Artykuły

Pełnokrwisty kogel-mogel #3
Seju 10.12.2009 21:09 5908 czytelników 0 komentarzy
4

IV

TWARZĄ W TWARZ


Rozpoczął się luty. Wstałem rano, ubrałem się, zjadłem śniadanie. Nie miałem ochoty na kąpiel, dlatego zgodnie z dawniejszymi nawykami, po prostu wyszedłem z domu. To miał być pierwszy trening zespołu przed nadchodzącym sezonem. Szedłem po zmrożonym chodniku, zaciśnięte w pięść ręce trzymając w kieszeni. Każdy przechodzień, którego mijałem po drodze do klubu, zdawał mi się wrogo nastawiony do mojej osoby. Byłem bardzo uczulony na tym punkcie. Minąłem grupę żebraków. Nienawidziłem ich. Nigdy nie miałem pieniędzy na jedzenie, ubranie czy porządny dom, ale nie poszedłbym prosić o jałmużnę. Nigdy. To upodlenie, jakiego nie można porównać do niczego innego. Miałem ochotę podejść do nich i im o tym powiedzieć. Przeszedłem jednak z pozoru spokojnie, choć ciężko było mi się opanować. Odwróciłem się jeszcze po przejściu dziesięciu metrów. – Świnie… - wysyczałem.

Dochodziłem już do budynku. Wszedłem do niego, następnie przywitałem się z zebranymi tam zawodnikami. Było to siedemnastu niepewnych siebie chłopaków. Przynajmniej tak ich odebrałem na pierwszy rzut oka. Po krótkiej pogadance zaprosiłem ich na murawę. Była bardzo twarda, dlatego nie planowałem żadnych ćwiczeń - inna sprawa, że się na tym kompletnie nie znałem. Chłopcy trochę pobiegali, następnie pograli na małym boisku. W oko wpadł mi szybki lewy pomocnik – Denisyuk. Umiejętnościami obronnymi imponował Yuriy Khodko, za to Grischenko, czyli jeden z moich… dwóch napastników, nie potrafił umieścić piłki w pustej bramce. Już wtedy wiedziałem, że potrzeba będzie wzmocnień w ataku. Chciałem przekonać się, jak moi chłopcy wyglądać będą na tle innych zespołów z tej ligi, ponieważ nie miałem żadnego porównania. Nie wiedziałem, czy są zwykłymi średniakami, czy może będą się wyróżniać. Postanowiłem zakontraktować sparing z własnymi juniorami, których trenować z braku czasu i ochoty nie zamierzam. Wiedziałem, że to nie będzie żadne porównanie, jednak chciałbym sprawdzić jak zawodnicy prezentują się na dużym boisku przez pełne dziewięćdziesiąt minut.

Nadeszła więc pora pierwszego sparingu.

Wybór taktyki nie był zbyt trudny – postawiłem na standardowe ustawienie 4-4-2. Nie dawałem zawodnikom żadnych poleceń indywidualnych, ponieważ: nie wiedziałem na co ich stać, nie wiedziałem ile minut wytrzymają, no i ranga meczu również nie ta. Przed spotkaniem powiedziałem zawodnikom, by potraktowali ten mecz jako rozbieganie. Przez większą część spotkania moi zawodnicy spisywali się bardzo dobrze. Nie miałem jednak zamiaru się oszukiwać, że świadczy to o ich wielkich umiejętnościach – bardziej wpłynęła na to bardzo słaba postawa naszych rezerw.


Sparing ten miał wiele plusów. Potwierdziły się moje domysły dotyczące Denisyuka, który pokazał się z bardzo dobrej strony, także te związane z napastnikami, którzy wręcz razili nieskutecznością. Już wtedy wiedziałem, że potrzebuję wzmocnień, jednak nie miałem pojęcia jak zabrać się do przeszukiwania rynku transferowego.  Udałem się więc do prezesa, by z nim o tym porozmawiać.
- Dzień dobry, panie prezesie – zacząłem. – Wpadłem w sumie na chwilkę. Chciałbym zapytać o transfery. Jak pan to widzi?
- Nie widzę… - odparł zaciekawiony.
- Może jaśniej: Jak wygląda nasz budżet?
- Nie wygląda… - rzekł, spoglądając mi w oczy. – My mamy walczyć o spokojny byt w lidze, a nie o wielkie trofea. Masz grupkę uzdolnionych dzieciaków, dlatego nie potrzeba ci transferów. Po za tym nie mam pieniędzy. Znajdź kogoś za friko, to może go zakontraktuję, oczywiście po wcześniejszym sprawdzeniu jego umiejętności. Nie jesteś menedżerem potentata, nie wczuwaj się, chłopcze – dokończył, uśmiechając się szczerze. Zrozumiałem przesłanie i wyszedłem. Nie byłem zadowolony. Piłka nożna bez pieniędzy nie istnieje, a nam potrzeba wzmocnień. – Cóż, będę więc musiał pojawiać się na jakichś regionalnych meczach, a nuż wyłowię kogoś ciekawego – powiedziałem sam do siebie. Początkowa ekscytacja rolą trenera powoli mijała.

Robiło się ciemno. Wzdłuż szarej, długiej ulicy rozciągał się korowód lampionów, nieskutecznie walczących o rozświetlenie tego miejsca. Szedłem rozkojarzony, racząc się osobliwością i urokiem okolicy, spoglądając co rusz na stare białoruskie podwórka, bramy i mury. Nie było tutaj piękna pozornego. Tego, które tak cenione jest przez dobrze urodzonych, wydaje się być tym pięknem właściwym. Pozornie. Piękno miejsca, po którym stąpałem, przejawiało się w jego tajemniczości. W tym klimacie. Usiadłem na starej, kołyszącej się ławce, która odrapana z farby przez wandalizm czasu, odzyskała swój drewniany kolor. Łypnąłem na niebo, które w minuty na minutę wypełniało się błyszczącymi gwiazdami. Kiedyś często zastanawiałem się nad naszą maleńkością. Jesteśmy ziarenkiem piasku w obliczu większych planet, nie mówiąc już o przestrzeni kosmosu. Taka gwiazda Rigel… - odpływałem w zamyśleniu. - …jest sześćdziesiąt sześć razy jaśniejsza od słońca. Waży siedemnaście razy więcej. To takie fascynujące – Spoglądając na granatowe niebo czułem się tak ubezwłasnowolniony. Rozmyślałem nad sensem istnienia. Nad sensem wiary. Próbowałem wyobrazić sobie to, co stanie się po mojej śmierci. - Nie będzie niczego? Pustka? Czerń i nic więcej. Nawet czerni nie będzie… - Pogrążyłem się w smutku. Wstałem wreszcie z ławki i ruszyłem powolnym krokiem w kierunku mojego mieszkania. Ściemniło się już na dobre. Po kilkunastu minutach stałem już pod klatką. Wszedłem do budynku, a następnie udałem się do swojego pokoju. Nawet nie zapalałem lampki. Rozebrałem się, przemyłem twarz chłodną wodą, a następnie ułożyłem się do snu.

Nad ranem wpadłem na świetny pomysł. Postanowiłem zdobyć w jakiś sposób listę graczy, którzy są obecnie bez klubu. Poprosiłem o to mojego prezesa, który z dziwną aprobatą zareagował na moją propozycję. Widać, że jest po prostu skąpy, a zawodnicy bez kontraktu nie będą zbyt wymagający finansowo. Dzięki swoim znajomościom sporządził listę składającą się z… kilku tysięcy zawodników.

Doszedłem wtedy do wniosku, że same nazwiska mało mi mówią. Prezes zasugerował, że w klubie… zatrudnimy scouta! Pomimo tego, że nie było nas stać, przynajmniej tak twierdził prezes, na jego dalekie ekspedycje, liczyłem na jego pomoc w wyszukiwaniu i sprawdzaniu lokalnych zawodników. Postanowiłem się z nim spotkać. W umówionym miejscu zjawiłem się na czas, w przeciwieństwie do mojego współpracownika, który piętnastominutowym spóźnieniem dużo stracił w moich oczach. Przedstawiłem mu listę, która złożona z kilkudziesięciu kartek formatu A4 robiła wrażenie. Chłopak z nietęgą miną przyjął zgłoszenie i obiecał w najbliższym czasie przesłanie pierwszego raportu. Do tej pory nieźle musiał się obijać. W każdym razie sam również postanowiłem działać. Wtedy właśnie zacząłem zastanawiać się nad tym, jak scout chce oceniać zawodników, którzy nigdzie nie trenują, ponieważ są bez klubu. – Zresztą. Nie mój interes. Ja wymagam raportów! - powiedziałem sam do siebie, jak miałem to w zwyczaju robić.

Kolejnego dnia z samego rana udałem się do klubowego budynku, by pozałatwiać istotne sprawy – umówić treningi,  porozmawiać o pieniądzach na pensje dla ewentualnych wzmocnień, a także odebrać pocztę i zorientować się w planach prezesa na najbliższą przyszłość. Razem doszliśmy do wniosku, ze przed zakontraktowaniem któregoś z poleconych przez Alexandra Melnika (naszego scouta) graczy sprawdzimy go poprzez zaproszenie na krótkie – być może tygodniowe testy. Na sprawozdanie dotyczące zawodników nie musiałem długo czekać. Po jego otrzymaniu od razu poprosiłem klubową sekretarkę o przesłanie kilku faksów z propozycjami testów. Śpieszyłem się do domu, ponieważ zostawiłem w nim teczkę, a jeszcze tego dnia miałem poprowadzić w zespół w sparingu przeciwko drużynie Lokomotiwu Mińsk. Skład wyglądał tak samo jak w pierwszym sparingu. Nikt z zawodników rezerwowych nie wpadł mi w oko do tego stopnia, by zapamiętać jego nazwisko. Zresztą pamiętałem tylko Denisyuka. On miał  poprowadzić drużynę do wygranej nie tylko w kolejnym sparingu, ale również i w lidze. Nie celowałem w trofeum od pierwszego sezonu, lecz patrząc pod kątem przyszłości, chciałem awansować do Wyższej Ligi. To już są pieniądze, transfery, rozgłos. Coś pięknego. Teraz jednak czekał mnie sparing z drużyną z Mińska.

Zaangażowałem się nieco w odprawę przedmeczową. Poleciłem graczom posyłanie piłek bezpośrednich, jednak ze spokojem, bez szaleńczego wybijania futbolówki pod pole karne przeciwnika. Przestrzegłem ich, by nie grali na czas przy wyniku remisowym,  a także, by unikali pressingu na połowie przeciwnika. Linii obronnej nie pozwoliłem wychodzić do przodu. Życzyłem im miłej gry, a następnie opuściłem szatnię, by udać się na ławkę trenerską, na której obok mnie usiedli kolejno: Savinskiy, Yas’kov, Arkhiptsev, Golovko, Kovalev i Treriyak. Ich obecność w tym miejscu była dość przypadkowa i doskonale o tym wiedzieli. Każdego z moich rezerwowych wpuszczę przynajmniej na czterdzieści pięć minut, dlatego nie powinni mieć pretensji. Powiedziałem im o tym, co ich widocznie uszczęśliwiło. Spojrzałem na murawę boiska, zwilżoną przez przejściową mżawkę. Cieszyłem się moim stanowiskiem. Czułem, że rozpocząłem nowe życie. Po kilku chwilach zawodnicy wbiegli na murawę. Około stu kibiców, zebranych na trybunach, dopingowało naszą drużynę. Pomimo tego, iż bałem się wysokiej porażki, udawałem w szatni pewnego. Powiedziałem graczom, że są w stanie wygrać i tego im też życzyłem. Niczego nie wymagałem. Sparingi rządzą się swoimi prawami. Rozpoczęło się spotkanie. Przez pierwsze czterdzieści pięć minut nie padła żadna bramka. W przerwie dokonałem wszystkich zmian. Na drugą połowę zawodnicy wybiegli niesamowicie aktywni, choć odwróciło się to przeciwko nim - po jednej z kontr straciliśmy bramkę i pozostała nam walka o wyrównanie, którego do końca spotkania nie udało nam się osiągnąć. Pewien lokalny dziennik postanowił zdać sprawozdanie z tego spotkania i, co ciekawe, bardzo nas chwalił za walkę i postawę na boisku. Znalazły się w nim również szczegółowe statystyki naszych zawodników, z których niektóre były dla mnie bardzo zaskakujące.

Dmitry w ciągu czterdziestu pięciu minut wyrobił na boisku aż dziesięć kilometrów! – Nie mogłem wyjść zachwytu. Celność jego podań również mnie zaskoczyła. Byłem pewien, że od samego początku będzie stanowił trzon mojej drużyny.
- Na testach pojawili się nowi zawodnicy. Będzie ci ciężko ich ogarnąć – mruknął z uśmiechem prezes podczas porannej rozmowy w klubie.
- Jakieś szczegóły? Wszyscy ci, którym to zaproponowaliśmy?
- Czy wszyscy to nie wiem – rzekł prezes, wstając zza biurka. Chwycił kilka kartek i zaczął czegoś szukać. Wreszcie znalazł, oparł jedną rękę o blat, a drugą czytał treść listu. Wreszcie spojrzał na mnie. – Siedmiu.

- Dużo. Dzisiaj gramy mecz, przecież nie znam ich umiejętności. Cholera… - zakłopotałem się.
- Myślisz, że ja znam? Wystaw ich w pierwszej jedenastce. I tak wszystkich nie zakontraktujemy. Nie stać nas. Góra dwóch – trzech. Więc dokonaj słusznego wyboru, miśku.
- Postaram się. No to nic, pójdę do domu, zaparzę sobie kawę, zjem coś i na stadion. Do zobaczenia. – Rzekłem uśmiechając się i odwracając na pięcie.
- No cześć – odparł prezes, siadając na fotelu. – A, jeszcze coś. Poczekaj – dodał. Odwróciłem się.
- Rozmawiamy z paroma znanymi klubami, które chcą wejść z nami w interes. Wypożyczaliby nam swoich młodzieniaszków w zamian za… w sumie nie wiem za co, bo jeszcze nam będą dopłacać kasę. Jak się będzie coś działo w tej sprawie, to dam znać w każdym razie. No, a teraz możesz już iść. – Skończył.  Uśmiechnąłem się i wyszedłem.
Godzinę później byłem już na stadionie. Kompletny brak wizji składu przysparzał mi zawrotów głowy. Wszedłem do szatni, gdzie zauważyłem kilka nowych twarzy. Do meczu miałem całe dwadzieścia minut, dlatego postanowiłem chwilę porozmawiać z każdym z zawodników. Powiadomiłem „starych”, że dzisiaj cały mecz rozegrają testowani i na szczęście nie spotkałem się z żadnym sprzeciwem. Ustalenie składu zabrało mi kilka minut, ponieważ musiałem poznać ulubione miejsce gry każdego zawodnika. Skład wyglądał niesamowicie laboratoryjnie.

Stadion DjuSSz w Rohaczowie tego dnia świecił pustkami. Po pustych trybunach rozeszło się echo spowodowane pierwszym gwizdkiem Gennadiya Yaretsa, czyli sędziego dzisiejszego, trzeciego już w tym sezonie sparingu.

