Informacje o blogu

Nothing is something worth doing.

Metalist Charków

Prem'yer Liha

Ukraina, 2008/2009

Ten manifest użytkownika hera przeczytało już 1276 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Dnia 20.05.2008 wyjechałem na Ukrainę - do kraju gdzie spędziłem ponad połowę swojego życia. Cel był jeden - zająć się tym co najbardziej kocham - pracą w klubie piłkarskim.

Nigdy nie interesowała mnie praca w Polsce. Powód był prosty: nie satysfakcjonował mnie poziom rodzimej ligi. Zdawałem sobie sprawę, że jak na (nie lubię tego określenia) amatora miałem dość wygórowane oczekiwania. Nie prowadziłem nigdy profesjonalnego klubu - co nie znaczy, że nie wiedziałem na czym to polega.

Przez 5 lat od 1980 do 1985r. pracowałem z sir Alexem Fergusonem w szkockim Aberdeen. Słowo 'pracowałem' użyłem może trochę na wyrost chcąc poczuć się ważnym ? Nie wiem..
Szczerze mówiąc powinienem napisać: "podglądałem w pracy genialnego Alexa Fergusona" .
Odbywałem 5 letni staż w Aberdeen chcąc nauczyć się fachu trenerskiego i rozpocząc pracę w 3 lidzę Polskiej. Wspaniałym prezentem od życia był fakt, że szkocki klub w latach '80-'85 odnosił swoje największe w historii sukcesy. Nauczyłem się na prawdę wiele, był to wymarzony start dla każdego kto chciał zostać menedżerem. Do dzisiaj utrzymuje kontakt z Alexem, który nazwał mnie kiedyś ''polish wonder kid'' .

To był punkt zwrotny w moim życiu, punkt, który nadał tor całej mojej przyszłej karierze menedżerskiej.

Było to w 1984 r kiedy Aberdeen zdobywali swój drugi tytuł mistrza Szkocji. Chciałbym napisać że w w sezonie 83/84 sir Alex konsultował się ze mną w paru sprawach, ale odebrałbym tym samym jego zasługi a wyolbrzymił swoje. Dlatego napiszę, że biegałem za moim mistrzem jak wierny pies nalegając na mały eksperyment taktyczny. O tak, wierny pies - to będzie właściwe określenie.
Pamiętam co usłyszałem od sir Alexa kiedy po raz enty opowiadałem mu o swoim pomyśle. Brzmiało to mniej więcej tak:
"What is wrong with you ?! I'm the manager, you are no one, so shut up and listen!"
Po tej odpowiedzi zrezygnowałem ze swojego nalegania, uświadomiłem sobie, że w niezbyt miły sposób zostałem poinformowany o swoim statusie w klubie. Byłem wściekły, ale jednocześnie czułem pieprzoną pokorę. Wiedziałem, że w tej dobitnej wypowiedzi było 100% prawdy. W klubie byłem nikim. Na dobrą sprawę nie miałem prawa stać koło sir Alexa Fergusona, a co dopiero wtrącać się do jego pracy! Doskonale widział co robił. A ja ? Może chciałem zaistnieć ? Może chciałem odgrywać większą rolę w klubie ? Wreszcie: może chciałem się rownać z genialnym szkockim menedżerem ? Nie wiem. Nie pamiętam co wtedy czułem. To nie istotne. Istotne było to co stało się 3 dni później. Czekał nas ostatni mecz sezonu rozstrzygający sprawę mistrzostwa. Ten mecz po prostu trzeba było wygrać. Mistrzostwo mogliśmy sobie zapewnić już wcześniej, ale do drużyny wkradła się chyba zbyt duża pewność siebie. Przegraliśmy dwa poprzednie mecze. Na dodatek z outsiderami. Teraz czekał nas mecz z Celtic FC. Przez te 3 dni sir Alex miał w głowie jedno słowo: taktyka. Wiedziałem nad czym myśli: zdecydować się na zmiany taktyczne czy zagrac 4-4-2 - ustawieniem, którym graliśmy cały sezon.

