Informacje o blogu

Manifest użytkownika Sledziu

CM Revolution

LOTTO Ekstraklasa

Polska, 2007/2008

Ten manifest użytkownika Sledziu przeczytało już 547 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Mężczyzna siedział nieruchomo przy biurku, spoglądając na leżącą na nim ramkę. Pustą ramkę. Zdjęcie wyrzucił już dawno temu, kiedy przestało mu zależeć. Na wszystkim, na rodzinie, na życiu. Poświęcił się jednej rzeczy.
    - Panie… - odezwał się cicho drugi mężczyzna, stojący od kilku minut w kącie.
    - Udzieliłem ci głosu? – zapytał gniewnie, ani drgając.
    Cisza była przerażająca i wydawało się, że trwa wieki.
    - Kiedy Julia odeszła, czułem okropny żal. Teraz, z perspektywy czasu widzę, że to nie był żal z powodu jej braku, ale z powodu niewiedzy. Nie ujawniła mi dlaczego. Musiałem sam się tego dowiedzieć – mężczyzna wciąż patrzył na ramkę. – Wykorzystałem znajomości, obracając się w kręgu mafiosów i kryminalistów. Bez względu na wszystko, musiał dopiąć swego, musiałem wiedzieć. Dążyłem do celu po trupach i wiesz… spodobało mi się to. Do dziś się podoba.
    Zapadła głucha cisza.
    - Co było potem? – nie wytrzymał drugi mężczyzna.
    - Polała się krew… z resztą, nieważne. Rozumiem, że są jakieś wieści.
    - Tak, panie. Michał poinformował mnie, że nasz człowiek już wkrótce będzie dostępny, a podsłuch… leży na pańskim biurku.
    - Wiem, że leży. Ale nie tylko na moim – odrzekł groźnie.
    - Panie, to jeden z jego ludzi. Sprzedał podsłuch, ale poniósł konsekwen…
    - Gdzie?
    - Wisła.
    - Błąd – rzekł spokojnie. – Na następny raz wybierajcie mniejsze rzeki.


