Artykuły

Skrzydło Owcy #6
Piotr Sebastian 13.12.2010 23:02 18958 czytelników 0 komentarzy
9

Paradoksalnie im gorsze było moje samopoczucie, tym lepsza forma zespołu. Wygrana na wyjeździe z Sedan była popisem uważnej gry w defensywie oraz zabójczej skuteczności w ataku, a potem ładny mecz w siódmej rundzie Pucharu Francji, zakończony wysokim zwycięstwem nad amatorami z Brive. Nie mogło to jednak trwać wiecznie. I nie trwało. Nikła wygrana z Giungamp po bramce Scarpelliego w końcówce spotkania powinna mi była dać do myślenia, ale nie dała. Bezbramkowy remis z Tours dodatkowo uśpił moją czujność, choć prawdę powiedziawszy, powinniśmy ten mecz przegrać. Nie stworzyliśmy sobie żadnej okazji do strzelenia bramki, broniąc się przez większą część spotkania. Zespół powoli popadał w odrętwienie, któremu wcześniej uległ jego menedżer. I kto wie, jak potoczyłyby się nasze losy w końcówce rundy jesiennej, gdyby nie zdarzenia, które nastąpiły w ciągu kilku pierwszych dni grudnia.

Wraz z pierwszymi jesiennymi chłodami przyszły ulewne deszcze. Region centralny we Francji znany jest z upalnego lata, ale i mroźnych zim, które poprzedzają z reguły marznące deszcze i porywisty jesienny wiatr. W tym roku listopad i tak był dość wyrozumiały. Przelotne burze czy zimne noce zdarzały się często. Dopiero grudzień przyniósł ciągnące się całymi dniami deszcze i przeszywająco zimny wiatr. W takich warunkach menedżer drużyny ma jedną drobną przewagę nad sztabem trenerskim – nie musi spędzać długich godzin na boisku z drużyną, co w normalnych warunkach bywa przyjemną odmianą od biurowej monotonii. Zaszywałem się teraz coraz częściej w gabinecie, poświęcając więcej niż zwykle czasu na przeglądanie raportów, analizowaniu danych i wyników testów, planowanie nowych schematów taktycznych i uzupełnianie dokumentacji. Coraz częściej też wieczór zastawał mnie przy biurku. Dni były coraz krótsze.
Podczas jednego z takich wieczorów zadzwonił telefon. Rzut oka na zegarek wystarczył, abym zgadł, że pewnie Nadia zniecierpliwiła się czekaniem na mnie, bo jak zwykle zasiedziałem się w pracy. Dochodziła dwudziesta druga. Znów zapomniałem o bożym świecie. Szukając naprędce kilku słów przeprosin, podniosłem słuchawkę:
- Dobry wieczór. Czy mam przyjemność rozmawiać z Monseigneur Piotr Sebastien? - głos w słuchawce mnie zaskoczył. Obcy, najwyraźniej starszy mężczyzna, zapytał co prawda po francusku, ale od razu zwracał uwagę cudzoziemski akcent.
- Słucham.
- Czy nie przeszkadzam?
Królewskie maniery. Od kiedy zamieniłem garnitur na dres odwykłem od tak eleganckiego świata.
- Słucham.
- Pan pozwoli, że się przedstawię. Nazywam się Claudio Romer. Doktor Claudio Romer. Jestem starszym partnerem w firmie prawniczej Weiss, Rossener i Lorenz. Rossener przez dwa S.
Cisza z mojej strony była chyba dla niego wystarczającym powodem do złożenia dalszych wyjaśnień, bo po chwili dodał:
- Kancelaria nasza ma siedzibę w Genewie, ale reprezentujemy naszych klientów na terenie całej Europy.
- No to prawie dobrze się Pan dodzwonił – podsumowałem.
Chrząknięcie było znakiem, że żart nie chwycił.
- Uprzedzano mnie o Pańskim poczuciu humoru.
- Dobrze – kontynuowałem nie zrażony - bo tutaj też jest Europa, a prawie dobrze, bo o ile mi wiadomo tutaj nie ma waszych klientów.
- Monseigneur Sebastien, proszę się nie gniewać, że o tak późnej porze, ale musiałem się upewnić, że nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Mimowolnie obejrzałem się za siebie i spojrzałem czujnie w okno. Przez plecy przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz inwigilacji.