Dzień przed meczem, godzina 20 kładłem się spać po wyczerpującym dniu w pracy. Nagle dzwoni telefon.
- Wojtek ? - słyszę w słuchawce
- Yes. Who is there ? - zapytałem
- It's Alex. 9 pm. Marion Cafee on Harrier Street. Hurry up!
- I'll be there. - odpowiedziałem ze zdziwieniem w głosie.

O co mogło chodzić ? Godzina 21, dzień przed najważniejszym meczem sezonu - mogłem w ciemno obstawiać że Alex siedzi w swoim mieszkaniu analizując przeciwnika i rozrysowując taktykę jednocześnie popijając którąś z kolei kawę. Ale nie. Tak nie było. Dzwoni do mnie osoba, która kilka dni temu napluła mi w twarz. Ciągle słyszałem słowa "you are no one!" . Sir Alex nigdy nie był zbyt elokwentny, zawsze był dobitnie sczery, a ci którzy go nie znali myśleli, że chamski.

20:50 siedzę w Marion Cafee, widzę wchodzi Alex siada do stolika i nic nie mówiąc wyciąga teczkę i pokazuje mi swoje propozycje taktyczne.
Rozmowę zaczął dość niespodziewanie: "First time in my life i don't know what should i do, tell me about your idea. About your tactics proposition".
Gdybym stał to pewnie ścieło by mnie z nóg. Tak wielki autorytet pyta się "no one" co zrobić!
Pomyślałem: "może to jest ta chwila? ide na całość". Zacząłem opisywać swoją wizję tego meczu. Ogarnęło mnie największe zdziwienie w życiu. Alex Ferguson powinien mi przerwać kilkanaście razy, wyśmiać mnie i powiedzieć, że się nie znam. Ale on słuchał ze zdziwieniem i .. zaciekawieniem!
Zdziwiony był chyba tym, że jednak mam pojęcie o tym fachu.

Moja propozycja przedstawiała się następująco: Zrezygnować z klasycznego 4-4-2 jakim się gra na wyspach. Przejdźmy na ten jeden mecz z 4-4-1-1 z wysuniętą linią obrony i bocznymi obrońcami (właściwie byli to w mojej wizji cofnięci skrzydłowi) . Chciałem zagrać z ofensywnym pomocnikiem bo mieliśmy w zespole prawdziwego specjaliste od strzałów z dystansu, chciałem zagrać wysuniętymi bocznymi obrońcami bo obaj z powodzeniem potrafią grać na skrzydłach, wreszcie: chciałem zagrać z wysuniętą linią obrony bo nasi środkowi obrońcy to prawdziwi mistrzowie w zastawianiu pułapek ofsajdowych.
Spojrzałem na zegarek: 22:55. Knajpę zamykają za 5 minut. Rozmawialiśmy 2 godziny. A właściwie to ja mówiłem, a Alex słuchał. (!)
Na czym się skończyło ? Na tym, że zagramy według mojej koncepcji. Nic nie zdążyłem powiedzieć. Alex rzucił krótkie "OK" , pożegnał się i wyszedł.
Poszedłem do domu. Nie wiedziałem co myśleć. Nie mogłem spać, nie mogłem się doczekać, a przede wszystkim nie mogłem uwierzyć w to co się stało.

Nazajutrz chodziłem cały w nerwach, wypalałem papierosa za papierosem, nie mogłem się na niczym skupić. Nie wiem czy słusznie, ale wmówiłem sobie, że jest to mój debiut na ławce trenerskiej.

