nerwowym?

No ale trudno, zawsze mogło upierniczyć mi nogi.

- Nie męczył się Pan mocniej ostatnio?
- Nie.
- Na którym piętrze Pan mieszka?
- Na trzecim.
- I nie musiał Pan robić przerw?
- Nie, w czwartek wchodziłem nawet kilka razy.

Jak człowiek, mając w uproszczeniu ćwierć serca, śmigał po schodach, chodził na siłownię, grał w piłkę i przechodził codziennie pieszo minimum 4 kilometry? 

Do dziś się za głowy łapią.

---

W takich sytuacjach zawsze nasuwa się odpowiedź, że klient zrobił to sobie sam. Całkowicie uzasadniona, przećpana młodzież trafia na pogotowia cały czas. Trudno winić za takie myślenie.

- Papierosy?
- Zero.
- Alkohol?
- Mniej niż studencko.
- A z jakichś niepewnych źródeł?
- Z Żabki.
- Jakiś niesportowy tryb życia?
- W fast-foodach się nie stołuję.
- Chodziło raczej o… <gest dawania sobie w żyłę>
- <gest machnięcia ręką>
- Dopalacze?
- Na oczy nie widziałem.
- Jakieś egzotyczne koleżanki?
- Nie zagadałem.

O dziwo nigdzie nie pytają o energetyki. Też nie piję, nie lubię, pachną jak farba do włosów. A może to farba do włosów pachnie jak energetyki?

Oczywiście kto by wierzył na słowo. Kłujemy, sprawdzamy. Toksykologia czysta. Krew nieskazitelna. Chorób zakaźnych brak. Infekcji czy powikłań też. A sprawdzają wszystko, żołądek, płuca, zatoki, uszy, zęby. 

Wszędzie wożą na wózku. Nie to, żebym na nogach był w stanie. Pierwsze pozwolenie na wyjazd do łazienki (jak to ogóle brzmi) dostałem w drugim tygodniu. Wcześniej gąbeczka. 

Ostatecznie pierwszy miesiąc w pozycji półleżącej. Miesiąc pod monitorem. Miesiąc pod tlenem. Z elektrodami na klatce, pompą dopaminową do żyły. Codziennie zastrzyk w brzuch z rana, dwie kroplówki, trzy razy dziennie pobranie krwi i co rano bilans moczu. 

Niefajna sprawa. Po zastrzykach przeciwzakrzepowych w bebechu robią się zrosty, jest twardy jak kamień i kolorowy jak sny w piosence Just 5. Codzienne kłucie zgięć łokciowych przez tyle czasu z kolei powoduje, że w pewnym momencie 30 małych dziurek zmienia się w jedną czerwoną plamę i trzeba się przerzucić na kłucie dłoni. Ale to akurat drobne niedogodności.

Gorszą jest awaria zegara biologicznego. Przy tak rozregulowanym organizmie mózg wariuje. Najpierw nie możesz zasnąć od duszności, później śpisz z wycieńczenia. Wszystko się przesuwa. Do stanu, w którym zasypiasz przed południem i budzisz się o 21. W międzyczasie budzą cię na posiłki, ale to nie przeszkadza ci spać dalej. A potem zapada noc, a ty jesteś przytomny. Nie otworzysz gęby, nie poczytasz książki. Zostaje szpitalny Internet w telefonie i legalne filmy na YouTube.

Ciśnienie przez cały pobyt 85/55. Tętno w spoczynku początkowo 110, w dłużej perspektywie nie mniej niż 90. Każde próba podniesienia się to praktycznie pewna dekompensacja. Wyciągnięcie ręki po telefon na szafce skutkuje skokiem pulsu o 20. 

Dekompensacja to ciekawe doświadczenie. Można je trochę porównać do duszącego się silnika na resztkach paliwa. Pomyślcie sobie, że krew krąży po Waszych narządach tak wolno, że praktycznie w nich zastyga. Dotyczy to m.in. nerek i wątroby, które robią się przekrwione i niemiłosiernie bolą, stąd problemy z leżeniem. Ale pozycja na plecach to i tak najlepsza opcja, bo obrót na którykolwiek bok to gwarantowane wymioty. Te z kolei są prezentem od napęczniałych płuc, w których nieprzepompowany płyn powoduje ciągłe duszności. Po prostu zaczynasz kaszleć. I nie możesz przestać. Kaszlesz aż zwymiotujesz, choćbyś nie miał czym. To nie są mdłości – przy mdłościach jedzenie ci się cofa. Tutaj nic się nie cofa. Po prostu wyduszasz z siebie powietrze tak mocno, pod dużym ciśnieniem, tak długo, aż coś z żołądka ci się urwie. Najczęściej żółć o posmaku metalu. 

