---

---

W biurze przy Graveyard Plaza od rana dominował gwar i poruszenie. Zniecierpliwieni redaktorzy raz po raz przeskakiwali z nogi na nogę, bez przerwy obgryzając paznokcie. W pewnym momencie w drzwiach pojawił się Speed.

Gwar w momencie ucichł, a wzrok podekscytowanych Revolucjonistów zdawał się rozszarpywać szefa. Uczucie podniecenia wypełniało duszne pomieszczenie do tego stopnia, że Brudas nie wytrzymał napięcia i o mało nie przypłacił tej atmosfery życiem. Na szczęście dzięki szybkiej akcji reanimacyjnej (ukłony w stronę specjalisty od metody „usta-usta”, Wujka Przecinaka), udało się go ocalić. Grobową ciszę przerwał sam El Commendante i ze stoickim spokojem rzekł revolucyjne zdanie: „Panowie, mamy je…”. Tłum eksplodował, okrzykom radości nie było końca. Z najnowszych głośników Reapera popłynęło dumne „We are the champions…”, a A. De Raph już rozlewał szampana. Kątem oka można było zauważyć, iż M8_Pl opuścił pokój i udał się do toalety w wiadomej tylko jemu sprawie. Ja, wraz z Puckiem, oszaleliśmy z radości, gdy po wielu miesiącach oczekiwań na najnowsze z rewolucyjnych dzieł, ono w końcu ujrzało światło dzienne. Jedynie SZk zachował rozwagę i legendarne zdanie przyjął jedynie z tajemniczym uśmiechem na ustach...