W końcu godzina 18:45. 15 minut do meczu. Wychodzę już na stadion. Patrze na te tłumy fanów Aberdeen oczekujące zwycięstwa. "Czy dam radę" - pomyślałem. Ogarnęła mnie chwila zwątpienia, ale szybko wziąłem się w garść. Usiadłem na ławce trenerskiej niecierpliwie czekając aż z tunelu wyjdą zawodnicy. Nagle podchodzi do mnie asystent sir Alexa i mówi, że jestem proszony do szatni zespołu. Miałem razem z moim mistrzem odbyć rozmowę motywacyjną w szatni. Stałem jak wryty. Nie wiedziałem co powiedzieć. Wszyscy na mnie patrzyli oczekując poruszającej przemowy. Powiedziałem krótkie: ''Po prostu to zróbcie. Jesteście w stanie. 40 tysięcy ludzi na stadnione w was wierzy. Damy radę!" .
Tak, to nie wiele, ale tylko na to było mnie stać.

Godzina 19, rozpoczyna się mecz. Nie będę go opisywał bo nie wiele pamiętam. Byłem w amoku. Co chwilę podbiegałem do sir Alexa przekazując mu swoje uwagi. Pamiętam to co najważniejsze: wynik. Wygraliśmy 3:1. Mieliśmy mistrza Szkocji.

 

Co dalej ? Dalej było wielkie świętowanie. Podbiegali do mnie zawodnicy ściskając mnie, gratulując , niektórzy płakali ze szczęścia. Na końcu podszedł do mnie sir Alex Ferguson. Powiedział to czego nigdy nie zapomnę: ''you are polish wonder kid. Congratulations, we are the champion, thanks".

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rok 1985.

Właśnie skończył się mój 5 letni staż w Aberdeen. Czas, który przeleciał mi jak 5 minut. Moje osobiste wzloty i upadki. Okres w moim życiu, którego nigdy nie zapomnę. Praca u boku sir Alexa Fergusona - coś czego nie jestem w stanie opisać. Uważałem, że jestem gotów. Gotów na to by spełnić swoje marzenie - poprowadzić klub piłkarski.

W przeddzień mojego wylotu ze Szkocji do Polski zostało zorganizowane nadzwyczajne zebranie kilku członków klubu. Pojawił się oczywiście sir Alex, jego asystent, dyrektor techniczny, oraz kilka mniej ważnych osób, a nawet pod koniec spotkania dołączył do nas prezes klubu. Spotkanie trwało godzinę. Usłyszałem bardzo dużo ciepłych słów. Wszyscy życzyli mi powodzenia, udzielali jakiś mało istotnych wskazówek. Usłyszałem nawet od prezesa, że jestem mile widziany w Aberdeen. Pomyślałem, że za kilkanaście lat mógłbym poprowadzić ten zespół. Poprowadzić ich do spektakularnych sukcesów jak mój - już w zasadzie były - mentor. Ale nie czas się nad tym zastanawiać. To melodia przyszłości.

Po skończonym spotkaniu podszedł do mnie Alex Ferguson. Długo rozmawialiśmy. Byłem przyzwyczajony do otaczających mnie uśmiechów, jeszcze z przed chwili. Teraz jednak było inaczej. Odbyliśmy szczerą rozmowę. Dowiedziałem się, że większość prezesów nie chce zatrudnić trenera bez doświadczenia, że słowo "staż" wywołuje najczęściej pusty śmiech. Stłumił we mnie nieco zapał do pracy. W całej swojej szczerości był jednak po mojej stronie. Wiedziałem, że chce dla mnie dobrze. Ale świat nie jest taki jakbyśmy chcieli. Brutalna rzeczywistość zabija nawet doskonałe plany i marzenia.
Rozmowa dobiegała końca, a zajęła nam dobre 40 minut. Uścisnąłem rękę sir Alexa Fergusona. Po chwili jednak uściskałem go jak starego dobrego kumpla, którego nie widziałem kilka lat.

Wiedziałem, że to koniec. Koniec naszej współpracy. Czy byłem gotowy pójść własną ścieżką ? Tak mi się wydawało....


Lato 1986.

