Artykuły

Węgierska przygoda #3
jakubkwa 24.05.2005 13:22 1775 czytelników 0 komentarzy
1
Rozdział 5 – Po powrocie... Zwiedzanie miasta zajęło mi o dziwo sporo czasu. Nie wiedziałem dokładnie, która była godzina, ale zapewne musiało być już grubo po 15:00. Od porannego śniadania nie miałem nic w ustach, nie miałem też przy sobie żadnych pieniędzy... Ba, pieniędzy nie miałem w ogóle! Taka była smutna prawda – żyłem tutaj w cudzym domu i na cudzym utrzymaniu. Przynajmniej do pierwszej wypłaty... Głód doskwierał mi jednak tak bardzo, że postanowiłem wrócić do mieszkania Gábora i przekąsić coś z nie swojej lodówki. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Kiedy otworzyłem drzwi wejściowe usłyszałem radosny głos gospodarza:
- No jesteś nareszcie! Czekaliśmy na ciebie z obiadem! Siadaj!

Byłem w siódmym niebie. Ochoczo zasiadłem do stołu. Morfi bawił się w kamerdynera. Najpierw przyniósł przystawki – sześciany salami powbijane na wykałaczki. Potem podał nam zupę paprykową. Pierwszy raz w życiu jadłem coś takiego i jeszcze wtedy miałem nadzieję, że ostatni. Daniem głównym były kotlety mielone (zmielonym mięsem użytym do produkcji kotletów było, a jakżeby inaczej, tutejsze salami), na deser zaś podano ponoć prawdziwy przysmak w tej części Węgier – lody paprykowe. Za to ostatnie danie podziękowałem.
- Jak się udała przechadzka? – zagadnął z uśmiechem Gábor przy okazji dłubiąc w zębach jedną z wykałaczek pozostałych z przystawek.
- A nienajgorzej. Rzeczywiście jest tu wiele ciekawych zabytków, nie spodziewałem się, że aż tak wiele.
- A byłeś na stadionie?
Nie musiałem odpowiadać – moje zawstydzenie przemówiło same za siebie. Gospodarz jednak nie stracił humoru.
- Nie przejmuj się! – krzyknął śmiejąc się – Załatwimy wszystko jutro. Plan jest taki. Trening zaczyna się o godzinie 12, wtedy zapoznasz się z zespołem. Najpierw jednak przedstawimy cię prasie – konferencję prasową zwołałem na wpół do 12. Na sam stadion pojedziemy na 11, żebyś mógł zapoznać się z obietkem i współpracownikami. Pasuje?
- Jak najbardziej. Widzę, że świetnie sobie radzisz w sprawach organizacyjnych.
- Staram się jak mogę – odpowiedział z uśmiechem. – Dzisiaj natomiast chciałbym ci zaproponować nieco więcej relaksu.
- Co masz na myśli? – spytałem nie kryjąc ciekawości.
- Mam na myśli opróżnienie butelki najlepszego wina, jakie znajdę w piwnicy, a potem... Może byśmy poszli na jakąś dyskotekę? – spytał wesoło.
- Jestem jak najbardziej za! W końcu managerem będę dopiero od jutra, to dzisiaj jeszcze możemy zaszaleć. Ale co do wina...
- Ach tak! Zapomniałem, że za nim nie przepadasz... Dobra, znajdziemy coś mocniejszego...


Tak, tak – to jest wódka paprykowa...

Rozdział 6 – Potańcówa

Ścisk był niesamowity... Ledwie weszliśmy porwał nas szaleńczy tłum... Nikt w klubie nie stał, nie siedział, nie chodził... Wszyscy tańczyli, choć z osobna nie tańczył nikt... Nie było miejsca na indywidualność... Można było ruszać się tylko tak, jak pozwalał na to tłum... Nie, to nie był zwykły taniec... Czułem się jakbym nie dotykał stopami ziemi... Jednostka nie istniała... Był za to zdziczały do granic kotłujący się tłum... Nie było mnie, choć byłem będąc jego częścią...

A jednak była w tym jakaś regularność... Na pewno... Istniało tu jakieś ogniwo spajające nas – rozszalałych, zmechanizowanych uczestników tej swoistej orgii... Coś, co kazało tańczyć tak, jak tańczyła reszta tłumu... Wiedziałem, co to było... Rytmiczne uderzenia basu, powodujące zarazem nieprzyjemne ruchy mojego żołądka... Robiło mi się od tego niedobrze... Czułem, że zwymiotuję na będący w ekstazie tłum... Tak... To na pewno przyniosłoby ulgę, przynajmniej chwilową... Chciałem tego... Zmuszałem się
jednak nadaremno... Nie byłem w stanie tego zrobić... Czy hamowała mnie podświadoma odraza czy jakiś inny bodziec? Nie wiem sam... Zaczęło brakować mi powietrza... Zemdlałem...

