Artykuły

Deszcze niespokojne #2
Rdeq 03.09.2009 18:46 5968 czytelników 0 komentarzy
18

Zawsze szybko dostosowywałem się do każdej grupy i równie szybko stawałem się jej ważną postacią. Nigdy nie wiedziałem, z czego mogą wynikać moje przywódcze cechy, jednak gdzie się nie pojawiałem, spotykałem się z przyjaźnią lub szacunkiem. Widać to było nawet na boisku – nigdy nie byłem najlepszym zawodnikiem, a jednak starsi koledzy posłusznie kierowali się na wskazane przeze mnie miejsce i robili, co im sugerowałem. Co mogło sprawiać, że słuchali bez zastrzeżeń poleceń dużo młodszego i słabszego od nich chłopaka, który nie potrafił nawet celnie uderzyć na bramkę? Być może imponowało im we mnie moje oddanie oraz waleczność? Być może trafiały do nich moje charyzmatyczne przemówienia bądź ostra krytyka, która nierzadko motywowała ich do dalszej walki? Z podobną sytuacją mogłem się spotkać również w szkole, na osiedlu czy nawet na trybunach stadionu, gdzie chodziłem regularnie.

Zawsze byłem bardzo dojrzały jak na mój wiek. Byłem spokojny i cichy. Podczas gdy problemy moich rówieśników kończyły się na zadaniach domowych i wyborze składów na boisku, ja już kształtowałem swoją własną hierarchię wartości, w której Cracovia, rodzina i przyjaciele wyprzedzały zdecydowanie szkołę, pieniądze a nawet... życie. Bo życia nigdy nie traktowałem jako dar, który pozwala mi delektować się dobrodziejstwami tego świata i który można stracić w ciągu ułamka sekundy, podejmując jedną błędną decyzję. Nigdy też nie myślałem o swojej przyszłości. Żyłem chwilą obecną – od piątku do piątku, od meczu do meczu, od wakacji do wakacji. I w ten sposób minęło wiele lat mojego dzieciństwa, w ciągu których zdążyłem na własne oczy zobaczyć ludzkie cierpienie oraz śmierć.

Ojciec odszedł ode mnie i mojej matki, gdy miałem trzy lata. Nie pamiętam go, nie mam żadnych wspomnień z tamtych czasów. Nigdy nas nie odwiedził, nie miałem od niego żadnych wiadomości i nie wiedziałem, gdzie próbował ułożyć sobie życie. Matka nie chciała o nim mówić, więc też niewiele o nim wiedziałem. Gdy próbowałem go sobie wyobrazić, idealizowałem jego postać - był dla mnie takim bohaterem, który zawsze był gotowy do walki z przeciwnościami i który odszedł tylko dlatego, że musiał. Wierzyłem, że jego serce biło dla mnie, dla mojej matki i dla Cracovii. Mogłem w to wierzyć, bo byłem przekonany, że i tak nie będzie mi dane go spotkać.

Moja mama ciężko pracowała w szpitalu jako pielęgniarka i często wracała do domu bardzo późno. Obiady jadałem wtedy u sąsiadki, a popołudnia spędzałem ze starszymi znajomymi na podwórku. Miałem dużo przyjaciół, którzy z czasem stali się dla mnie starszymi braćmi i którzy próbowali mnie nauczyć, co jest w życiu ważne. Jedno słowo już wtedy zapadło mi szczególnie w pamięci. Honor. Dopiero później doszły do tego poświęcenie i miłość. Wychowałem się na podwórku wśród ludzi, którzy w późniejszym czasie wyrośli na wyjątkowo porządnych obywateli lub na oddanych, wręcz fanatycznych, kibiców Pasów. Ja po latach potrafiłbym się znaleźć w obydwu tych grupach, gdybym tylko nie opuścił rodzinnego Krakowa.

***

Zimy na Ukrainie są niezwykle mroźne. Stan dróg również pozostawiał wiele do życzenia. Granat nieba kontrastował z bielą śniegu, który grubą warstwą leżał na każdym pagórku. Przez wszechogarniającą ciszę przebijało się czasem krakanie wron. Szosą podążał jeden srebrny samochód, którego kierowca wyklinał w tym momencie los. Z powodu niekorzystnej pogody nad stolicą kraju wszystkie loty zostały odwołane, a uparty mężczyzna był zmuszony pokonać prawie pół Europy samochodem. Nigdy nie ukrywał, że lubi ten środek transportu, ale dziesiątki godzin samotnej jazdy przez Niemcy, Polskę oraz Ukrainę z pewnością były gorszą perspektywą od siedzenia w wygodnym samolocie. W szczególności, że czekała go jeszcze droga powrotna.