Wróciłem do Polski. Przez pół roku nie mogłem znaleźć pracy. Żyłem z pieniędzy zarobionych w Szkocji. Odbyłem dziesiątki rozmów o pracę. Najczęstsza odpowiedź jaką słyszałem: "Zadzwonimy do pana". Nie dzwonili. Wspominałem lata w Szkocji. Wydawało mi się, że było to wieki temu.
W końcu udało mi się znaleźć pracę jako .... scout! Pracowałem w Lechii Gdańsk. Można powiedzieć, że nie mierzyłem - bądź co bądź - tak wysoko jeśli chodzi o klub.

Nienawidziłem swojej pracy, ale musiałem w ten sposób zarabiać pieniądze. Ciągłe życie na walizkach, w mieszkaniu bywałem kilka razy w roku. Nie miałem przyjaciół, ba, nie miałem nawet znajomych.
W międzyczasie dowiedziałem się, że Alex Ferguson został menedżerem słynnego Manchesteru United zastępując Rona Atkinsona. Targały mną dwa przeciwstawne uczucia: radość i smutek.
Cieszyłem się z wielkiego sukcesu mojego dobrego kumpla - wydawało mi się, że mogłem go tak nazywać. Jednocześnie byłem przygnębiony. Widziałem, że nie układa mi się w życiu tak jakbym chciał. Tak jak to sobie wymarzyłem. Wykonywałem pracę, która w żaden sposób mnie nie satysfakcjonowała.

Rzygałem na myśl, że szykuje się kolejny wyjazd w poszukiwaniu "wartościowych" piłkarzy. Dlaczego cudzysłów ? Dlatego, że z naszym budżetem musieliśmy się zadowolić "resztkami". Piłkarzami, którzy na wyspach nie nadawali by się do zespołu rezerw. My traktowaliśmy ich jako talenty.

Dzień w dzień to samo. Zimna kawa, wizyta w klubie, robota papierkowa, spotkania z trenerami gdzie próbowałem wcisnąć im "swoje znalezisko" , powrót późnym wieczorem do domu. I znów to samo. Jeszcze gorsze od tej rutyny były zagraniczne wyjazdy. Biegałem z klubu do klubu, ze stadionu na stadion, z meczu na mecz. Przeważnie nie znajdywałem nikogo, kto odpowiadał by dwóm rzeczom: niska cena + wysokie umiejętności. Może byłem złym scoutem ?! Tak, cholera byłem złym scoutem. Bolało mnie to. Czułem, że jestem lepszym menedżerem niż pieprzonym scoutem. Z drugiej strony: czy nie doznałbym równie srogiego rozczarowania ? Zaczynałem wątpić czy kiedykolwiek się o tym przekonam..

Spędziłem w tej cholernej pracy 20 lat. 20 pieprzonych lat. Czy zmarnowanych ? Tak czułem. Postanowiłem rzucić to wszystko. Złożyłem wypowiedzenie.



Był to już 2006 rok. 20 lat wyjęte z życiorysu. Im częściej o tym myślałem tym bardziej mnie to przerażało. Wyobraźcie sobie: przez 20 lat robicie coś czego nienawidzicie. Można oszaleć. Nadal chciałem być menedżerem. Nie mogłem zawieść tych wszystkich którzy we mnie wierzyli. Tych, którzy poświęcili mi tyle czasu. Postanowiłem znowu zrobić cholernie trudną rzecz. Poszukać pracy.

Tym razem nie poszło tak trudno. Dostałem posadę w Sandecji Nowy Sącz. Jako trener sekcji juniorów. Pomyślałem, że lepsze to niż nic. Przypomnę sobie swój fach, a za rok dwa wyjeżdżam na Ukrainę - do mojego drugiego domu. W klubie z Nowego Sącza spędziłem 2 lata. 2 lata bez większych sukcesów. Byliśmy typowymi średniakami. Przez cały sezon utrzymywaliśmy się w środku tabeli. Chciałbym napisać coś więcej, ale te 2 lata były strasznie nudne. Nie działo się nic wartego pociągnięcia piórem. Może oprócz mojej rezygnacji. 1 maja 2008 rok. Składam na biurko prezesa wypowiedzenie. Zostało przyjęte. Podziękowano mi za pracę w klubie. Tak naprawdę chciałem jak najszybciej opuścić stadion przy ul. Kilińskiego. Miałem dość fałszywych uśmiechów i sztucznej życzliwości od wszystkich. Zastanawiałem się, czy tak samo traktowali mnie kiedy odchodziłem z Aberdeen ? Tyle, że wtedy byłem zadowolony, z ambitnym planem życiowym i nie dostrzegałem tej fałszywości ? Nie wiem, mam nadzieję, że nie.