I tak po kilka razy dziennie.

Czasami przyjdzie pielęgniarka i da ci zastrzyk na wymioty. Metoklopramid. Śmieszne uczucie. Wyobraźcie sobie, że jesteście surowym jajkiem, z tą całą mazią w środku. Po metoklopramidzie czujesz się, jakby nagle zniknęła skorupka. Całe twoje ciało rozlewa się we wszystkich kierunkach bez jakiejkolwiek kontroli. Nie masz siły kiwnąć palcem ani nawet mówić. Kilka godzin z życiorysu, jedyne wyjście to pójść spać. Gorzej jak jest środek dnia i się nie chce.

Najgorzej, gdy puls frunie w górę jak rakieta. Czujesz, że serce daje sobie popieprzony wycisk, byle utrzymać całą machinerię w ruchu. Ale to wszystko i tak ledwo zipie, a ty możesz jedynie leżeć i walczyć z tym w swojej głowie. Ciało nie jest w stanie drgnąć, a jednocześnie każda jego komórka błaga o więcej tlenu. Chciałbyś po prostu wziąć pilota i to wszystko wyłączyć, wyciszyć, zamknąć oczy i zasnąć. Ale masz wrażenie, że jeśli to zrobisz, to wylądujesz w kostnicy. I zamykasz umysł w stalowej klatce. Jedyne co możesz zrobić, to spróbować wprowadzić się w trans. Możesz liczyć owce, odmawiać różaniec, wymieniać pokemony – cokolwiek na ciebie działa. Ja odtwarzałem sobie w głowie płyty The Offspring. Nie mam bladego pojęcia dlaczego.

Pierwszym wypisem cieszyłem się tydzień. Przy pierwszej kontroli profesor mnie osłuchał i stwierdził, że chyba kogoś pogrzało, że mnie wypuścił. Miałem w sercu skrzeplinę. Gdyby się urwała, realny zator i kaput.
 
---

Sala monitorowa na kardiologii to fascynujące miejsce. Tu najczęściej trafiają osoby świeżo przyjęte, z pierwszym epizodem chorobowym, jeszcze bez diagnozy. I trzeba je – no właśnie – pomonitorować. Co to oznacza w praktyce?

W ciągu miesiąca pierwszego szpitalnego pobytu miałem na sali prawie 20 różnych „współlokatorów”. Posiadali trzy wspólne cechy. 

Wszyscy na oko w wieku 50-70 lat. 
Wszyscy byli palaczami. 
Wszyscy byli grubasami, a część z nich miała taki bebzol, że wylewał się na obie strony łóżka.

Najbardziej pocieszny zawsze jest pierwszy wywiad.
- A ta otyłość to od dawna taka?
- Noooo, w wojsku byłem kucharzem.
- Ile Pan waży?
- Ni mam wagi w domu, to ni wim. Ze 130 kilo.
- Ile Pan pali?
Zawsze w tym momencie słyszę głos Smolenia: „przed śniadaniem i wieczorem jak przygasa”.
- Yyyy, będzie tak z dwie i pół paczki dziennie.

I tak co dzień. Zawsze wielce zdziwieni, zawsze ta sama diagnoza – choroba wieńcowa, nadciśnienie, przepalenie płuc, plus wybierzcie sobie cokolwiek z potencjalnego asortymentu. Na pewno traficie.

A obok leży sobie Ceyvol, lat 24. Kaszel jak przy raku płuc. Codziennie znajdował się nowy śmieszek.
- Hehehehe, to ile się paliło młody, hehehehe?

W życiu nie miałem w ustach papierosa.

---

Trafiają się i prawdziwe ananasy. Moim ulubionym był 70-letni Pan, bardzo zamożny, chwalił się synem na wysokim stanowisku firmy, której produkty większość z Was ma w swoich komputerach. Opowiadał, że zwiedził wszystkie kraje Europy oprócz Islandii.