Wkrótce srebrny mercedes dotarł do celu i minął starą tablicę z napisem „Київ”. Samochód mijał kolejne budynki, zarówno nowoczesne jak i pamiętające jeszcze czasy największych triumfów komunizmu. Praca, która dawała niezwykłe możliwości zwiedzania odległych miejsc świata, poznania obcych tradycji i kultur, a zarazem dająca niemałe zarobki bez wątpienia, była fascynująca. W tym jednak momencie – potwornie męcząca. Marzący o odpoczynku kierowca miał jednak obowiązki, które musiał spełnić w ciągu swojego krótkiego pobytu w stolicy Ukrainy. Czekało na niego naprawdę trudne zadanie, któremu wielu, ze względu na brak wrodzonego daru przekonywania, by nie podołało. Dar przekonywania a także niezwykła spostrzegawczość oraz przewidywanie były cechami, które z Holendra czyniły naprawdę wybitnego w swoim fachu.

Zmierzał do restauracji nad Dnieprem, niedaleko Starego Miasta. Gdy dotarł on do celu podróży znalazł szybko miejsce, by pozostawić swój środek transportu i udał się do wnętrza restauracji. W środku nie było wielu ludzi - był wczesny ranek i tylko niewielu turystów jadło tu śniadanie. Holender nerwowo rozejrzał się po pomieszczeniu, ponieważ nie miał pojęcia, jak ma wyglądać jego rozmówca. W tej chwili na końcu sali ktoś wstał i podniósł rękę przywołując go do siebie.
- Pan van Gastel jak mniemam? - powiedział siwy mężczyzna podając Holendrowi rękę.
- Pan Leonid Zhukov? Miło mi poznać. - Van Gastel zmierzył wzrokiem swojego rozmówcę, który teraz siadał i z uśmiechem na ustach sięgał po kartę.
- Z pewnością jest pan zmęczony i głodny. Zamówmy coś, będzie nam się lepiej rozmawiało. - Ukrainiec przejrzał szybko nazwy potraw, po czym zawołał kelnerkę. Oprócz dwóch dań zamówił pół litra wódki. - A więęęc, proszę mi powiedzieć, skąd takie zainteresowanie moim klientem? Sergiy od zawsze mieszka i gra w Kijowie, ma 33 lata więc doświadczeniem braku potencjału nie nadrobi, a Sparta to klub, którego perspektywy skończą się wraz z degradacją do drugiej ligi bądź bankructwem. Co takiego widzicie w moim kliencie?
- Wie pan, przyszły trener Sparty bardzo lubi zawodników pracowitych i walecznych. Sergiy jest ambitny, a jego doświadczenie zarówno klubowe jak i reprezentacyjne zapewnia pewną solidność. Uważamy, że byłby świetnym mentorem dla młodych zawodników.
- Ale dlaczego uważa pan, że zgodziłby się na przejście do waszego klubu? - W jego oczach widać było pewną chytrość. Łatwo było domyślić się, czego oczekuje, zadając takie pytania. Pieniędzy.
- Nie znam osobiście pańskiego klienta, jednak uważam, że jego dotychczasowe przywiązanie do klubu może mi pomóc. Poznałem wielu piłkarzy i wiem, że każdego w pewnym momencie nachodzi chęć sprawdzenia się w innym środowisku. Mam nadzieję, że Sergiy skorzysta, jeśli tylko dam mu taką możliwość. - Rozmowa z agentem piłkarza zawsze była najtrudniejsza. Nie było możliwości porozmawiać z piłkarzem, póki jego agent nie usłyszał obietnicy o satysfakcjonującej kwocie. Szczególnie, gdy przychodziło do negocjowania transferu starszego zawodnika, którego nie przekonywał argument „możliwości rozwoju”.
- Porozmawiajmy o zarobkach...
- Na świecie panuje kryzys, szczególnie dotknął on Ukrainę. Nie sądzę, żeby Sergiy Fedorov przez swoją dotychczasową karierę dorobił się tylu pieniędzy, by dzisiaj nie musieć pracować. A skoro o pracę będzie mu teraz niezwykle ciężko, to chyba nie powinien wybrzydzać.
- No tak, ale po klubie z Eredivisie można by było chyba spodziewać się...
- Tak! - van Gastel szybko mu przerwał. - Na pewno zarobi więcej niż gdyby pracował jako trener tutaj. Jednak nie spodziewałbym się na jego miejscu zarobków porównywalnych do piłkarzy innych klubów w Holandii. - Agent piłkarza wyraźnie się zmieszał. Jego doświadczenie w negocjacjach ograniczało się do kłótni o warunki nowego kontraktu z kimś z zarządu Dynama Kijów. Dzisiaj miał przed sobą pewnego siebie mężczyznę, który zapewne nie odpuści, gdy dojdą już do rozmowy o konkretnych liczbach. Holender przerwał ciszę: – 7 tysięcy tygodniowo. I niech to będzie ostateczna kwota.
- Coo? Nie ma mowy! - Staruszek zerwał się żywiołowo z krzesła. - Na pewno nie mniej, jak 70 tysięcy hrywn i ani kopiejki mniej!
- Hrywna? - Holender ani na chwilę nie przestał się uśmiechać. - Ja mówiłem oczywiście o walucie europejskiej. - Zhukov zmieszał się, opadł powoli na krzesło i sięgnął do kieszeni po komórkę. Wykonał szybki rachunek na kalkulatorze, po czym schował urządzenie.
- 63 tysiące – mruknął. - Tygodniowo?
- Owszem.
- Chyba będziemy mogli porozmawiać z zawodnikiem. - Ukrainiec uśmiechnął się i powrócił do swojej potrawy, która od jakiegoś czasu leżała przed nim.