- Proszę do mnie nie mówić Monseigneur. Nie jestem biskupem.
- Pan wybaczy. Francuski nie jest moją silną stroną.
- Słyszę.
- Czy wobec tego pozwoli Pan, że przejdziemy na angielski. Byłoby łatwiej.
Zniecierpliwiłem się. Facet zaczynał rozmowę, jakby się przygotowywał do operacji chirurgicznej, a ja, odkąd się zorientowałem, która jest godzina, najchętniej zebrałbym się już do domu. Telefon od Nadii był tylko kwestią czasu.
- Proszę pana. Może pan przejść na angielski, polski, niemiecki albo rosyjski, a potem znów wrócić do francuskiego, byle nie zajęło to Panu więcej niż trzy minuty.
- Trzy minuty?
- Trzy. Tyle właśnie mam dla pana czasu.
Usłyszałem ponowne chrząknięcie i jakieś kołatanie, które po chwili ustało, a w słuchawce odezwał się znów doktor Romero:
- Powie mi Pan, od kiedy mam mierzyć czas?
Miałem nadzieję, że żartuje.
- Start.
Zmiana, która nastąpiła po drugiej stronie łącza telefonicznego sprawiła, że pierwsze kilka słów umknęło mi zupełnie, tak bardzo byłem zaskoczony wigorem, jakiego nabrał mój rozmówca.
- Panie Sebastien. Reprezentuję konsorcjum finansowe, które jest właścicielem jednego z klubów sportowych w jednym z krajów europejskich. W strategii rozwoju konsorcjum znajdują się inwestycje w sport, które pełnią istotną rolę zarówno w kształtowaniu wizerunku marki naszego klienta, jak i w budowaniu relacji ze środowiskiem. Jako jeden z zasadniczych elementów polityki przedsiębiorstwa, stanowi on również ważne ogniwo w strukturze planowania oraz rozwoju całej firmy. Podlega on w związku z tym corocznemu audytowi, który w zeszłym roku przyniósł dość niepokojące wyniki. W ich rezultacie powstał plan restrukturyzacji klubu. W chwili obecnej osoby odpowiedzialne za konsorcjum planują przeprowadzenie dość dużych zmian w strukturze zarządzania klubem. Jednym z obszarów, który będzie podlegał restrukturyzacji jest kadra szkoleniowa. W związku z tym zostałem upoważniony do nawiązania z Panem kontaktu oraz podjęcia rozmów dotyczących Pańskiego ewentualnego zaangażowania się w to przedsięwzięcie. Czy do tej pory wyrażam się jasno?
Zatkało mnie.
- Mówiąc szczerze, nic a nic.
Zaskoczyłem go chyba.
- Hmm... Reprezentuję...
- Nie powiedziałem, że mam problemy ze słuchem – przerwałem mu od razu.
- Monseig... Panie Sebastien. Zostałem upoważniony do nawiązania...
- Panie Romero. Albo powie pan o co chodzi, albo... - wdech – albo ja panu powiem o co chodzi.
Cisza po drugiej stronie słuchawki mogła oznaczać, że gość się zastanawia, ale mogła też oznaczać, że już miał dosyć tej rozmowy. Ja miałem. Tajemniczy telefon późnym wieczorem do mojego biura z propozycją pracy w innym klubie? Na kilometr pachniało prowokacją Bertranda. Lubiłem zabawne dyskusje, ale nie lubiłem, kiedy obraża się moją inteligencję.
- Proszę pana – głos po drugiej strony słuchawki zmienił się w ciepły i pojednawczy ton. - Proszę zrozumieć, ja chciałem tylko...
- Doktorze Romero, czy jak się tam pan naprawdę nazywa. Proszę powiedzieć, który klub Pan reprezentuje?
- Niestety nie mogę...
- To niech pan chociaż powie, z którego kraju?
Westchnienie jego rezygnacji było aż nadto słyszalne.
- Obawiam się...
Miałem dość.
- Pańskie trzy minuty upłynęły – rzuciłem w słuchawkę i słuchawką. Zebrałem rzeczy z biurka i wyszedłem.


Słowa kluczowe: 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

Szukaj nas w sieci

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.