***


W biurze czekał na mnie Rygil, jak zwykle w swoim śmiesznym dresiku i z uśmiechem na ustach. Popijał spokojnie kawę z papierowego kubeczka, jak co dzień rano. Do dziś nie wiem, jak znosił capucinno z automatu.
    - Mamy wreszcie trenerów. Dziś przyjechał ten drugi, czeka w szatni – powiedział radośnie.
    - Kto to? – zapytałem, kładąc teczkę na biurku i zmieniając datę w kalendarzu.
    - No, wie szef… tak w sumie to to nie jest czysty Polak…
    - Co? – zapytałem z niedowierzaniem. – Sprowadzasz mi tu jakiegoś Araba, Ruska albo innego Żyda?
    - Nie. On jest tego… tym… bambusem!
    - Murzynem – poprawiłem.
    - Zwał jak zwał, ino się w czekoladzie tarzał.
    - Afroamerykanin mówisz… - zamyśliłem się.
    - Co znów?
    - Afroamerykanin.
    - A nie, nie, Saiid na niego wołają.
    Westchnąłem niezauważalnie. W obliczu codziennego natłoku zapominałem o niewysokim wykształceniu Rygila, ale czasami rozmowy z nim były męczące.
    - Gdzie ma korzenie?
    - O ja cię… kurka, nie pamiętam… ale zaraz, zaraz… Srenegal?
    - Senegal raczej – poprawiłem z niemałym uśmiechem. – Może chodźmy do niego?
    - Można, ale on chyba nie lubi gadać. Taki jakiś cichy, tajemniczy, no wie szef, takie homo niewiadomo, nie? Jak mi powiedział ‘Saiid’, to myślałem że jak do psa ‘siad’ i już mu chciałem mordę obić, ale przyszedł prezes i się nim zajął. Dziwny gość, taki pochmurny dzień, a on zapinkala w okularach tych przeciwstołecznych, czy jak one się tam…
    - I pewnie ma dredy – uśmiechnąłem się.
    - Co?
    - No, włosy, tak dużo i takie no… poskręcane – zacząłem tłumaczyć.
    - A ja nie wiem, szefie, wie szef, ja mu do majtek nie patrzałem…
    Nie uznałem za stosowne odpowiadać.
    Weszliśmy do szatni, gdzie na ławce siedział potężnie zbudowany czarnoskóry, przystojny mężczyzna z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i ponurą miną. Spojrzał na nas i od razu odwrócił głowę. Nie miał dredów.
    - Dzień dobry, pan Saiid, tak?
    Skinął ledwie zauważalnie głową.
    - Miło mi poznać.
    Znów skinienie.
    - Kolega mówił, że ma pan korzenie w Senegalu…
    - Nigeria – odpowiedział krótko.
    - No tak, przepraszam. Ma pan może jakieś…
    - Są tu kamery, ochrona?
    - Proszę?
    Nie powtórzył pytania.
    - Nie ma – odrzekłem. – A dlaczego pan pyta?
    - Lubię prywatność.
    Pokiwałem głową. Tajemniczy gość.
    - Czyli jutro widzimy się na treningu?
    Pokiwał lekko głową, wciąż patrząc przed siebie. Pociągnąłem Rygila za rękaw i wyszliśmy z szatni.
    - Kto to jest? – zapytałem cicho, ale gniewnie.
    - Trener – odpowiedział głupio. – Czemu szef go okłamał?
    - Co zrobiłem?
    - No, że nie ma kamer i ochrony.
    - A są? – zapytałem z niedowierzaniem
    - No są, nie? I to sporo, szefie.
    - Nie wiedziałem. Z drugiej strony, jeśli nie będzie wiedział to i tak krzywda mu się nie stanie.
    - No tak, ale…
    Usłyszeliśmy krzyk, krzyk złości, nieopisanej złości. Zza rogu wybiegł Bartosh, celując we mnie palcem.
    - Ty, ty, ty!!!
    - Co się s…
    - Milcz jak do ciebie mówię! – ryknął prezes. – Weź, masz i czytaj, do jasnej ciasnej! – cisnął we mnie gazetą. Spojrzałem na pierwszą stronę. No tak, przynajmniej znów nie piszą o tarczy, chociaż numery telefonów wciąż pozostały.

     
Cytat:

Tomaszewski nazwany baranem!
    
    Udało nam się dojść do źródeł, z których jasno wynika, że niedawno zatrudniony przez CM Rev Artur Śledziński obraził Jana Tomaszewskiego, nazywając go baranem! Były świetny piłkarz nie zwlekał z odpowiedzią: „Nikt nie będzie mnie obrażał! Gdyby ten gnojek trochę pomyślał, wiedziałby, że nie należy wyzywać innych osób, zwłaszcza tych bardziej doświadczonych od siebie. A no tak, przepraszam, on nie ma czym myśleć!”



    - Zadzierasz z najbardziej pyskatym Polakiem, który jest głupi jak mój lewy but, ale ma w trzy dupy znajomości! Wiesz, czym to się może zakończyć?! Masz go jak najszybciej, na łamach prasy przeprosić, rozumiemy się?!
    - A jeśli nie? – zapytał drwiąco.
    - Wolisz nie wiedzieć!!! – wrzasnął, czerwieniąc się.
    - I masz babo placek – jęknął, kręcąc głową załamany Rygil.


***

    
- Mogę wejść?
    Mężczyzna spojrzał na niego i długo zwlekał z odpowiedzią.
    - Wejdź – powiedział cicho. – I zanim zaczniesz się tłumaczyć… CM Rev zyskuje rozgłos, poprzez prasowe przepychanki z Tomaszewskim. Nie wiem, czy to do ciebie dotarło, ale to miał być mały, prowincjonalny klubik, którego nikt nie zna, o którym nikt nie pamięta i którego zniknie szybciej niż się pojawił, nie zwracając niczyjej uwagi. A tymczasem staje się najbardziej medialnym klubem w Polsce! Jest na to recepta – usuniesz jedną ze stron, nie obchodzi mnie którą.
    - To przyniesie jeszcze większy szum, panie…
    - Rób jak uważasz, to nie moja głowa wisi na włosku.
    - Chciałbym dodać, że mamy kogoś.
    - Liczę, że mu ufasz. Bo ja tobie już nie…