Byłem ciekawy formy przede wszystkim napastników, ponieważ to ich najbardziej w klubie brakowało. Dauberkov i Tsernienko to doświadczeni gracze, mający łącznie trzydzieści siedem lat. Niejedną bramkę w życiu zdobyli, więc liczyłem na ich skuteczność. Przez pierwsze siedem minut byłem świadkiem piłkarskich szachów, co na tym poziomie piłki jest dość rzadko spotykane. Zawodnicy spokojnie rozgrywali piłkę, oczekując na ruch rywala. W ósmej minucie Dniepr-DjuSSz-1 zaatakował, lecz nie przyniosło to skutku bramkowego. Spróbowali trzy minuty później, również nieskutecznie. Moi zawodnicy przebudzili się dopiero w trzydziestej siódmej minucie i już w pierwszej groźnej akcji umieścili piłkę w siatce! Sprawca całego zamieszania – Daurbekov, pokazał się z bardzo dobrej strony. Jego kompan z ataku nie był tak widoczny, jednak liczyłem na jego przebudzenie w drugiej części spotkania. Po pierwszych czterdziestu pięciu minutach wygrywaliśmy jedną bramką. Nie zmieniając składu rozpoczęliśmy drugą część meczu. W pięćdziesiątej pierwszej minucie fantastycznie uderzył Denisyuk, którego strzał przeleciał centymetry nad poprzeczką bramkarza gospodarzy. W dalszej części spotkania to drużyna w białych koszulkach miała przewagę, jednak my groźnie kontratakowaliśmy. Próbował Denisyuk, próbowali napastnicy – postawa drużyny naprawdę mnie zadowalała. Cieszyła mnie gra defensywna, ponieważ pomimo zupełnego braku zgrania moi obrońcy bez problemu rozbijali koronkowe akcje przeciwnika. W dziewięćdziesiątej trzeciej minucie Lisovskiy długim wykopem rozpoczął kolejną akcję, jednak sędzia nie pozwolił na jej kontynuowanie i zakończył spotkanie. Tego dnia, jednego z nielicznych, słońce oślepiało mnie na każdym kroku, co razem z dobrą postawą mojej ekipy podbudowywało mnie na duchu. Po meczu pogratulowałem zawodnikom zwycięstwa, a następnie udałem się do klubowego autobusu, który tak naprawdę klubowym nie był, bowiem własność nad nim sprawował przyjaciel prezesa.

Wtedy byłem zachwycony postawą Daurbekova, strzelca jedynej bramki, choć w zasadzie była ona dość przypadkowa. Nie było to dla mnie ważne. Po dość krótkiej przejażdżce autobusem zostaliśmy wysadzeni przy klubowym budynku i każdy poszedł w swoją stronę. Dziwnie się czułem tego dnia. Miałem ochotę na coś szalonego. Coś, o czym nie wiedziałby nikt. Uwielbiałem tę swoją małą prywatność, kochałem ją, pożądałem jej. Nikt tak jak ona nie potrafił doprowadzić mnie do rozkoszy w kilka zaledwie chwil. Zawsze, kiedy tylko znajdowałem się sam na sam z własnymi myślami, przychodziła ona. Nikt mi nie mógł jej zabrać. Prywatność, którą niektórzy nazywają ciemną stroną. Wracałem tak ulicą mijając przechodniów i rozmyślałem, co rusz  rozpraszając się jakimś szczegółem, na który zwracałem uwagę. Była to informacja o zamknięciu sklepu rzeźniczego, innym razem zardzewiały szyld perfumerii, także uschnięte kwiaty, zwisające z brudnych parapetów obdrapanych z tynku mieszkań. Bieda tego miejsca mnie przytłaczała. Byłem w stanie zrobić wszystko, byleby tylko polepszyć to miejsce. Oswobodzić z tych więźniów życia codziennego, których tutaj mnóstwo. Wreszcie dotarłem do swojego mieszkania. Otworzyłem drzwi. Zapadał już mrok, więc zapaliłem światło i zasłoniłem zasłony. Upewniłem się, że moje mieszkanie nie posiada parapetu. I choć robiłem to kilka razy, to nawet w chwilę po kolejnym sprawdzeniu nie byłem tego pewien. Często wyobraźnia mieszała mi się z rzeczywistością, przez co nie byłem pewien swoich ruchów. Bardzo bolała mnie głowa. Usiadłem na rozłożonym łóżku i nie rozbierając się klapnąłem na pościel natychmiast usypiając.
 


Słowa kluczowe: 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

Szukaj nas w sieci

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.