Kevin van Gastel kochał swoją pracę. Nie tylko ze względów turystycznych, mógł również poznać ciekawych ludzi, a wśród nich nierzadko przyszłe gwiazdy holenderskiego futbolu. Był perfekcjonistą, co często pomagało mu w wyszukiwaniu tych najlepszych i wyjątkowych piłkarzy. Uwielbiał, mając zgodę zarządu, negocjować kontrakty przyszłych zawodników, podczas których swoimi zdolnościami manipulatorskimi niszczył nadzieję agentów na wysokie zarobki ich klientów. Dziś jednak nie miał się spotkać z młodym zawodnikiem o wielkim potencjale i jego rodzicami, a z zawodnikiem w podeszłym, jak na piłkarza wieku, którego największym atutem miało być doświadczenie. Mimo wszystkich zagrywek podczas rozmowy z agentem Sergiya Fedorova, pracownik Sparty Rotterdam nie był przekonany do tego transferu. Był tu jednak na prośbę człowieka reprezentującego wolę tysięcy kibiców klubu, który miał nadzieję, że zarząd zdecyduje się na darmowy transfer tak solidnego zawodnika. Był tu na prośbę przyjaciela, który nie miał w zwyczaju się mylić.

Jeszcze w grudniu Ryszard Ross poprosił go o chwilę rozmowy. Sytuacja klubu była trudna, zarząd rozglądał się już za potencjalnymi transferami, które nienaruszając stanu klubowego konta, wniosłyby wiele do drużyny. Kibice z dezaprobatą patrzyli na kolejne nazwiska wymieniane przez gazety jako cele transferowe. Chcieli kogoś, kto faktycznie mógłby wpłynąć jakoś na drużynę. Ross reprezentował kibiców Sparty, był ich pośrednikiem w rozmowach z zarządem. Tym razem zarząd był głuchy na wołania fanów i sam szukał wyjścia z dramatycznej sytuacji, mając wciąż przed sobą perspektywę bankructwa. Polak zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce i sam przygotował listę zawodników, którzy mogliby przejść do drużyny z Rotterdamu za darmo, wnosząc do drużyny nową jakość. Kevin van Gastel poświęcił swój urlop, by porozmawiać z każdym zawodnikiem z osobna, nie wiedząc nawet, czy zostaną oni rozważeni przez zarząd, gdy przedstawi raporty o nich po powrocie do Holandii.

Fedorov zadziwił holenderskiego scouta, zadziwić miał również zarząd klubu i tysiące kibiców prezentując niezwykle dojrzały futbol i wyrastając na gwiazdę swojej nowej drużyny. Dzięki swoim perfekcyjnym wręcz interwencjom w obronie i niezwykłemu spokojowi przy wyprowadzaniu akcji stał się później opoką, na której mogła być budowana nowa drużyna. Skupiając się głównie na walorach obronnych, van Gastel nie mógł nawet przypuszczać, że to właśnie ten stary Ukrainiec strzeli niezwykle istotnego gola w doliczonym czasie gry rywalowi zza miedzy niecały rok później. Największym ryzykiem dotyczącym tego transferu były ewentualne problemy z aklimatyzacją zawodnika. Fedorov urodził się w Kijowie i tam też grał całe życie (za wyjątkiem krótkiego epizodu w miejscowym Arsenalu, jego klubem było Dynamo). Zmiana ligi, klimatu, otoczenia oraz oddalenie się od rodzinnego miasta mogła być problemem dla zawodnika w tym wieku.
- Noo, ale kiedy jak nie teraz – stwierdził z uśmiechem na ustach Ukrainiec, domyślając się co trapi scouta. - Skończył mi się kontrakt z Dynamem, w perspektywie mam wyłącznie emeryturę lub przygodę. Jeśli będę źle się czuł, to mój psycholog zrobi wszystko, żebym przynosił optymalne korzyści drużynie do wygaśnięcia kontraktu. Wtedy będziecie mogli o mnie zapomnieć.
- Słusznie. Czujesz się na siłach sprostać temu wyzwaniu?
- Absolutnie. Jak jeszcze nigdy w życiu. - Sergiy powiedział to cicho, jednak z pełnym przekonaniem. Było coś w tym człowieku, co sprawiało, że van Gastel od razu mu zaufał. Wcześniej to samo odczuł Polak Ryszard Ross na podstawie nagrań meczów i kilku rozmów z byłymi trenerami kijowskiego klubu. Zawodnik jednak do Rotterdamu jechał w ciemno, bo kwestia jego zatrudnienia wciąż zależała od tego czy podobne zaufanie wzbudzi u sztabu szkoleniowego Sparty. Fedorov był gotów podjąć to ryzyko.

