Informacje o blogu

Jak Feniks z popiołów?

VfL Wolfsburg

1. Bundesliga

Niemcy, 2020/2021

Ten manifest użytkownika Gilbert przeczytało już 1786 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Glory Glory... [#109]18.08.2012 22:00, @Gilbert

8

Bycie selekcjonerem reprezentacji nie zabiera tak naprawdę zbyt wiele czasu, ale przyznam, że i tak męczyły mnie te dni, które poświęcałem dla kadry Serbii. Nawet zaczęły mi przychodzić do głowy myśli czy przypadkiem nie popełniłem błędu obejmując Mistrzów Świata. Nawet podczas treningów z nimi ciągle myślałem o klubie, to było moje oczko w głowie, żyłem Wolfsburgiem. Każdy jego problem był moim problemem. A tych w ostatnim czasie przybyło. Gra zespołu nadal daleka była od ideału, dodatkowo praktycznie codziennie media nie dawały nam spokoju podgrzewając atmosferę. Musiałem już nie tylko zajmować się piłkarzami, ale też sztabem szkoleniowym. Na początku nasz trener pierwszego zespołu Christoph Metzelder był łączony z Augsburgiem, gdzie miał objąć posadę managera. Pogadałem z nim i rzeczywiście było coś na rzeczy. Nie chciałem jednak stracić tak dobrego fachowca, więc za znaczną podwyżkę Christoph zgodził się zostać w Wolfsburgu. Niedługo potem gazety zaprezentowały jednak swoje umiejętności do wymyślania rzeczy nieistniejących. Sensacyjnie obwieściły, że mój asystent Achim Sarstedt odejdzie z klubu by rozpocząć współpracę z Hristo Stoichkovem prowadzącym obecnie Manchester United. Ponoć jego obecny asystent Mike Phelan kompletnie się z nim nie dogaduje i chce odejść. Oczywiście Achim stwierdził, że są to bzdury wyssane z palca. No ale cóż, gazety o czymś pisać muszą. Oczywiście i ja byłem obiektem niektórych artykułów. Przymierzano mnie już do wszystkich możliwych klubów, a w sumie dopiero co zaczął się sezon. Oczywiście coraz częściej myślałem o swojej przyszłości, ale jakiekolwiek decyzje chciałem podjąć po zakończeniu obecnych rozgrywek, więc ta cała pisanina już na tym etapie działała mi na nerwy. Kibicom zresztą też, bo obawiali się mego odejścia. Póki co jednak robiłem swoje, pracowałem na to by Wolfsburg święcił kolejne triumfy.
 

 

17.10.2020r. – godz. 15:30 – Niederrheinstadion
Bundesliga – 9 kolejka
Rot-Weiß Oberhausen – VfL Wolfsburg

Przyszła najwyższa pora by zespół zaczął grać to, co od niego oczekiwałem. Potencjał w drużynie był ogromny, ale ciągle coś go blokowało. Wygrywaliśmy kolejne mecze, ale były to zwycięstwa czasami wręcz wymęczone. Chciałem ponownie zobaczyć Wolfsburg grający piękną, efektowną piłkę. Czekałem na akcje, które potem będą powtarzać wszystkie stacje telewizyjne. Jednak w tym meczu to nie nastąpiło. Znów potworne męczarnie, znów prezentowaliśmy się fatalnie. Zupełnie nie graliśmy jak mistrzowie kraju. Biliśmy głową w mur. Pierwsza połowa powoli dobiegała końca, wydawało się, że zejdziemy do szatni z bezbramkowym rezultatem. I rzeczywiście po czterdziestu pięciu minutach był remis… ale bramki zdążyły paść. Najpierw to my objęliśmy prowadzenie, gdy po rzucie rożnym w zamieszaniu pod bramką gospodarzy Lemrabet skierował piłkę do siatki. Nasza radość nie trwała jednak długo. Przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy popełniliśmy fatalny błąd, który skończył się sytuacją sam na sam z Benaglio dla napastnika Oberhausen. Ten okazji nie zmarnował i było 1:1. Później również nie było lepiej. Szczególnie słabo prezentował się Ali Riza Aksu, więc musiałem go zdjąć. Niedługo potem na murawie pojawił się również Panait i to dzięki niemu znów wyszliśmy na prowadzenie. Nie miał problemów z wykorzystaniem piłki od Ouattary. Gospodarze momentalnie ruszyli do odrabiania strat chcąc uratować choćby punkt, co zmusiło nas do bardzo defensywnej gry. Momentami było gorąco, ale ostatecznie w ostatniej minucie udało się nam przeprowadzić jeszcze jedną kontrę, która ostatecznie rozstrzygnęła losy spotkania. Kolejne trzy punkty powędrowały na nasze konto, ale po znów słabym spotkaniu.
 

