
Fortuna I Liga
 Polska, 2011/2012
Polska, 2011/2012Ten manifest użytkownika damianoshp przeczytało już 645 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Ocknąłem się z samego rana, patrzę na zegarek i dochodzę do wniosku, że  spóźniłem się na trening. Podniosłem łeb z materaca i wziąłem zimny  prysznic. Marcin zaproponował, że mnie odwiezie więc wrzuciłem w żołądek  dwie kromki i pojechaliśmy na Bukową. Przed oczami pojawiały się i  znikały czarne plamy, głowa ważyła z 50 kilo. Wchodzę na zajęcia  prowadzone przez Bochenka, a tam oprócz niego i piłkarzy stoi jeszcze  Furtok z prezesem Węglokoksu. Myślę sobie, że zbiorę rugi i to nie małe.  Witam się z wszystkimi, a ci do mnie, że jest sprawa taka, że mam się  spojrzeć w stronę trenujących bramkarzy, bo trzeba coś obgadać. I  rzeczywiście widzę tam takiego dryblasa co to do dwóch metrów mu dużo  nie brakuje, twarz nieznana.
 
 - Ee, no nie potrzebujemy więcej bramkarzy. Mamy aż pięciu, a Sławik widać, że w formie - odparłem
 - To mój bratanek - rzekł sponsor
 - Rozumiem, że o rodzinę trzeba dbać, ale w tym momencie golkiperów mamy nadmiar
 - Tkocz ma kontuzję pół roku, Łopusiewicz jeszcze będzie się leczył  kilka miesięcy, spójrz chociaż na niego bo jest bardzo ciekawy - i  prowadzi mnie Furtok bliżej
 
 Rzeczywiście na pierwszy rzut oka wydawał się ów człek na duży talent.  Łapał co się dało, sam na sam też nie odpuszczał więc pytam sponsora o  szczegóły personalne. A ten, że nazywa się Marcin Pająk, ma 24 lata,  jest wychowankiem łódzkiego ŁKS-u, z tym, że zaliczył tylko kilka  występów w Ekstraklasie i nie wpisał się w politykę kadrową nowego  trenera.
 
 - Mamy na tyle kasy? - zwróciłem się do Jasia
 - Ja będę opłacał jego pensję w klubie, tylko przyjmijcie go na Szyb  Kopalniany, bo mnie brat udusi - wtrącił się Pająk-senior, szef  Węglokoksu
 - Dobra, zrobimy tak, będą mu chłopaki strzelać karne. 10 prób, jak  obroni co najmniej 3 to zostaje - postanowiłem ot tak dyplomatycznie
 
 I obronił 7, co moją dolną szczękę teleportowało wprost w kępkę murawy. I  podpisał 2-letni kontrakt. A po treningu wróciłem do domu i Magda  przestała się do mnie odzywać. Tym razem nie pomogła dyplomacja więc  czułem, że nadeszły ciche dni. Cóż poradzić, może z tej ciszy coś się  pożytecznego wyklaruje, a póki co to ja musiałem wyklarować coś  pożytecznego na mecz wyjazdowy z Podbeskidziem. O, właśnie, Bielsko...  góry, już wiem !
 
 Na odprawę przed wyjazdem pod Klimczok ściągnąłem z domu kontuzjowanego  Tkocza, bo co poniektórym trzeba było natłuc do łbów po ostatniej  klapie, a Jarek ma temperament i autorytet. Weszliśmy oboje do szatni,  to znaczy ja wszedłem, a Tkocz wskoczył o kulach i pojechaliśmy w  szczerość. Porozmawialiśmy szczerze z całą kadrą i dostaliśmy obietnicę  nie odwalania takich manian i pełnej koncentracji. W zamian  stwierdziłem, że traktuję tą wpadkę jak wypadek przy pracy. Po czym  ekipa zapakowała się do autokaru, a ja w auto i do domu.
 
 - Pakuj rzeczy na dwa dni - zwróciłem się w stronę Magdy
 - Po co? - to były chyba jej pierwsze słowa od tygodnia
 - Chcę cię przeprosić i jakoś zrewanżować za tamtą sytuację, jedziemy w góry
 - Ale ja nie oczekuję rewanżu, tylko zrozumienia
 - Tak dobrze, wiem. Pakuj się szybko bo mecz za 4 godziny.
 