***

Z pozoru dzień jak codzień o tej porze roku. Silny wiatr nie był uciążliwy, ponieważ przynosił chwile wytchnienia od trzydziestostopniowego upału. Na niebie można było zauważyć tylko kilka śnieżnobiałych chmur, które niezwykle wyróżniały się na tle błękitnego nieba. W takich warunkach miał się odbyć debiut w roli szkoleniowca Ryszarda Rossa. A debiut był to nie byle jaki, ponieważ po drugiej stronie boiska miała czekać drużyna Feyenoordu, odwiecznego rywala Sparty. Przed Polakiem stało niezwykłe wyzwanie, któremu musiał sprostać, nie mając większego doświadczenia. Nieliczni tylko wiedzieli, w jakiej sytuacji poszedł na kursy trenerskie, jeszcze mniej osób wiedziało, że przed pracą w aktualnym klubie miał okazję ze swoich uprawnień skorzystać. Ja się do nich nie zaliczałem. Nie spodziewałem się wtedy większego oporu ze strony Sparty i to mimo dziesiątek godzin, które Rysiek spędził na analizie przeciwnika i na przygotowywaniu taktyki. I choć faktycznie drużyna gospodarzy przegrała to pozostawiła po sobie fenomenalne wrażenie, które już teraz mogło wróżyć walkę z każdym przeciwnikiem.

Tłumy kibiców w całym mieście dodawały tylko uroku temu lipcowemu dniu. Mimo że był to tylko mecz towarzyski, spragnieni piłkarskiego widowiska mieszkańcy Rotterdamu emocjonowali się całym wydarzeniem. Efekty współpracy Rossa (wtedy jeszcze przedstawiciela kibiców w zarządzie) oraz scouta Kevina van Gastela wyraźnie widać było na boisku. Wystarczy wspomnieć, że w wyjściowej jedenastce Sparty na ten mecz wybiegło aż siedmiu nowo pozyskanych zawodników. Przed sezonem 2008/09 do rotterdamskiego klubu dołączyło dziesięciu nowych piłkarzy, każdy z wolnego transferu, a nazwiska większości zawierała lista sporządzona przez Rossa pół roku wcześniej. Klub opuściło siedmiu zawodników, tak więc kadra w porównaniu z latami wcześniejszymi doznała prawdziwej rewolucji. Nowy trener i nowa drużyna stanowili największą zagadkę przed tym meczem i przed sezonem zarówno dla kibiców, jak i komentatorów oraz trenerów.

Pierwszym transferem Sparty Rotterdam był zaprezentowany 20 lipca brazylijski pomocnik Eduardo Costa. Dzień później odbyły się prezentacje dwóch Holendrów – prawoskrzydłowego Ugura Yildirima oraz niegrającego od sześciu lat lewego obrońcy Dave'a van Bogaerta. W ciągu kolejnych dni do klubu dołączyli kolejni zawodnicy: doświadczony pomocnik Alexey Smertin, napastnik Hubert Dijk oraz ambitny bramkarz Stefan Fabrie. Jak się później okazało, tylko ten pierwszy z wymienionej trójki nie skończył jako rezerwowy. Rano w dniu meczu do kadry piłkarzy Ryszarda Rossa dołączył dosyć stary już, bo trzydziestopięcioletni, obrońca Dave van der Meer. Wszyscy ci piłkarze wybiegli wieczorem w pierwszej jedenastce, by walczyć o chwałę w meczu z Feyenoordem.

Nie mogę powiedzieć, że Sparta powinna była wygrać ten mecz lub że porażka wynikała z braku skuteczności. Gospodarze oddali trzy razy mniej strzałów – cztery – niż przeciwnicy i tylko jeden był celny. Jednak pozostawili oni znacznie korzystniejsze wrażenie niż lepszy piłkarsko rywal, szczególnie że spodziewano się pogromu. Czego innego można było się spodziewać, gdy przeciwko poukładanej drużynie aspirującej do tytułu mistrza Holandii stanął zespół, na którego „wzmocnienia” nie zostało wydane nawet euro, a prowadzony przez byłego członka zarządu? Zawodnicy Sparty wielokrotnie ośmieszali przeciwnika, zarówno w indywidualnych pojedynkach jak i w składnych akcjach w środku pola. Jednak im bliżej byli bramki Henka Timmera, tym bardziej brakowało im zdecydowania. Jednak to samo można powiedzieć o rywalu, który mimo oddania dwunastu strzałów nie znalazł drogi do bramki przed 83. minutą. Wtedy to, próbując wybić piłkę z własnego pola karnego, młody obrońca z Nigerii Ayodele Adeleye kopnął Holendra Rona Vlaara w nogę. Sam poszkodowany strzelił jedyną bramkę w tym meczu.

Ryszard był niezwykle zawiedziony, jednak zarówno w szatni jak i przed kamerą podziękował zawodnikom. Dosyć długo jeszcze wracał do taśmy z tego meczu, analizując wszystkie aspekty gry swojej drużyny i próbując później poprawić wszystko, co nie pozwoliło jego zawodnikom dojść do wielu dogodnych sytuacji strzeleckich. Ambicja nie pozwoliła mu się zatrzymać i powiedzieć wszystkim „jestem niezmiernie zadowolony”. Zawsze doszukiwał się najmniejszych błędów, zarówno indywidualnych jak i tych w taktyce oraz dziękował za walkę i włożony trud. Okres przygotowań przedsezonowych był dla niego niezwykle pracowity: przez dzień pracował na treningach nad drużyną, wieczorami sporządzał listy z nowymi nazwiskami dla scoutów lub spotykał się z kibicami, a nocami przygotowywał nowe rozwiązania taktyczne, często oglądając do tego zapiski z różnych meczów. Nie miałem wtedy okazji się z nim spotkać, ponieważ wciąż był zabiegany, przygotowując się przed kolejnymi meczami.

Następnego dnia po meczu kibicom Sparty zaprezentowany został nowy bramkarz ekipy Rossa – Sebastiaan van der Smar z Vitesse Arnheim. Dla tego dwudziestoletniego zawodnika Stefan Fabrie nie był żadnym zagrożeniem, jeśli chodzi o obsadę bramki. Dopiero dziesięć dni później podpisano kontrakt z doświadczonym obrońcą z Ukrainy Sergiyem Fedorovem. Podczas prezentacji obok zawodnika i jego agenta stał uśmiechnięty Kevin van Gastel. W czasie trwania okienka transferowego do drużyny dołączył już tylko jeden zawodnik, który i tak był tylko wiecznym rezerwowym oraz mentorem dla młodszych zawodników. 37-letni pomocnik Marcel Boudesteijn był wychowankiem Excelsiora Rotterdam, więc z chęcią zgodził się wrócić do rodzinnego miasta mimo iż wiedział, że będzie wyłącznie rozszerzeniem kadry i odległą alternatywą dla trenera.

Kolejnym testem dla piłkarzy Rossa miał być mecz z półzawodowym klubem Capelle, z którym Sparta miała podpisany kontrakt o współpracę. Trzeba przyznać, że wynik – wygrana 1:0 – całkowicie odzwierciedlał przebieg spotkania, które było niezwykle nudne. Zawodnikom brakowało motywacji, biegali dosyć ospale, choć wymieniali dużo podań. W wyjściowej jedenastce wystąpiło tym razem aż ośmiu nowych zawodników. Jedyną bramkę meczu strzelił w 51. minucie Hubert Dijk po oskrzydlającej akcji Yildirima. Dwa ostatnie spotkania okresu przygotowawczego również nie napawały sporym optymizmem – Sparta zanotowała bezbramkowy remis z Go Ahead Eagles oraz zwyciężyła jednym golem z Excelsiorem Rotterdam. Bramkę ponownie zdobył Dijk. Nic nie wskazywało na to, że Sparta zdoła wyrwać przyszłemu przeciwnikowi choćby punkt w pierwszej kolejce Eredivisie. Przeciwnikiem tym miał być wszakże Ajax Amsterdam, jeden z faworytów do wygrania ligi.