Rot-Weiß Oberhausen – VfL Wolfsburg 1:3 (1:1)
Statystyki

  

20.10.2020r. – godz. 19:45 – Klimowicz Park
Liga Mistrzów – Grupa E - 3 kolejka
VfL Wolfsburg – FC Basel

Szwajcarzy dość niespodziewanie mogą liczyć się w walce o Ligę Europejską, bo nikt oczywiście nie wierzy w możliwość ich awansu do fazy pucharowej Champions League. Tak samo nikt nie wierzył, że są w stanie osiągnąć sukces na naszym stadionie. Zaczęliśmy bardzo ofensywnie, chcieliśmy wręcz zmiażdżyć naszych rywali. Graliśmy dość ryzykownie, ale miałem nadzieję, że może w ten sposób w pewnym sensie się odblokujemy i wreszcie złapiemy swój styl. Udało się. Pierwszą bramkę zdobyliśmy już w siódmej minucie, gdy Matev wspaniale obsłużył Panait. Piłkarze Basel w tym spotkaniu mieli wielkie problemy z konstruowaniem akcji dzięki naszej szybkiej grze i agresywnemu pressingowi. Raz po raz stwarzaliśmy zagrożenie pod bramką gości. Kolejnego gola zdobył sam Matev, którego idealnie w tempo wypuścił Iranildo. Chłopakom cały czas było jednak mało. Mecz układał się po naszej myśli i co ważniejsze nasza gra wreszcie wyglądała tak, jak tego zawsze oczekiwałem. Pod koniec pierwszej połowy dwójkową akcję przeprowadzili Matev z Peraltą i ten ostatni skierował piłkę do bramki. Do przerwy 3:0, atmosfera w szatni była wspaniała, nie musiałem nikogo specjalnie mobilizować na drugie czterdzieści pięć minut. Widać było, że piłkarze Wilków aż palą się do gry. Szkoda tylko, że w tym ofensywnym szale zapomnieli o obronie i w chwilę po wznowieniu koszmarny błąd sprawił, że naprzeciw Szczęsnego znalazło się trzech zawodników Basel. Ciężko było tego nie wykorzystać i zrobiło się tylko 3:1. Na szczęście to był tylko wypadek przy pracy, bo wszystko szybko wróciło do normy. Atakowaliśmy, Szwajcarzy uwijali się jak w ukropie, ale nie dawali rady. Jedna z naszych licznych akcji pozwoliła nam znów prowadzić trzema bramkami. Nie trwało to jednak długo, bo tym razem zawalił Iranildo. W zupełnie niegroźnej sytuacji sfaulował rywala w naszym polu karnym i Musa Nasir, który kiedyś przez rok był u mnie zawodnikiem Gwardii Warszawa wykorzystał szansę, tylko 4:2. Na szczęście były to nasze ostatnie błędy w tym meczu. Ciąg na bramkę gości pozostał, więc liczyłem jeszcze na podwyższenie prowadzenia. I udało się. Najpierw Lemrabet, a potem jeszcze Matev dobili ich. A ja w końcu doczekałem się wygranej po wspaniałej grze. Miałem nadzieję, że wreszcie wróciliśmy na właściwe tory. Na półmetku rozgrywek grupowych Ligi Mistrzów prowadziliśmy z kompletem punktów. Drugie miejsce zajmował Manchester City, który po wygraniu 5:1 z PSV miał ich na koncie sześć.
 