***


Atmosfera w szatni po dwóch gładkich zwycięstwach była bardzo dobra, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie znakomita. Uśmiechnięci zawodnicy zaraz po przebraniu żonglowali piłką, wygłupiali się i opowiadali dowcipy.
    - Mam nadzieję – zacząłem poważnie – że zdajecie sobie sprawę, jak ważny jest dla mnie ten mecz. Nie wiem jak wy, ja nie traktuję go jak głupi sparing. To moje miasto, moje Katowice i mój klub. Dla każdego możliwość wygranej ze swoją ulubioną drużyną byłaby spełnieniem marzeń. Wy możecie spełnić moje marzenia…
    Zapadła krótka cisza.
    - Bukmacherzy stawiają na remis, kibice też. Pokażmy im jak bardzo się mylą. Było 3:0, 4:0, dziś nie wolno zwalniać tempa!
    - 5:0! – wrzasnął ktoś.
    - Jedziemy z nimi! – dodał ktoś inny. Zawodnicy skierowali się do tunelu.
Odetchnąłem głęboko. Veni, vidi, vici!


***


Zaczęło się źle. GKS sprytnie rozegrał rzut rożny, posyłając piłkę tuż przed pole karne. Stamtąd zawodnik zagrał dokładnie do napastnika, który wobec pogubionej obrony i bezradnego golkipera umieścił piłkę w siatce.
    Odpowiedzieliśmy w 17 minucie. Pucek znakomitym strzałem pokonał bramkarza, a pięć minut później zamienił idealne dośrodkowanie Reportera na bramkę. 2:1 dla CM Rev!
    Tuż przed przerwą zdecydowaliśmy się na ostatni zryw. Wujek Przecinak wykonywał rzut wolny, wrzucił piłkę głęboko, na długi słupek. Tam wyskoczył do niej Rapechuck, ale futbolówka odbiła się od obrońcy i to jemu zaliczono bramkę – samobójczą. 3:1 dla CM Revolution!
    - Świetna gra! Tak trzymać – wołałem w szatni.
    Po zmianie stron kontrolowaliśmy grę, zazwyczaj bombardując bramkę przeciwnika strzałami z dystans. Ostatecznie wynik się utrzymał i wygraliśmy z GKSem 3:1. Bukowa podbita!



***


Przed stadionem czekała na mnie chmara dziennikarzy, przez którą nie sposób było się przebić. Chcąc nie chcąc, musiałem odpowiedzieć na liczne pytania:
    - Jak się pan czuje?
    - Normalnie.
    - Z kogo jest pan szczególnie zadowolony?
    - Z podawaczy piłek. Naprawdę, odwalili kawał dobrej roboty.
    - Czy Pucek jest w szczytowej formie?
    - Jak Henry w Arsenalu.
    - Czy ma pan już skład na Ekstraklasę?
    - Nawet na Ligę Mistrzów.
    - Czy chce pan kogoś sprowadzić do klubu?
    - Automat do kawy, bo obecnie jest obrzydliwa.
    - Kogoś jeszcze?
    - Pudzianowskiego, żebym nie musiał się męczyć ze starym automatem.
    - Ma pan coś do powiedzenia Tomaszewskiemu?
    Coś we mnie pękło. Spojrzałem kto zadał to pytanie.
    - Przeprosiłbym go, ale niestety, nie mam mózgu, więc chcąc nie chcąc nie przeproszę. Jedyne, co mogę powiedzieć, to że może mnie pan w dupę pocałować. Bo nie wątpię, że lubisz. Dziękuję.