19 maj 2008 rok. Jestem spakowany i gotowy do wyjazdu. Wyjeżdżam na stałe. Jutro oddaje kluczyki od mieszkania nowemu właścicielowi. Po raz ostatni piję kawę w mojej kuchni. Wypalam ostatniego papierosa na moim balkonie. Cały czas dręczyła mnie jedna myśl. Czy tam będzie tak samo ? Czy znów stracę kolejne 20 lat życia , nie osiągając nic ?
Język nie był dla mnie problemem, mieszkałem na Ukrainie całe dzieciństwo i wczesną młodość. Problemem było dla mnie to, że nie byłem już pełen ambicji i wigoru jak wtedy kiedy opuszczałem Szkocję. Jechałem w nadziei, że będę mógł robić coś co nie będzie mnie frustrowało z dnia na dzień.

Dzień wcześniej zarezerwowałem 3 tygodniowy pobyt w motelu w Ługańsku. Przez te 3 tygodnie miałem nadzieje znaleźć posadę.
Przedwczoraj przeglądałem ukraińskie serwisy internetowe, natrafiłem na wiadomość, że Stal Ałczewsk zwolniła dotychczasowego trenera Wadyma Płotnikow'a. To był pierwszy przystanek mojej ukraińskiej podróży.

20 maj. Siedzę w pociągu , w pustym przedziale. Przed chwilą minąłem granicę. Zatrzymujemy się na stacji - nie zdążyłem nawet spojrzeć na jakiej. Byłem zbyt zamyślony. Postanowiłem zapalić papierosa. Odsuwają się drzwi przedziału. "Można?" słyszę od jakiegoś faceta. "Tak" odpowiedziałem nawet nie patrząc na niego. Pociąg ruszył. Miałem nadzieje , że ów pasażer nie zacznie żadnej rozmowy. Nie miałem na takową ochoty. Nie zaczął. Wyciągnął lokalny dziennik i zaczął czytać. Na pierwszej stronie dojrzałem coś co spowodowało u mnie szybsze bicie serca. Nagłówek. Nagłówek, który brzmiał "Metalist Charków poszukuje nowego trenera" . Po przeczytaniu tego miałem największy mętlik w głowie jaki można sobie wyobrazić. Co chwilę przewijały mi się najrozmaitsze myśli: "Tak to jest to!" , "Taki klub nie zatrudni menedżera bez doświadczenia" , "Wojtek, weź się w garść, dasz radę!" , "Przestań się łudzić! " i wreszcie myśl nad którą potrafiłem zastanowić się dłużej niż 10 sekund: "Potrzebujesz rekomendacji!" . Wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Zadzwonię do sir Alexa Fergusona z prośbą o rekomendacje dla prezesa Metalistu. Myśl równie szalona co genialna. Widziałem, że nie będzie łatwo przekonać słynnego Szkota do mojego pomysłu.