 Magda zasiadła na trybunach Stadionu Miejskiego w Bielsku-Białej. Ja na  ławce rezerwowych tego samego stadionu, a na murawę tego samego stadionu  wyszło takich oto 11-stu moich zawodników: Pająk - Cholerzyński,  Bodziak, Tomczyk - Gajowski, Stolarz, Sierka, Wijas, Zaremba - Jaromin,  Tyc. Kazałem główny nacisk położyć na destrukcję i ścisłe krycie, bo  nasi rywale na papierze przewyższają nas pod każdym względem. No i  wpuściłem Pająka bo na kolejnych treningach działał na moje włosy na  głowie jak prąd z siłą 230V. Założenia taktyczne przynosiły skutek bo  udawało nam się przytrzymywać piłkę w środku czym odcięliśmy Górali od  poczynań ofensywnych. Zaskoczyła też wyjątkowa dokładność i skupienie.  Tylko kibice mogli narzekać ponieważ w pierwszej połowie ich pupile  tylko trzy razy zapędzili się pod nasze pole karne, w tym dwa razy  strzelali w ptaki latające nad boiskiem, a raz z niewielkim trudem  musiał łapać futbolówkę Pająk. W drugiej części pojedynku nie zmieniłem  stylu gry bo i po co się odkrywać z tak trudnym rywalem. Gra była  bezbarwna i toczyła się głównie w środku pola. Do 75 minuty jednak,  kiedy to Wijas popełnił fatalny w skutkach błąd tracąc piłkę na rzecz  Chrapka, który odegrał do dobrze ustawionego w naszej szesnastce  Ostrowskiego. A ten płaskim strzałem z bliskiej odległości w długi róg  trafił najzwyczajniej i po ludzku do siatki obok wyciągniętego jak  struna naszego nowicjusza. 0-1. W momencie ruszyliśmy odrabiać stratę.  Zaledwie minutę później zreflektować próbował się Wijas i prawie mu się  udało, tzn. z błędem około dwóch centymetrów. W 83 minucie Sierka  znakomicie wyłuskał piłkę na dziesiątym metrze, przysadził ile sił w  nogach miał, ale bramkarz Podbeskidzia wykazał się niesamowitym  kunsztem. Jeszcze w doliczonym czasie gry wprowadzony Kaźmierczak walił z  narożnika, szkoda tylko, że pomylił futbol z futbolem amerykańskim. I  doznaliśmy czwartej, ligowej porażki. Gra nie wyglądała źle,  zadecydowała indywidualna wpadka. Żałowałem, że nie udało się dowieźć  korzystnego remisu do końca. Okazja do rehabilitacji pojawi się już za 3  dni przy Bukowej. Zjedzie beniaminek, Kolejarz Stróże. Martwi jednak  ilość naszych punktów.
 
 5. KOLEJKA: Podbeskidzie Bielsko-Biała 1-0 (0-0) GKS Katowice
 (Ostrowski 75')
 
 Chłopaki ruszyli w drogę powrotną, a ja z Magdą do pobliskiego  Międzybrodzia Żywieckiego pod samą górę Żar. Ale tym razem nie to było  moim celem. Po zakwaterowaniu się w letniskowym domku, założyłem na  barki plecak wypełniony takim czymś co to jeszcze nikt nie może o tym  wiedzieć i powiedziałem, że idziemy w góry. W odpowiedzi usłyszałem, że  jestem głupi bo idzie wieczór, a po nocach się w góry nie chodzi. Więc  Magdę też wziąłem na barki i z tym plecakiem i Magdą na barkach  wystartowałem w stronę lasu. Droga ciągnęła pod dość strome wzniesienie,  ale ja lubiłem się wspinać. Powietrze było takie rześkie, że moje płuca  rzucały wiwaty. Magda tylko ciągle pytała co to za cyrk i że pajacuję  jak debil bo się ściemnia. A na końcu wzniesienia była taka polana co to  kiedyś na wycieczce szkolnej my tam z kumplami pić łaziliśmy jak  wychowawcy już spali. No i wyjąłem z plecaka koc, świece i duże  pojemniki żaroodporne z jedzeniem co to przed wyjazdem zakupiłem w  Cateringu. A widok był stamtąd taki zajebisty, że aż sam się wzruszyłem,  bo i niebo było letnie, gwieździste, światła w domach na samym dole  doskonale wkomponowywały się w ogólną zajebistość tego krajobrazu. I  Beskid, któremu chyba nic nie brakowało. Odpaliłem świeczki,  powiedziałem, że kocham i ujrzałem łzy radości. Płakała jak bóbr mocno  wtulając się we mnie i łkając, że też kocha i jest szczęśliwa i takie  tam inne. Po udanym pikniku i podziwianiu natury wyjąłem drugi koc,  nakryłem nas oboje i na noc do domku już nie wróciliśmy. A naszymi  myślami i ciałami polecieliśmy tam gdzie było najpiękniej. Jak w  Beskidach.
| REAL MADRYT | 
| FC BARCELONA | 
| MANCHESTER UNITED | 
| Poluj na regena | 
|---|
| Po 18 marca każdego roku (dzień po urodzinach CM Rev) warto rozglądać się za utalentowanymi regenami w polskich ligach. Jest to data „powstawania” nowych graczy, automatycznie dodawanych do bazy przez silnik gry. | 
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