VfL Wolfsburg – FC Basel 6:2 (3:0)
Statystyki

  
 

24.10.2020r. – godz. 15:30 – Klimowicz Park
Bundesliga – 10 kolejka
VfL Wolfsburg – Borussia Mönchengladbach

Po występie przeciwko FC Basel apetyty wzrosły. Zespół był gotowy grać swoją piłkę. Kibice czekali na kolejny popis strzelecki Wilków. Ja wraz z nimi. Ciągłe granie co trzy, cztery dni wymuszało dość mocną rotację w składzie, grali po prostu ci, którzy mieli więcej sił. Zaczęliśmy nastawieni bardzo ofensywnie. Już od pierwszej minuty sunęły akcje na bramkę gości. Było jasne, że zaraz coś wpadnie. I wpadło… w naszą siatkę – potężna bomba z dwudziestu pięciu metrów nie dała żadnych szans Diego Benaglio. Jak się potem okazało był to jedyny celny strzał piłkarzy Borussii w tym meczu. Stracony gol nie zrobił na chłopakach większego wrażenia, przycisnęli jeszcze bardziej. Obrona Źrebaków nie wytrzymała. Przyjemnie się na to patrzyło. W zaledwie trzy minuty Lemrabet i Matev wyprowadzili VfL na prowadzenie, a to był dopiero początek. Jeszcze przed przerwą Marokańczyk zdobył swą drugą bramkę w tej potyczce i na przerwę schodziliśmy z dwubramkową zaliczką. Było jasne, że nic nam nie grozi, goście mieli w oczach strach przed pogromem. I słusznie, bo to młody Bułgar dopełnił dzieła zniszczenia. Druga połowa należała do niego. Najpierw dobił strzał Claudiu Panait, który trafił w poprzeczkę, potem wykorzystał podanie od Mahoto, by na koniec po prostu spróbować uderzenia zza pola karnego, które oczywiście znalazło drogę do bramki Borussii. Cztery bramki Mateva odbiły się głośnym echem wśród ekspertów Bundesligi. Po raz drugi z rzędu strzelamy w meczu sześć goli. Aż prosiło się o kontynuację tej serii.
 

VfL Wolfsburg – Borussia Mönchengladbach 6:1 (3:1)
Statystyki

 

27.10.2020r. – godz. 19:00 – Klimowicz Park
Puchar Niemiec – 3 runda (1/8 finału)
VfL Wolfsburg – Hannover 96

To spotkanie zgromadziło na naszym stadionie komplet publiczności. Nic dziwnego, gdy gra się z lokalnym rywalem. Odkąd przybyłem na Klimowicz Park były to dla mnie pierwsze derby Dolnej Saksonii. Hannover bowiem już od pięciu lat gra w drugiej lidze, gdzie jest czołowym zespołem, ale ciągle brakuje czegoś do awansu. Był to też szczególny dla mnie mecz z jeszcze jednego powodu – po raz pięćsetny zasiadałem na ławce trenerskiej w roli managera, co skrupulatnie wyliczyły wszystkie znaczące serwisy. To już mój dwunasty rok w tym fachu… łezka w oku się zakręciła, bowiem otrzymałem pamiątkowy medal, który był prezentem od wszystkich moich dotychczasowych drużyn. Po tym miłym wstępie zaczęła się walka o ćwierćfinał krajowego pucharu. Jak to się mówi – „derby rządzą się swoimi prawami” i to się potwierdziło. Co prawda miałem nadzieję na powtórzenie naszej dyspozycji z dwóch poprzednich meczów, ale wiedziałem, że tym razem wszystko jest możliwe. Pomimo optycznej przewagi pierwsze minuty w naszym wykonaniu były nerwowe. Na tyle, że w osiemnastej minucie Hannover zaskoczył nas kontrą, którą bezwzględnie wykorzystał. Nie czekaliśmy, od razu ruszyliśmy do odrabiania strat. Początkowo nie szło to zbyt dobrze, bo rywale umiejętnie rozbijali nasze ataki, ale udało. Iranildo uderzył potężnie z rzutu wolnego z około dwudziestu dwóch metrów, bramkarz sparował piłkę, ale pierwszy dopadł do niej Jan Masek i bez problemu wyrównał. Druga nasza bramka była praktycznie kopią pierwszej. Strzelał Sadakov, dobijał Bilic i na przerwę schodziliśmy już prowadząc. Po przerwie szczęście również nam dopisywało, dość szybko Sadakov sam podwyższył rezultat po świetnym wykonaniu rzutu rożnego. Wydawało się, że jest już po meczu. Niestety w sześćdziesiątej siódmej minucie bezsensownie zachowali się Szczęsny do spółki z Bilicem i praktycznie podarowaliśmy gościom bramkę, która wprowadziła dużo nerwowości w nasze szeregi. Zamiast spokojnie kontrolować wydarzenia na boisku zostaliśmy przyciśnięci przez Hannover, którego piłkarze zwietrzyli swoją szansę. Dość szybko jednak opadli z sił, co pozwoliło nam na powrót rozwinąć skrzydła, więc końcówka należała do nas. Najpierw Sadakov strzelił swą drugą bramkę w tym spotkaniu po podaniu Iranildo, a wynik ustalił Claudiu Panait, który wykorzystał dogranie Bułgara. Ćwierćfinał stał się faktem, byliśmy na fali. Pięćsetny mecz w mojej karierze przyniósł mi trzysta siedemdziesiąte szóste zwycięstwo.
 

VfL Wolfsburg – Hannover 96 5:2 (2:1)
Statystyki




  

31.10.2020r. – godz. 18:30 – RewirPower Stadion
Bundesliga – 11 kolejka
VfL Bochum – VfL Wolfsburg

Ostatni październikowy mecz miał być kontynuacją naszych świetnych występów. Bochum już na początku sezonu miało zbyt dużą stratę do czołówki by walczyć o europejskiej puchary i na tyle bezpieczną przewagę nad strefą spadkową, że nie musieli się martwić o swój byt. Nie spodziewałem się większych problemów z drużyną, która już o nic nie gra. Znów jednak wróciły demony przeszłości. Gra się nam nie kleiła, popełnialiśmy dużo błędów. Z czasem jednak wyglądało to coraz lepiej, brakowało jednak skuteczności. Wystarczy być jednak cierpliwym człowiekiem. Zapunktowaliśmy w końcówce pierwszej połowy. Łupem podzielili się nasi napastnicy, którzy wzajemnie sobie asystowali przy strzelanych bramkach. Szykowała się spokojna druga część spotkania. Zrobiło się jeszcze przyjemniej, gdy niedługo po jej rozpoczęciu Ouattara zdecydował się na drybling, wymienił podania z Chatzifountasem i znalazł się sam na sam z bramkarzem gospodarzy. Zachował zimną krew i zdobył swoją pierwszą bramkę w tym sezonie. Potem z boiska wiało już nudą, bo wszystko było praktycznie rozstrzygnięte. Nic nie zmienił nawet gol zdobyty przez Timo Gebharta. Zawodnicy Bochum nie wierzyli w sukces i to było widać. Spokojnie dograliśmy mecz oszczędzając siły przed pojedynkiem w Lidze Mistrzów z FC Basel. Zwycięstwo mogło nam już zagwarantować awans do fazy pucharowej po zaledwie czterech spotkaniach. Październik zakończyliśmy tym samym z pięcioma wygranymi i porażką z Eintrachtem Frankfurt. Osiem straconych bramek nie robiło na nikim wrażenia, bo porażała liczba dwudziestu trzech strzelonych. Co ciekawe pokonanie VfL Bochum sprawiło, że jako manager Wilków miałem na koncie dziewięćdziesiąt dziewięć zwycięstw dla tego klubu. Liczyłem, że w Szwajcarii będę mógł cieszyć się po raz setny z wygranej dla Wolfsburga potyczki.
 

VfL Bochum – VfL Wolfsburg 1:3 (0:2)
Statystyki

 

 

 

Po meczu drużyna udała się w podróż powrotną do domu, ja z kolei powoli szykowałem się do krótkiego wypadu do Polski. Święto Zmarłych przypadało akurat w niedzielę, więc miałem okazję odwiedzić kilka grobów w ten i następny dzień. Drużyna w poniedziałek wieczorem miała wylecieć do Bazylei, ja chciałem dołączyć do nich we wtorek, na jeden dzień przed pojedynkiem w Champions League. Gdy w poniedziałek rano byłem akurat w Warszawie atmosferę ciszy i skupienia zakłócił mi telefon… który mógł odmienić moje życie. Przez te kilkanaście lat pracy w mojej komórce miałem chyba z kilkaset osób w kontaktach. Jednak na numer zastrzeżony nie ma mocnych. Na początku myślałem jednak, że to pomyłka albo żart. Ktoś przedstawił się po portugalsku.