***

Rok 1982. Kraków. Pan Henryk wracał swoim nowym Polonezem z pracy, był niezwykle zmęczony. Dzień nie był ładny, wiał wiatr, a na niebie było sporo ciemnych chmur. Drogi, jak zawsze, pełne dziur, których nikomu nie chciało się łatać. Jego podwładni nie grzeszyli pracowitością, przez co miał sporo problemów u przełożonych. Kiedy dostał tę pracę niespełna dwa lata wcześniej, nie spodziewał się, że będzie mu teraz tak trudno. Dlaczego kiedyś nie czuł takiego stresu na każdym kroku i potrafił się cieszyć każdą chwilą? Miał już czterdzieści sześć lat, może powinien poważnie zastanowić się nad emeryturą? Czegoś mu w ostatnich latach brakowało, jednak nie miał pojęcia, co to mogło być... W tej chwili coś wyrwało go z rozmyślań, kilkanaście metrów przed nim na drogę wyleciała szmaciana piłka, która spokojnie podskakiwała na drugą stronę jezdni. Szybka analiza zakończyła się podjęciem decyzji o hamowaniu. Henryk nie jechał zbyt szybko, jednak mógł poważnie poturbować chłopca, który nierozważnie wybiegł za piłką na ulicę. W ostatniej chwili Polonez zatrzymał się przed przerażonym właścicielem piłki. Kierowca otworzył drzwi.
- Chłopcze, życie ci nie miłe?!
- Proszę mi wybaczyć, to jest jedyna piłka w okolicy, nie możemy jej stracić – powiedział już ze spokojem chłopiec trzymając w rękach owalny skarb. Powoli wycofywał się teraz w kierunku bramy, z której przed chwilą wyleciała piłka.
- Czekaj chłopcze. Mogę popatrzyć jak gracie?
- Może pan nawet zagrać, o ile stanie pan na bramce – odpowiedział chytrze młodzieniec, patrząc jak nieznajomy zjeżdża Polonezem na chodnik. Nie spodziewał się takiej propozycji ze strony zdenerwowanego jeszcze przed chwilą mężczyzny, ani tym bardziej wybuchu śmiechu, gdy zaproponował mu grę na bramce.

Podwórze kamienicy nie było duże, jednak kilkunastu nastolatków znalazło wystarczająco miejsca, by pobiegać za piłką. Jedną bramką była brama wychodząca na drogę, drugą metalowy trzepak na przeciwległym końcu podwórza. Na lewo od bramy znajdowała się zadbana kapliczka. Kilka popękanych szyb na dolnych piętrach wskazywało na to, że chłopcy często się tu spotykali, by czynnie spędzać wolny czas. Większość miała na sobie stroje uszyte zapewne przez ich matki, w różnokolorowe pionowe pasy. Wszyscy byli już spoceni po kilkudziesięciu minutach intensywnej gry.
- No to mamy drugiego bramkarza! - Zawołał głośno chłopak, który wprowadzał pana Henryka na plac gry. Chyba był najmłodszy z nich wszystkich. - Pan o mało co mnie nie przejechał, więc zgodził się z nami zagrać. - Chłopcy zaśmiali się, po czym zaczęli nowemu bramkarzowi tłumaczyć z kim jest w drużynie.

Tego dnia mężczyzna znacznie się odstresował. Już zrozumiał, czego mu było potrzeba, czego mu wciąż brakowało. Podczas gdy jego praca, będąca zarazem jego pasją, zaczynała go irytować, gdy był, tak jak teraz, pod rosnącą presją, zdołał sobie przypomnieć co pięknego przyciągnęło go do tego fachu. W momencie gdy zamiast siedzieć przed biurkiem z kartką oraz długopisem i głowić się nad nowymi rozwiązaniami usprawniającymi pracę jego podwładnych, stanął między cegłami, broniąc tej magicznej przestrzeni między nimi przed szaroczarną kulą. Wtedy, gdy grał w piłkę z drużyną amatorów, którzy robili to dla przyjemności. Tego dnia już żadna piłka nie wyleciała na ulicę, właśnie za sprawą pana Henryka, który kolejnymi interwencjami wprawiał młodzież w osłupienie. Któż mógł przypuszczać, że bez mała pięćdziesięcioletni mężczyzna, który przypadkowo znalazł się na placu gry, okaże się takim świetnym bramkarzem. Wszyscy z podziwem kiwali głowami.

Henryk Stroniarz całe życie stał na bramce. Grał między innymi w Legii Warszawa, Cracovii oraz Wiśle Kraków. W 1967 roku zdobył z Białą Gwiazdą Puchar Polski. Rozegrał nawet jeden mecz w polskiej reprezentacji, jednak puścił wtedy aż sześć goli w meczu z Włochami. Od 11 listopada 1980 roku był trenerem Cracovii Kraków i walczył o utrzymanie w pierwszej lidze. Chłopcy, z którymi teraz grał, byli bardzo oddani drużynie Pasów, jednak kojarząc nazwisko trenera jedynie z postacią spokojnego starszego pana schowanego na ławce trenerskiej, nie poznali go, gdy ten wyłapywał kolejne piłki lecące w światło bramki. Nieraz powstrzymywał się w ostatniej chwili od wydawania poleceń zawodnikom ze swojej drużyny, co niewątpliwie było już jego nawykiem. W pewnym momencie usłyszał, jak poczynaniami swoich kolegów dyrygował najniższy z wszystkich pomocnik - ten sam, który wybiegł za piłką.
- Wojtek, uspokój teraz grę, rozejrzyj się! Dobrze... Maciek, lewe skrzydło masz wolne! - Ich drużyna grała zdecydowanie lepiej, szybko i po ziemi. Co chwila dochodzili do sytuacji strzeleckich, więc Henryk często był zmuszony do interwencji. Mimo wszystko nie strzelili żadnej bramki. - Maciek! Podejdź jeszcze i na długi po ziemi strzelaj! Nie widzisz, że z daleka go nie zaskoczysz?! - Trzeba przyznać, że wszystkie jego komendy były słuszne, mimo to trenera dziwiło posłuszeństwo reszty zawodników. W tym wieku każdy chciał się pobawić z piłką, popisać się przed znajomymi, każdy był przekonany, że to on powinien strzelić gola. W tym czasie nastolatkowie wymieniali całe mnóstwo podań po ziemi, zazwyczaj szybko, na jeden kontakt. Wszyscy słuchali najmłodszego zawodnika tak, jak jeszcze żaden profesjonalny piłkarz trenera Stroniarza. Chłopak miał charyzmę. Mimo to jego drużyna przegrała.

Po meczu wszyscy dziękowali sobie za grę, powoli zaczęli się rozchodzić. Większość gratulowała Henrykowi dzisiejszej gry, bo to właśnie dzięki niemu jego drużyna zwyciężyła. Gdy podszedł do niego niski brunet, poprosił go na bok.
- Chłopcze, jak masz na imię?
- Rysiek, proszę pana.
- Dobry z ciebie kapitan, Rysiu, - przyznał były bramkarz – jednak twoja gra nie olśniewa. Nie chciałbyś się czegoś nauczyć w klubie?
- Nie. Gram dla przyjemności, nigdy nie będę dobrym piłkarzem.
- Jednak na trenera masz pewne predyspozycje? - Mężczyzna uśmiechnął się.
- Tak pan uważa? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. - Rysiek się zamyślił. - Nie znam się w sumie na trenerce, na prowadzeniu treningów czy taktyce. Robię tylko to, co lubię.
- Chodzisz czasem na mecze? - Chłopiec przytaknął. - Wisła czy Cracovia?
- Oczywiście Cracovia – powiedział dumnie nastolatek. Zrobił na wszelki wypadek mały krok w tył, ponieważ nie wiedział, jak na tą odpowiedź zareaguje nieznajomy. Jednak ani myślał uciekać. W tym czasie mężczyzna uśmiechnął się.
- A nie myślałeś żeby zostać tam kiedyś asystentem?
- Asystentem? Dlaczego miałbym o tym myśleć? - Chłopiec znacznie się zdziwił.
- Asystent jest niezwykle ważną osobą, musi idealnie uzupełniać pierwszego trenera. - Tu mężczyzna zmierzył go wzrokiem. - Jest kilka elementów sztuki trenerskiej, które trener z asystentem muszą spełnić. Ty bez wątpienia masz opanowany jeden z ważniejszych z nich. Drugi, ten najważniejszy, jesteś w stanie szybko pojąć.
- Kim pan jest? - Spytał zdziwiony Rysiek. Mężczyzna się tylko uśmiechnął.
- Chodź dalej na mecze, zapewne się jeszcze spotkamy. - Henryk wyciągnął dłoń. - Miło było poznać.
- Mnie również – odpowiedział zmieszany chłopiec. Odprowadził wzrokiem nieznajomego aż do jego Poloneza. To był dla niego dziwny dzień.

***

Ponad 25 lat później ten sam Rysiek mieszkał w Rotterdamie i świetnie wiedział, kim był Henryk Stroniarz. Świetnie też wiedział, jak istotna jest rola asystenta oraz jaki asystent jest mu potrzebny. Wydarzenia z końcówki sierpnia są ostatnimi, które przegapiłem z powodu pracy poza Rotterdamem. W nowym sezonie operowałem już kamerami w Eredivisie, na stadionie Het Kasteel. W czasie, gdy byłem na południu Holandii, w Waalwijk, doszło do niemałego spięcia między Rossem a jego asystentem, Adri van Tiggelenem, które później zrelacjonował mi Ross.