***


    Spodziewałem się tego. Kiedy tylko podjechałem na parking, Rygil oznajmił mi, że mam się stawić u prezesa. Pokiwałem głową i uśmiechnięty ruszyłem do biura.
    - Dzień dobry – powiedziałem od progu.
    - Powiedz mi – warknął – w co ty pogrywasz? Co to wszystko ma być?!
    - Marketing…
    - Co?!
    - To, co powiedziałem – odrzekłem najspokojniej jak tylko umiałem. – Póki co nasz klub jest mało znany, ale dzięki prasie i takim publicznym nagonkom możemy CM Revolution rozsławił na cały kraj. W wyniku tego może się zwiększyć frekwencja, prasa i telewizja częściej będą o nas wspominały…
    - Przecież to jest chore!
    - Takie jest dzisiaj życie. Chyba nie chce prezes, żeby CM Rev zawsze było małym klubikiem z zadupia?
    - Przecież takim nie jest!
    - W ich oczach – owszem jest. To znaczy… był – uśmiechnąłem się chytrze.


***


Kilka dni później Bartosh był w dużo lepszym humorze. Uśmiechnięty szedł korytarzem i zaraz po oficjalnym ‘dzień dobry’ zaczął mi gratulować:
    - Świetne wyniki, mam nadzieję, że w Ekstraklasie nie będzie problemów!
    Fakt faktem. Po wycieczce do Katowice rozgromiliśmy jeszcze Polonię Słubice, a następnie przejechaliśmy się motorem… to znaczy po Motorze Lublin aż 6:0, pokazując, że stać nas na naprawdę wiele.





***


Inauguracja Ekstraklasy przypadła nam z Groclinem. Podczas podróży dało się czuć zdenerwowanie piłkarzy. Wielu z nich siedziało cicho jak nigdy, gapiąc się bezsensownie w szybę i rozmyślając, inni relaksowali się słuchając muzyki, niektórzy nawet grali w karty. Stres udzielał się nawet Rygilowi, który nie umiał usiedzieć na miejscu, co chwilę biegając to do toalety, to do chłopaków – żeby pożyczyć „tego grającego gówna, jak wy to tam mówicie, odtwarzac epeczy?”, z którym oczywiście nigdy nie wracał.
    W szatni panowała niezwykła cisza, przerywana tylko cichymi szmerami ubieranych strojów i wiązanych butów.
    - Panowie – powiedziałem poważnie. – Dziś zaczyna się wasz sen, wasza przygoda. Dziś gracie pierwszy mecz w ekstraklasie. Dziś będą na was patrzyły wasze rodziny, kobiety, dzieci. Dziś możecie wygrać 10:0, bo nie ma rzeczy niemożliwych. To jest tylko Groclin. Tylko. A CM Rev to aż wy! Wykorzystajcie to!
    Spojrzeli na mnie z nadzieją w oczach, jakbym to ja za nich miał wygrać ten mecz.
    - Nie grasz ty, ty, czy ty. Nie gra on, czy on. Gracie wy! Drużyna, 11 zawodników, jeden zespół. Nieważne, że on nieczysto trafił w piłkę, a on wygrał w pojedynkę mecz. Jesteście drużyną. Razem ze mną. Przegrywamy jak drużyna, wygrywamy jak drużyna!

Niestety, podenerwowanie widać było w grze. Dużo niedokładnych podań, niecelnych strzałów, niepewnych dryblingów. Mecz był nudny i bardzo brutalny, tam gdzie brakowało techniki, nadrabiało się siłą. Bezsensowna gra utrzymywała się przez całą pierwszą połowę i gdy CM Rev było już myślami w szatni, Groclin władował nam bramkę.
    Nóż w plecy.
    - Gramy, gramy na maksa! – pokrzykiwałem w szatni. Na marne.
    W drugiej połowie staraliśmy się atakować, uderzać, podawać, ale wciąż brakowało wykończenia albo ostatniego podania. Staliśmy w miejscu mimo dużo lepszej gry.
    Wynik też stał. I już się nie ruszył.
    W pierwszej kolejce Ekstraklasy przegrywamy z Groclinem 0:1 po bramce Babnica.


Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.