Jedno trzeba Francji przyznać - ma znakomitych młodych środkowych pomocników. Sissoko, Coutadeur, Chantome, M'Vila, Sertic, N'Zonzi czy nawet Gourcuff. Do tej grupy należy drugi w tej wyliczance zawodnik Toulouse FC - Etienne Capoue. Miło mi donieść, że bestia, jaką był Capoue w Football Managerze 2010 stała się tylko i wyłącznie lepsza. Jak na każdego porządnego Francuza przystało, Etienne ma obywatelstwo byłej francuskiej kolonii - w tym przypadku Gwadelupy. Urodzony w Niorcie przed 23 laty pomocnik TFC zadebiutował w barwach Angers, jednak już po roku należał do szkółki w Tuluzie, gdzie czynił wielkie postępy. Na dobre wprowadził się do zespołu w sezonie 2008-09, kiedy to zanotował 32 występy w pierwszym składzie, strzelając jedną bramkę, zaś w poprzednim roku zagrał tylko o jeden mecz więcej, tym razem nie pakując już piłki do siatki. Na temat geniuszu Capoue można by pisać i wypracowania, a to i tak byłoby za mało. Jak więc zmieścić się w kilku zdaniach z opisaniem jego zalet? Trzeba spróbować. No to tak, po pierwsze - Capoue jest nie do przepchania. Silny, sprawny, wytrzymały, twardo stojący na nogach, gdyby był jeszcze trochę szybszy, to już w ogóle nie byłoby na niego mocnych. Warto też dodać, że ma 189 centymetrów, świetnie gra głową i jest w miarę skoczny. Pracowity, świetnie czytający grę, waleczny, umiejący współpracować z kolegami z boiska, no i najważniejsze - z perspektywami na jeszcze lepszy rozwój! Etienne wciąż nie wykorzystał swojego potencjału w stu procentach. Strach pomyśleć, co będzie, gdy ta chwila nastąpi. Za takich asów trzeba niestety płacić. Mimo tego, że na początku gry Toulouse wycenia go na 3,3 miliona euro, wyrzucą was sprzed drzwi gdy zaproponujecie im tą kwotę. Liczcie, że trzeba na niego wyłożyć około 10 milionów. Ale czy warto? Nie, nie warto. TRZEBA!