Artykuły

Winds of change...cz. I
Sirwojtas 28.01.2003 01:22 631 czytelników 0 komentarzy
3
Nie będę opowiadał, jak to pewnego dnia zadzwonił do mnie prezes jednego z włoskich klubów i poprosił mnie, abym został trenerem jego zespołu, bo i tak, nikt w takie bajki już nie uwierzy. Napiszę więc prawdę!
Końcem czerwca 2001 roku wybrałem się do słonecznej Italii, na zasłużony odpoczynek. Na czas wakacyjnego pobytu zakwaterowałem się w dużym domku letniskowym, który usytuowany był nieopodal Stadio Oreste Granillo, należącego do miejscowego pierwszoligowca – Regginy. W porównaniu ze stadionami takich klubów jak Roma, czy Inter, objętościowo ten obiekt prezentował się słabiutko. Mogło na nim zasiąść maksymalnie 28 000 widzów. Miał on jednak w sobie to „coś” co sprawiało, że mimo swej niewielkiej pojemności wydawał się bardzo eleganckim i zadbanym obiektem. Właśnie to „coś” sprawiło, że znalazłem chwilę czasu, by wybrać się na towarzyski mecz zespołu prowadzonego przez Franco Colomba. Gospodarze, ku niezadowoleniu kibiców, ulegli trzecioligowemu Giugliano, aż 0-4!!! Piękny - choć jeszcze raz podkreślam – malutki, jak na Serie A, stadionik okazał się tym razem szczęśliwym dla przyjezdnych.
Następnego dnia dowiedziałem się, że trener Franco Colomba został zwolniony z posady managera. „Ciekawe, dlaczego?” – pomyślałem – „Przecież ten wczorajszy mecz był tylko spotkaniem towarzyskim! Nie można zwalniać trenera po jednej wpadce! Fakt jest faktem, że Reggina zagrała bardzo słabo wczorajszego dnia, ale, żeby zaraz zwalniać trenera!?”
Poszedłem do prezesa dowiedzieć się co było prawdziwą przyczyną zwolnienia Colomba.
Z rozmowy z panem Lillo Fotim dowiedziałem się, że Zarząd naciskał na prezesa, by zwolnił Franco, gdyż marzy im się zatrudnienie kogoś z – jak to określił – „egzotycznego kraju”.
„Idioci” - pomyślałem. Ale zaraz do głowy przyszła mi pewna myśl:
- Czy Polska jest dla Was egzotycznym krajem? – zapytałem z uśmiechem
- Oczywiście, przecież Polacy dawno już nie odnosili sukcesów piłkarskich, a i pod względem gospodarczym nie należą do najlepszych w Europie. A dlaczego pytasz? Znasz jakiegoś Polaka, który zgodziłby się objąć to stanowisko?
- Tak! Ja mógłbym poprowadzić Regginę w najbliższym sezonie.
- Masz jakieś doświadczenie trenerskie lub chociaż piłkarskie?
- Jako piłkarz, mimo młodego wieku, nie widzę się w składzie Regginy, ale jako trener: myślę, że sobie poradzę. Byłem grającym trenerem jednego z polskich zespołów, występującego w niższej lidze.
- Świetnie! Jeszcze dzisiaj przedstawię twoją kandydaturę Zarządowi. Zostaw mi numer telefonu; jak będę coś więcej wiedział, to przedzwonię do ciebie.

Wieczorem byłem już trenerem Regginy!!! Zarząd z wielkim zadowoleniem przyjął mnie na stanowisko managera klubu.
Następnego dnia poznałem swoje cele na najbliższy sezon: UTRZYMAĆ SIĘ W SERIE A! – to moje główne zadanie.

Do pierwszego sparingu pozostało mi niewiele ponad tydzień, więc musiałem szybko pozałatwiać sprawy organizacyjne.
Zapoznałem się z moimi współpracownikami. Zaraz poznałem, że są to ludzie „znający się na rzeczy”. Brakowało mi tylko wśród nich eksperta od „goalkeepingu” i taktyki. Nie tracąc chwili wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem, do mojego starego znajomego, Brazylijczyka Valadir’a de Moraes’a. Po krótkiej rozmowie ustaliliśmy, że Valadir w najbliższych dniach przyjedzie do Włoch i spokojnie przedyskutujemy sprawę.

Dokonałem też przeglądu kadry. Myślę, że z takimi zawodnikami spokojnie powinniśmy utrzymać się w lidze. Transfery jednak będą konieczne.

Gramy dzisiaj pierwsze i jedyne spotkanie towarzyskie, przed rozpoczęciem nowego sezonu. Naszymi rywalami jest drużyna Arbus.

Nie mieliśmy większych problemów z pokonaniem tej okręgowej drużyny. Wygraliśmy pewnie 4-0 (Nakamura x2, Dionigi, Mamede).