Rozdział 7 – Ona

- I co z nim? – przebił się jakiś gruby głos przez dobiegające zewsząd odgłosy muzyki.
- W porządku, zaraz powinien dojść do siebie – odpowiedział ktoś inny. Ktoś, kto był znacznie bliżej mnie. Na tyle blisko, że mogłem wyraźnie słyszeć jej głos, bo że była to kobieta nie miałem wątpliwości. Ale cóż to był za głos... Aksamitny i delikatny, a jednocześnie pewny, stanowczy i zdecydowany... Dziwnie określać jakikolwiek głos mianem „seksowny”, ale ten właśnie epitet najlepiej oddaje dźwięk i harmonię głosu osoby, która odpowiedziała na pytanie...
- Koniec przedstawienia! Wracać do środka! – odkrzyknął pierwszy rozmówca. Usłyszałem kroki motłochu, z początku głośne, potem coraz cichsze, aż wreszcie zniknęły całkowicie wśród rytmicznych uderzeń basu...
Zostałem na zewnątrz budynku sam z właścicielką głosu, który przyprawił mnie o gęsią skórkę. Chciałem otworzyć oczy i ujrzeć tę nimfę, jednak nie wiedzieć czemu bałem się tego. Być może obawiałem się, że rzeczywistość nie sprosta mojemu wyobrażeniu, które wyrobiłem sobie na podstawie głosu? Postanowiłem więc udawać, że wciąż jestem nieprzytomny... Jak dziecko! Jednak po chwili poczułem coś, co nie pozwoliło mi dłużej zwlekać z otwarciem oczu. Jej wspaniały zapach... I nie chodzi mi tu o jakieś wykwintne perfuma, jakich miałaby moja wyidealizowana kobieta używać. Nie... To nie był zapach sztuczny, wyhodowany gdzieś w otchłaniach laboratoriów chemicznych... Choć nie ulegało wątpliwości, że użyła ona jakiegoś dezodorantu... Jednak chemikalia te w połączeniu z ciałem posiadaczki wspaniałego głosu tworzyły tak spójną całość, że zapach przez nie wydzielany wydawał się jej naturalnym zapachem... Byłem już pewien, że obok mnie znajduje się kobieta szczególna, wyjątkowa. Inna od wszystkich. Wymarzona? Tego jeszcze nie wiedziałem, ale teraz nie pozostawało mi już nic innego, jak tylko otworzyć oczy...
Na podwórzu było już ciemno, ale światło pobliskiej latarni pozwoliło mi ją zobaczyć... Przykucnęła w pobliżu, tyłem do mnie. Była szczupłą brunetką średniego wzrostu. Ubrana była w najwyzklejsze dżinsy i jeszcze zwyklejszy sweterek. Wszystko to jednak znakomicie pasowało do wizerunku, jaki stworzyłem sobie w wyobraźni.Wizerunku normalnej, naturalnej dziewczyny. Spodnie nie były obcisłe, a jednak wspaniale podkreślały krągłości jej bioder... Sweterek ten również ciężko by było nazwać ciuchem wyzywającym, a jednak znakomicie pokazywał jej nienaganną figurę... Gdy tak badawczym wzrokiem obserwowałem swoją opiekunkę, ta niepostrzeżenie, jednym szybkim ruchem, odwróciła się i zauważyła moje spojrzenie...
- Widzę, że pan już ma się lepiej! – powiedziała z uśmiechem. Już wiedziałem, co prócz głosu jest w tej kobiecie najbardziej zajmującego. Właśnie uśmiech. Prezentował się wprost fenomenalnie... – Przygotowałam coś dla pana...
Podeszła bliżej i położyła mi na głowę chłodny okład z jakichś świeżo zerwanych roślinek.
- Jest pani pewna, że pomoże mi parę chwastów? – spróbowałem zażartować, nieudolnie zresztą. Nie jestem może na co dzień nieśmiały wobec osób płci przeciwnej, ale wobec tej kobiety niejeden znacznie bardziej śmiały niż ja nie wiedziałby jak się zachować... No cóż, robienie z siebie idioty nie jest takie złe... Może chociaż zapadnę jej w pamięć... Nawet jako idiota. Nie mogłem jednak się nadziwić jak potrafiła po tak głupim i bezmyślnym tekście z mojej strony mimo wszystko uśmiechnąć się... I to tak naturalnie.
- Panu nic nie musi pomagać. Jest pan przecież zdrów. Nieco tylko rozgorączkował się pan tańcem, ale te rośliny zajmą się zbiciem gorączki.
- A długo im to zajmie?
- A spieszy się pan?
Czy zbyt śmiałe z mojej strony byłoby, gdybym rzekł, że z jej powodu mógłbym leżeć tu latami?
- Szczerze mówiąc nie za bardzo. Dosyć wygodnie mi się leży.
- No to muszę pana zmartwić... –
jaki piękny ten jej uśmiech – Zaraz nawet gorączka panu przejdzie i będzie mógł pan spokojnie wracać do domu. Albo na dyskotekę...
- Tego wolałbym raczej uniknąć... Ale i tak muszę poczekać na przyjaciela. Zechciałaby mi pani towarzyszyć?
- Z największą przyjemnością.
A więc siedziałem w ciemny wieczór na zewnątrz dyskoteki i rozmawiając z najwspanialszą kobietą świata czekałem na Gábora... I modliłem się w duchu, żeby nie przyszedł wcale. Z każdą minutą naszego dialogu byłem coraz bardziej zachwycony moją towarzyszką... Z każdą minutą wiedziałem o niej więcej... Była pielęgniarką w lokalnym szpitalu. A nazywała się Ágnes Csizmadia.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution