Informacje o blogu

Frankly, I don't give a damn

Everton FC

Premier League

Anglia, 2015/2016

Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 1420 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

 

- Eden Hazard nie zagra w rewanżu z PSG. Belg rzekomo doznał kontuzji podczas spotkania, jednak redakcja (Nie)codziennika podejrzewa, że podjął ryzyko i zaszalał ze swoją lewą ręką, czego efektem jest uraz łokcia. I masz chłopie brak dziewczyny. No chyba... że druga ręka? Hazarda nie zobaczymy w akcji przez 9 dni.

- Mecz Arsenal – Everton został przełożony o 7 dni i odbędzie się 13 kwietnia. Panowie z Emirates tłumaczą to grą w Lidze Mistrzów, chociaż wiarygodne źródła z siedziby klubu donoszą, że na przełożone spotkanie z The Toffees powinien być gotowy Marouane Chamakh, który leczy kontuzję. Nikt w Evertonie się nie przejmuje, gdyż piłkarze będą mieli więcej czasu na przygotowanie się do prestiżowego spotkania z Manchesterem United.

- Przed meczem z Birmingham doszło do wymiany uprzejmości między menedżerami obu klubów. Dave Jones stwierdził, że Rygiel zasługuje na najwyższe uznanie. Dodał, że Polak zasługuje na sukces. Nasz menedżer w rewanżu odparł, że Jones ma wystarczająco dużo siły, żeby wyciągnąć wózek z napisem Birmingham ze strefy spadkowej. Widać, że treningi u Pudziana bardzo pomogły 59-letniemu Anglikowi. Apel do wszystkich – zwiększcie masę!

- 23-letni Argentyńczyk Bruno Zuculini podpisał kontrakt z naszym klubem. Chłopak przez 4 lata terminował w Toulouse, jednak tam po odejściu Rygla uznano, że nie będzie z niego pożytku i bez żalu odszedł do SO Romorantin. Polak wykorzystując swoje koneksje uchronił młodszego z braci Zuculinich od kolejnego sezonu w barwach amatorskiego klubu i dzięki temu Bruno będzie mógł odbić się od dna w rezerwach Evertonu. Gratulujemy awansu zawodowego!

- Alex Marrow, pięciokrotny reprezentant Anglii powoli pakuje walizki. Jego kontrakt kończy się wraz z początkiem lipca i nie zanosi się na to, żeby został on przedłużony. Panie Rygiel, albo się chłopaka powołuje do reprezentacji albo wyrzuca na zbitą skorupę. Tak po prostu nie można!

- Daniel Levy, prezes Tottenhamu Hotspur ogłosił przetarg na akcje klubu. Anglik pragnie się wycofać z tego „bagna, którego nawet nie da się osuszyć pieniędzmi”. Dziwicie się? My nie. Tottenham dość kurczowo trzyma się czołowej piątki kandydatów do spadku będąc w tym wyścigu na pierwszym miejscu poza znienawidzonym podium. Mówi się, że Levy odda władzę w lepsze (?) ręce za około sto milionów funtów. Może wszyscy zrezygnujmy z jedzenia przez miesiąc i kupmy sobie Tottenham? Kto jest z (Nie)codziennikiem?!

- 24-krotny reprezentant Polski – Laurent Koscielny znalazł się na zakręcie swojej kariery. Po poprzednim, zabójczym sezonie z AZ Alkmaar upomniał się o niego Milan. 14,5 miliona przelane na konto Holendrów wystarczyło, żeby Laurent zmienił ryby na pizze i spaghetti. Niestety, albo za bardzo się obżarł, albo nie pasuje mu włoski klimat, bo wystosował prośbę o wpisanie go na listę transferową. Ile? Berlusconi dobrze myśli i chce wyjść na zero. Jak już będzie nas stać na Tottenham, to kupimy sobie też Koscielnego, ot co!

- Barcelona coraz niżej. Gracze Guardioli znajdują się już na 6 miejscu w tabeli. Do tego ich główny, a w zasadzie jedyny motor napędowy, który ma mniej niż 30 lat sam się wyautował. Mowa tu o Dentinho, który w przypływie złości po kolejnej nieudanej akcji (zresztą rzadko kiedy widujemy udane akcje) Barcy złamał sobie kostkę. Aż boimy się pomyśleć co się stanie, gdy Barcelona spadnie z ligi. Biedny Brazylijczyk...

- W Catanii planują zbrojenia. Włoskie strony internetowe traktujące o Serie A pękają w szwach, gdyż co chwila przychodzi nowe nazwisko, które miałoby zasilić szeregi klubu. No ale jeśli za najlepszego zawodnika ma się wiecznie kontuzjowanego Takayukiego Morimoto, to czy w ogóle ktoś kwestionuje potrzebę wzmocnień?

30 kolejka Barclays Premier League.