- Dzień Dobry Gilbercie.

- Dzień Dobry…

- Przepraszam, że Ci przeszkadzam, ale z tego co mi wiadomo jesteś w Warszawie, a to się bardzo dobrze składa…

- Jak dla kogo. Z kim mam w ogóle przyjemność?

- A, tak, przepraszam – Conrado Bernardino.


Nogi się pode mną ugięły. W piłkarskim świecie nie było chyba osoby, która by nie znała tego prezesa. Nie było managera, który nie chciałby odebrać od niego telefonu. Rozmowa z nim mogła oznaczać tylko jedno. Brazylijczyk znany jest z szybkich i konkretnych decyzji, nie lubi strzępić języka.

- Wiem, że dobrze Ci idzie i ciężko by było opuścić Wolfsburg, ale mam dla Ciebie propozycję. Wiesz, że obecnie jesteśmy bez managera, od dłuższego czasu wypatrujemy znaczącego sukcesu. Krótka piłka – kontrakt do czerwca 2025 roku, budżet transferowy na poziomie 18 milionów funtów, na pensje dostałbyś 4,5 miliona na miesiąc, Ty zarabiałbyś 200 tysięcy miesięcznie, to jakieś 50 tysięcy funtów tygodniowo. Spieszy się nam, więc najpóźniej jutro chciałbym wiedzieć jaka jest Twoja decyzja. W środę, jak dobrze wiesz, gramy już mecz.

- Nie spodziewałbym się pozytywnego dla Pana rozwiązania. W Wolfsburgu znalazłem swój…

- Dom? Dom jest tam gdzie Twoje serce. A gwarantuje Ci, że Twoje serce szybko pokocha nasz klub. Prześlę Ci sms-em mój numer, daj znać jak tylko się zdecydujesz. Wieczorem mogę być niedostępny, więc jakbyś coś chciał to napisz, nie będzie problemu.

- Dobrze, muszę to przemyśleć.

- Oby nie za długo. Pamiętaj, że taka okazja może się już nie powtórzyć. Czekam.


Czemu to się nie stało na przełomie sezonów? Wtedy w sekundę podjąłbym decyzję. Ale w takiej sytuacji… Żal byłoby mi opuścić Wolfsburg, ten klub, tych kibiców. Przede mną jeszcze pół roku emocji z drużyną, którą budowałem już trzeci rok. Miałem mętlik w głowie, skłaniałem się ku odrzuceniu tej propozycji. Postanowiłem zdobyć trochę czasu i przespać się tą decyzją, dlatego zadzwoniłem wieczorem do Bernardino… odrzucił połączenie. Przesłałem mu więc krótkiego sms-a: „2023, 55k tygodniowo.” Chyba był na jakimś spotkaniu, bo niedługo potem otrzymałem odpowiedź: „OK, jutro o 9 na lotnisku.

Przespać się z decyzją… akurat, oka nie zmrużyłem. Im więcej o tym myślałem, tym częściej zadawałem sobie pytanie „a czemu by nie?”. Tak, w Wolfsburgu czułem się cudownie, ale po tym sezonie na 99% i tak bym odszedł. Nawet gdybym znów zdobył tytuł mistrza, to co dalej? Niemiecka piłka przestawała być dla mnie wyzwaniem. Zostaje jeszcze oczywiście Liga Mistrzów, tu chciałem zobaczyć jak daleko zajdziemy. No ale w sumie z nowym klubem też będzie to możliwe już teraz… nowe wyzwania, wielkie sukcesy w przeszłości, do których wszyscy chcą nawiązać, lecz ostatnio całkowicie bezskutecznie. Martwił mnie jedynie fakt, że przejmę ekipę, z którą przez dłuższy czas nie będę mógł wiele zrobić, będę musiał pracować z tym co dostanę. Jednak, jeżeli chce się rozwijać jako manager… Nie doczekam się więc setnego zwycięstwa w Wolfsburgu…


3 listopada, kilka minut po dziewiątej siedziałem już razem z Prezesem Bernardino w jego prywatnym samolocie, byliśmy w drodze do Zabrza. Dokładnie o 9:15 podpisałem umowę.