Powiedziałem, a w zasadzie krzyknąłem do pasażera jadącego ze mną: "Może mi pan pokazać tą gazetę?!". Prawie wyrwałem mu ją z ręki. Zacząłem czytać wstęp:
"Miron Markevych zrezygnował z funkcji menedżera zespołu Metalist Charków. Powody decyzji nie są bliżej znane. Klub z Charkowa od dnia dzisiejszego poszukuje nowego trenera."
Dalej nie czytałem. To mi wystarczyło. Wysiadłem na stacji w Ługańsku i pojechałem taksówką do motelu. Chwyciłem za komórkę i wykręciłem numer sir Alexa Fergusona. Było już późno w nocy. "Halo?" - usłyszałem w słuchawce. Streściłem w 5 minut historie swojego nudnego życia i zacząłem żywiołowo opowiadać o tym co przeczytałem w pociągu i o prośbie o rekomendacje. Nie ukrywam, że Ferguson był zaskoczony moją prośbą. A może zaskoczony i jednocześnie zły ? Doskonale zdawał sobie sprawę , że jeżeli się zgodzi a ja nawalę stanie się pośmiewiskiem na Ukrainie. Ot legendarny trener, który poleca profesjonalnemu klubowi żółtodzioba. Rozmawialiśmy już długo, bo ponad 30 minut. A konkretniej to ja prosiłem a Alex próbował się wykręcić. Ale po moich naleganiach i zapewnieniach, że sobie poradzę zgodził się. Obiecał, że jutro przyśle rekomendację do prezesa Metalistu - Olexandra Yaroslavskyi'ego. Nie wiedziałem co powiedzieć. Dziękowałem mu kilka minut. Wiedziałem, że jeśli się teraz nie uda to już nigdy.

Na następny dzień pojechałem na spotkanie z prezesem Yaroslavskyim. Nie było to proste. Za rozmowy o prace był odpowiedzialny dyrektor kadrowy. W końcu udało mi się umówić na spotkanie z prezesem klubu. Było to 2 godziny później. Przez te 2 godziny siedziałem w bezruchu i myślałem jak to najlepiej rozegrać.

Samo spotkanie było krótkie, nie trwało dłużej niż godzinę. Kiedy wszedłem na biurku prezesa leżała już rekomendacja od sir Alexa Fergusona. Odbyłem chyba najpoważniejszą rozmowę w moim życiu. Najtrudniejszy był temat mojego doświadczenia. Mogłem "pochwalić się" jedynie stażem w Aberdeen. Mimo to prezes sprawiał wrażenie zadowolonego, nie widziałem w jego oczach definitywnego przekreślenia mnie. "Za tydzień dowie się pan o naszej decyzji" - usłyszałem. Była to jednocześnie delikatna sugestia, że prezes nie ma dłużej czasu na rozmowę. Pożegnaliśmy się.

Był to najbardziej stresujący tydzień w moim życiu. Zrzuciłem dobre parę kilogramów. Prawie nic nie jadłem, paliłem paczkę papierosów dziennie, pijąc jednocześnie kilka kaw. Nie myślałem o niczym innym jak o decyzji władz Metalistu Charków.

28 maja 2008. Dzień prawdy. Uda się albo nie. Albo dostanę od życia szanse, na którą czekałem ponad 20 lat, albo umrę nic po sobie nie zostawiając w świecie sportu. Dzwoni telefon - numer zastrzeżony , który wywołał u mnie chyba stan przedzawałowy. Odbieram.
- Witam. Mówi Olexandr Yaroslavskyi. Pan Wojciech ?
- Tak - odpowiedziałem nieco drżącym głosem.
- Po długich naradach zdecydowaliśmy zatrudnić pana na stanowisko menedżera klubu. Oferujemy panu roczny kontrakt. Szczegóły omówimy jutro podczas spotkania w klubie.
- To nieprawdopodobne. Niezmiernie się cieszę! Dziękuje panu prezesowi jak i całemu zarządowi za dane mi zaufanie. Na prawdę nie wiem co powiedzieć, jestem bardzo szczęśliwy.
- Spokojnie - zaśmiał się prezes. -Widzimy się jutro o 12 w klubie , gdzie omówimy warunki kontraktu i zostanie pan zaprezentowany zespołowi i dziennikarzom.
- Będę na pewno. Do zobaczenia! Jeszcze raz dziękuję -
odpowiedziałem z najszczerszą radością na jaką było mnie stać.








W następnym odcinku: Moja prezentacja w klubie , zapoznanie się z zespołem, oraz przedsezonowe sparingi i eksperymenty taktyczne.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.