- Nie po to tu jesteś, by podejmować jakiekolwiek decyzje za mnie! To ja teraz prowadzę tę drużynę! - Wykrzyczał podirytowany trener.
- Z twoim doświadczeniem? - Zaśmiał się Holender. - Powinieneś się mnie słuchać, powinienem być twoim nauczycielem! Jest tak wiele aspektów tego fachu, które ty...
- Jestem w stanie poznać bez ciebie! - Przerwał mu Ross. Skoro zostało mu powierzone zadanie, z którego on później będzie rozliczany nie miał zamiaru słuchać kogoś tak nieprofesjonalnego, nieposłusznego oraz leniwego. Swoje doświadczenie van Tiggelen zdecydowanie przeceniał - przez niespełna rok był asystentem i był przekonany, że w chwili obecnej to on będzie faktycznie kierował drużyną, a nie Ross. Polak jednak nie chciał o tym słyszeć. - Nie jesteś mi potrzebny.
- Taak twierdzisz? - Wycedził wkurzony asystent. - Jeszcze zobaczymy! - Ryszard nie czekał długo, odwrócił się i odszedł. Charakter Holendra nie był jego jedyną wadą. Nie był to typ asystenta, który był niezbędny trenerowi. Van Tiggelen miał nie najgorszy kontakt z zawodnikami, był dotychczas pośrednikiem między trenerem a jego podopiecznymi. Ross kogoś takiego nie potrzebował, sam świetnie dogadywał się z wszystkimi piłkarzami i najlepiej ich motywował. Był mu potrzebny ktoś, kto mógł go odciążyć w pewnych zadaniach. Ktoś, kogo z czystym sumieniem mógł poprosić o analizę najbliższego rywala i mieć pewność, że będzie to analiza dokładna i trafna. Ktoś, kto w trudnych momentach zawsze mógł zaproponować jakąś alternatywną taktykę czy rozwiązanie. Potrzebował jakiegoś dobrego taktyka, który wsparłby go swoją wiedzą, nie wymądrzając się przy tym.

Ross był zdeterminowany, szedł pewnym krokiem w kierunku biura prezesa. Peter Bonthuis zawsze był gotów przyjąć Polaka, żyli ze sobą w bardzo dobrych stosunkach. Jednak nie spodziewał się, że nowy szkoleniowiec przyjdzie do niego z taką sprawą.
- Zwolnij van Tiggelena – powiedział spokojnie Ryszard wchodząc do gabinetu.
- Słucham? - Zdziwił się prezes. - Czy ja dobrze usłyszałem?
- Owszem. Zaczyna mi działać na nerwy.
- Rozumiem, że możecie się nie dogadywać, ale Richard zrozum, że potrzebny jest ci ktoś z większym doświadczeniem, kto ci wskaże...
- Peter, oszczędź sobie, proszę. Na pewno nie jest mi potrzebny ktoś taki jak on. Zadufany w sobie staruszek, który tylko będzie podważał moje decyzje i psuł atmosferę w szatni.
- Nie chcesz mieć asystenta? - Zapytał już spokojniejszy Holender.
- Chcę. Ale nie takiego. - Nastała chwila ciszy. - Zwolnij go, poszukamy kogoś, kto będzie mi pomagał, nie przeszkadzał.
- Jesteś tego pewien?
- Absolutnie! – powiedział z pełnym przekonaniem Ross. Prezes zamyślił się.
- Dobrze. Załatwię to. Od poniedziałku zaczniemy rozglądać się za nowym asystentem, którego będziesz musiał zaakceptować. Coś jeszcze?
- Nie, już nic. - Polak uśmiechnął się. - Wielkie dzięki.

Dwa dni później faktycznie van Tiggelena w klubie nie było. Ryszard Ross musiał polegać na własnym doświadczeniu i własnej pracy, ponieważ nieprędko klub znalazł odpowiedniego asystenta dla Polaka. I to mimo wielu kandydatów. Jednak ci albo żądali zbyt wygórowanych stawek jak na upadający klub, albo nie podobali się trenerowi. Nie była to zbyt dobra wiadomość, ponieważ wielkimi krokami zbliżał się mecz pierwszej kolejki Eredivisie z Ajaxem Amsterdam. Niewielu optymistów twierdziło, że Sparta zdoła zwyciężyć. Jednak z całą pewnością drużyna z Rotterdamu łatwo się nie podda, bo choć umiejętności zawodnicy mieli może i mniejsze, to byli niebywale waleczni. Ryszard Ross długo przygotowywał drużynę do tego meczu, zarówno pod względem taktycznym jak i fizycznym, jednak nie miał wątpliwości, że Ajax przygotowany może być jeszcze lepiej. Trzynastego września na stadionie Het Kasteel miał odbyć się oficjalny debiut dziewięciu nowych zawodników oraz polskiego trenera...


Słowa kluczowe: 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

Szukaj nas w sieci

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.