- Witam na pokładzie.

- Tylko proszę się nie spodziewać cudów, nie macie zbyt dobrej drużyny.

- Ciekawe. Jesteś pierwszym managerem, który mówi coś takiego. Każdy poprzedni twierdził, że obejmuje świetny zespół.

- Wielka nazwa, wielka tradycja… ale to przeszłość, do której mam zamiar nawiązać, ale to potrwa. Mam nadzieję, że Pan to rozumie. Ostatnich dwóch trenerów pracowało zaledwie po rok, tak się nie zbuduje drużyny, proszę mieć to na uwadze.

- To wielki klub i oczekuję wielkich wyników. Zatrudniam Cię, bo widziałem co zrobiłeś w poprzednich ekipach. Wiem, że i tu będzie tak samo.

- Tam miałem czas, tu go nie będzie. Obejmuję drużynę w trakcie sezonu nie mogąc w żaden sposób jej wzmocnić, muszę czekać do zimowego okienka. W tym roku fajerwerków nie będzie, zaczniemy walczyć w kolejnym, a ja sobie na spokojnie ocenię przydatność piłkarzy pod kątem moich potrzeb.

- Nie możemy sobie pozwolić na brak europejskich pucharów.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mam zamiaru nic obiecywać. Planem minimum będzie zakwalifikowanie się do Ligi Europejskiej.

- Weźmiesz kogoś z Wolfsburga?

- Zastanowię się nad tym. Kilka osób chętnie nadal bym widział w swoim otoczeniu.

- Dobrze. Ogólnie wszystko jest już załatwione, Silva już się z tym pogodził. Jak chcesz to na dzisiejszej konferencji przed meczem możesz rzucić parę słów od siebie. Wcześniej spotkasz się z drużyną, muszą Cię poznać. Ale to jeszcze bez żadnych mediów. Konferencja o 20. Będziesz miał okazję spotkać się z…

- Tak, wiem… już widzę jego minę…


Przyznam szczerze, że osoba Prezesa nie przypadła mi do gustu, coś mnie w nim odrzucało. Na szczęście nie będę mieć z nim za wiele do czynienia. Praktycznie po kryjomu spotkałem się z zespołem, wszyscy chcieli utrzymać to w tajemnicy i zrobić mały show na konferencji. Treningi przeprowadzał asystent, który najprawdopodobniej pożegna się z tą rolą.

Około godziny 18 do mediów „przeciekła” informacja, że w środowym meczu Ligi Mistrzów klub poprowadzi już nowy manager. Na sali konferencyjnej stadionu im. Ernesta Pohla zebrały się tłumy, nie dla wszystkich starczyło miejsc, wszyscy byli ciekawi kto też podjął się tej roli.

O godzinie 20 zaczęło się. Mnie nie było jeszcze na swoim miejscu. Wszystko zostało wyreżyserowane. Trener Górnika Zabrze, Marek Iwanicki odpowiadał na pytanie dziennikarzy, gdy nagle na podest wszedł nie kto inny jak Conrado Bernardino. Dziennikarze zerwali się z miejsc, Prezes gestem ręki uspokajał ich. Podszedł do mikrofonu i oznajmił:

- Szanowni Państwo. Zapewne doszły do Państwa już informacje, że znaleźliśmy odpowiedniego kandydata do stanowisko managera naszego klubu…


W tym momencie na salę wkroczyłem ja. Marek nie krył zaskoczenia i aż wstał z siedzenia. Zaczęły błyskać flesze aparatów, dziennikarze przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Ja na spokojnie podszedłem do Marka i uściskałem się z nim serdecznie. Miło było znów zobaczyć człowieka, z którym przez osiem lat tworzyłem Gwardię Warszawa. Człowieka, z którym jutro spotkam się na przeciwnej ławce trenerskiej jako jego rywal. Staliśmy tak przez chwilę w tym tumulcie, który powstał na sali konferencyjnej, a gdzieś w głośnikach przebijał się głos Prezesa:

- Przedstawiam Państwu i oddaję do Waszej dyspozycji Gilberta – nowego managera Manchesteru United…


Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.