Jak już wspomnieliśmy we wcześniejszej części (Nie)codziennika, menedżerowie Evertonu i Birmingham darzą się sporym szacunkiem. Kibice też nie żywią wobec siebie nienawiści, toteż spotkanie to określane jest gdzieniegdzie jako „Mecz przyjaźni”. Pomimo tego, obydwie strony chciały zgarnąć pełną pulę i nikt nie zamierzał odstawiać nogi. Wydawało się, że bardziej zdeterminowany, żeby osiągnąć cel jest Everton, który poprzedni mecz między tymi dwoma drużynami przegrał. W dodatku przewagą gości tego spotkania była znakomita atmosfera panująca w zespole, który od przyjścia Rygla przegrał tylko jedno spotkanie z czternastu, jakie do tej pory były rozegrane pod wodzą Polaka. Nie można tego samego powiedzieć o gospodarzach, którzy wciąż biją się o spadek i życie w Premiership. Okupujący 18 miejsce w tabeli zawodnicy Birmingham już powoli nabijają się, że fajnie by było, gdyby rządzący tym klubem wykupili jeszcze Tottenham i zamienili te dwa zespoły miejscami. Nic z tego panowie, to (Nie)codziennik przejmie Spurs! Wracając jednak do meritum, można było spodziewać się wybitnego widowiska.  Bukmacherzy obstawiali zwycięstwo będących na fali gości, którzy mimo braku Hazarda mieli gładko przejechać się po gospodarzach. Ci jednak wiedzieli, że jedyną rzeczą, która mogła przeszkodzić Evertonowi w zwycięstwie jest...

DESZCZ.

Poniżej prezentujemy składy obu drużyn.

Wiadomo było, że opady mogą zdecydowanie utrudnić grę The Toffees. Dlatego kibice zebrani na St. Andrews wręcz tańczyli z radości zamiast zakładać płaszcze przeciwdeszczowe, gdy nad stadion nadeszła ulewa. Kij z tym, że ich główne żądło – Cristian Benitez, od 1256 minut nie potrafił skierować piłki do siatki. Co z tego, że ich ulubieńcy już 7 razy z rzędu ponieśli porażkę. Ważne, że z nieba spadł deszcz, ot co! Gdy zaczął się mecz, wszyscy kibice, już w płaszczach, zaczęli dopingować Birmingham, wydawało się, że na trybunach nie było ani jednego fana Evertonu. Jednak głośniej od zebranego tłumu krzyczał Michał Rygiel, który nawet na chwilę nie usiadł na ławce. Na szczęście nie miał on powodu do irytacji, gdyż Benitez postanowił kontynuować swoją „znakomitą” passę. Wtórował mu na przykład Larsson, który zdecydowanie za bardzo uwierzył w posiadane umiejętności i z 35 metrów postraszył gołębie siedzące na łapaczach za bramką Lunga. Trzeba jednak oddać gospodarzom co ich, bo przez pierwsze dziesięć minut nie pozwolili opuścić Evertonowi własnej połowy. Co z tego, skoro już po 180 sekundach gola zdobył Derdiyok, który znakomicie przymierzył w górny róg bramki Stojkovicia. Benitez szybko spojrzał na zegarek – to już 1269 minut bez gola. Everton chciał pójść za ciosem, jednak w 18 minucie okropnie pomylił się wracający po zawieszeniu Fellaini. Ten sam gracz po pół godzinie mógł podwyższyć prowadzenie gości, jednak za dużo deszczu spadło na jego super afro i piłka zamiast wpaść do bramki, poszła prościutko w ręce Serba. Kolejna anegdotka z serii „Liczba meczu”. 1286 minut Cristian Benitez próbował znaleźć celownik. Niestety, wciąż go nie odszukał. Problemy z celnością mieli także piłkarze Evertonu, którzy nie byli w stanie wyprowadzić się na dwubramkową przewagę i wynik 1-0 utrzymał się do przerwy. Po rozpoczęciu drugiej połowy sytuacja nic a nic się nie zmieniła, posucha Beniteza wciąż trwała i nie widać było jej końca. W 58 minucie lekkiego urazu dostał Van Persie i był to wyraźny sygnał do rozpoczęcia lekkiej defensywy, czego efektem było wejście na boisko Michaela Johnsona. Pięć minut później, wbrew wszelkim założeniom Rygla padł gol dla Evertonu. Huddlestone otrzymał podanie od Spectora, następnie oddał piłkę do Derdiyoka, który objechał Danna i praktycznie wturlał futbolówkę (która praktycznie wyhamowała w kałuży) do bramki na 2-0. To był gwóźdź do trumny Birmingham, które oddało całkowicie inicjatywę gościom, ale że ci nie kwapili się do ataków, kolejne minuty po prostu mijały pod znakiem nieskładnych i niezbyt częstych ataków Evertonu. Mecz zakończył się wynikiem 2-0 i Everton wciąż liczył się w walce o miejsce w Lidze Mistrzów.

Liczba meczu1346. Od tylu minut Cristian Benitez nie potrafi znaleźć drogi do siatki. Gratulacje!

Rzućmy teraz okiem na pozostałe spotkania Premiership i aktualną tabelę.

 

Manchester United mistrzem Anglii! Zdziwieni? Tak myśleliśmy.

Jednak poza tym wydarzeniem, cieszą nas przegrana Liverpoolu i remis Chelsea, bowiem oznacza to, że Everton wciąż ma spore szanse na LM. Czekamy zatem ze zniecierpliwieniem na kolejne kolejki Premiership.

____________________________________________________________________________________________

W następnym (Nie)codzienniku:

- mecz z PSG,

- pozostałe spotkania LE,

- wywiad,

- kolejne wieści ze świata sportu.

 

 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.