Nie zwiedził niestety krainy zwanej zdrowym rozsądkiem. Na kardiologię trafił po zasłabnięciu. Jak twierdził, zrobiło mu się słabo, gdy ładował do pieca ekogroszek. Mimo ciemności przed oczami, zamiast zadzwonić do pomoc, wsiadł w auto i sam pojechał do oddalonego o 15 km szpitala. Nie dojechał, 4 km od miasta zjechał na parking przydrożnej karczmy. Gdy po niego przyjechali, nie był w stanie sam wysiąść z auta.

A że o mało kogoś nie zabił? Eee tam. Jak twierdził „on ma 70 lat i nigdy nie miał nawet w kataru, a w młodości ćwiczył podnoszenie ciężarów".

Dobrze, że jego nie ponieśli.

---

Wszczepiono mi kardiowerter-defibrylator. Urządzenie jest większe niż rozrusznik, musi mieć dużą baterię, by w razie arytmii albo zatrzymania porządnie pieprznąć. Generalnie wszczepia się je po to, żebyś nie umarł, gdy zaczniesz umierać. No chyba że umierasz na amen, wtedy żadne wstrząsy nie pomogą.

Wstawienie urządzenia to ciekawy zabieg. Otwierają ci klatę na znieczuleniu miejscowym i przez godzinę czujesz jak w Tobie grzebią. Nie jest to najmilsze uczucie na świecie, ale nie ma co dramatyzować. W sumie jest nawet śmiesznie, przynajmniej dopóki nie zaczynają ci rozpychać tej dziury, żeby zrobić kieszonkę na urządzenie.

Po zabiegu cię zaszywają, a na klacie kładą cegłę. Dosłownie, ciężarek o kształcie i wadze cegły, żeby w miejscu szycia nie zrobił się krwiak. I tak sobie leżysz parę godzin. Potem dwa tygodnie nie możesz ruszyć ręką, a dwa miesiące odzyskujesz pełen zakres ruchu. Tyle czasu zajęło zejście opuchlizny.

Ograniczenia są dosyć zabawne. Nie mogę zbliżać się do włączonych płyt indukcyjnych i wchodzić do transformatorów. Powinienem też prosić o ręczną kontrolę osobistą na lotniskach, a w sklepach „żwawiej niż normalnie przechodzić przez bramki”. Mogłoby się okazać, że ukradłem samego siebie.

---

Dbajcie o siebie. Nie palcie fajek, nie odżywiajcie się syfem. Ruszajcie się. Mnie nie pomogło, ale u mnie Niemcy znaleźli jakieś niefortunne kombinacje genów. Większość z Was wylosowała pewnie lepszy pakiet.

Chociaż nigdy nie wiecie. Appie Nouri miał u stóp cały świat, po czym upadł i pewnie na tych stopach już nie stanie. Davide Astori nawet się nie dowiedział, że miał jakiś problem. Pewnej nocy po prostu odszedł. Na Twitterze gromada domorosłych kardiologów zastanawiała się – jak to możliwe? Ano, możliwe. Tak jak możliwe jest jednego dnia wchodzić na trzecie piętro, a następnego ocierać się o przeszczep.

Od kilkuset dni zero sportu i zero alkoholu. Nie mogę też oddawać krwi. Szkoda, bo jestem uniwersalnym dawcą. Biorę za to dużo tabletek. Jedne takie same jak moja babcia, tylko moje są cztery razy większe.

Nie życzcie zdrowia, nie szukam współczucia. Najgorsze dawno za mną. Parę osób pytało na Twitchu co u mnie, więc napisałem. Alternatywą było leżeć jak kołek z zamkniętymi oczami. A tak może ktoś kiedyś w podobnej sytuacji poczuje się mocniejszy.

Pozostało tylko ciągłe zmęczenie. Zmęczenie gdy wstajesz, zmęczenie gdy gdzieś idziesz, zmęczenie gdy musisz coś zrobić. Gdy stoisz, gdy siedzisz, gdy leżysz. Gdy idziesz spać. 

Ale myślę, że kiedyś przejdzie.

Dobranoc.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.