Przed naszym pierwszym, oficjalnym meczem ustaliłem warunki kontraktu z Valadirem.
Dzisiaj, do czwórki Włochów w sztabie szkoleniowym Regginy, dołączył właśnie mój znajomy z Brazylii.

Nasze pierwsze spotkanie w grupowych rozgrywkach o Puchar Włoch zakończyło się porażką. Przegraliśmy w wyjazdowym meczu z Ascoli 3-1 (Mamede). Po tym meczu byłem w szoku! Na treningach wszystko wyglądało tak pięknie... a tu taki blamaż!
„Jednak mówi się trudno i trzeba grać dalej, to dopiero pierwszy mecz, będzie lepiej!” – pocieszałem się tymi słowami.

Przed kolejnym spotkaniem o Puchar Włoch dokonałem finalizacji wszystkich transferów; zarówno zakończyłem kupno jak i sprzedaż zawodników z klubu – przynajmniej mam taką nadzieję, że dalsze zmiany nie będą konieczne :P

Tak oto prezentuje się lista kupionych przeze mnie zawodników:



... a tak lista sprzedanych przeze mnie graczy:



Warto też dodać, że wypożyczyłem z Lazio, obrońcę, Fernando Couto.
Przydzieliłem też numery swoim zawodnikom. Kadra pierwszego zespołu prezentuje się następująco:



Gracze, którzy występują w rezerwach otrzymali zaś pozostałe numery:




W kolejnym meczu - w ramach Pucharu Włoch oczywiście - pokonałem pewnie Pescarę 3-0 (Nakamura, Moskal, Nikiforenko).
Trzy dni po tym zwycięstwie, przyszło mi zadebiutować w spotkaniu ligowym. Miałem pewne obawy, bo rywal, Empoli, – jakby się mogło niektórym wydawać – wcale nie należał do najłatwiejszych. Pokonaliśmy ich jednak 3-0 po bramkach Nikiforenki, Moskala i Radka Wróblewskiego. Atmosfera w zespole znacznie się poprawiła po drugim zwycięstwie z rzędu.
Kiedy w kilka dni po naszym pierwszym ligowym sukcesie pokonaliśmy Sampdorię – w Pucharze Włoch – 4-1 (3x Di Michele, Savoldi) wiedziałem, że mój zespół stać na bardzo wiele w tym sezonie. To zwycięstwo nie dało nam jednak awansu do kolejnej rundy Pucharu Włoch. Zajęliśmy 2 miejsce w swojej grupie i odpadliśmy z rywalizacji. Nie ukrywałem jednak swego entuzjazmu w rozmowach z dziennikarzami. W wywiadach podkreślałem, że jeżeli będziemy grali w każdym meczu z pełną determinacją, jeżeli w zespole będzie zgoda, to stać nas na zwycięstwa z każdym przeciwnikiem!

Niestety! W kolejnym meczu dałem dziennikarzom powód do „wieszania po mnie psów”, przegrywając na własnym stadionie z Udinese 1-3 (Paredes).

Po wpadce z Udine na własnym boisku, chcieliśmy udowodnić wszystkim, że ta porażka była tylko wypadkiem przy pracy. Aby zmyć ten blamaż musieliśmy wygrać na wyjeździe z Piacenzą. Udało nam się zdobyć trzy punkty. Wygraliśmy 4-1, a wszystkie bramki, zdobyli moi zawodnicy; w kolejności: Harasimowicz, Kosowski, Nikiforenko, Pierini (og) i ponownie Nikiforenko.
Jednak dopiero w przyszłym tygodniu okaże się, co jesteśmy warci. Podejmujemy u siebie jeden z najlepszych klubów Serie A – Lazio Rzym!
Byłem bardzo zdenerwowany przed tym spotkaniem, gdyż było to, tak prawdę mówiąc, dopiero pierwsze spotkanie, z naprawdę wymagającym rywalem.

Na dwa dni przed meczem udałem się do najbliższego zakładu Bukmacherskiego, by sprawdzić – z czystej ciekawości – ile można zarobić stawiając na Regginę. Doznałem szoku. Wiedziałem, że to Lazio jest faworytem, ale gdy spojrzałem na kursy po prostu mnie zatkało. Otóż stawiając 1 euro na Lazio można było dostać 1,9 euro, stawiając na remis można było dostać 3,1 euro, a typując nasze zwycięstwo można było zarobić aż 6,75 euro!!! „A to się rozczarują, ci, którzy postawią na faworyta” – pomyślałem i wróciłem do swego mieszkania.
Całą noc myślałem nad tym, jaką jedenastkę wystawić na to arcyważne spotkanie. Ostatecznie zdecydowałem, że wyjdziemy w następującym ustawieniu:



Mecz rozpoczął się dla nas bardzo dobrze. Już w 9’
wyszliśmy na prowadzenie po trafieniu Nikiforenki. Potem było gorzej. Doświadczony zespół gości zdołał nam strzelić dwie bramki w przeciągu czterech minut. Najpierw w 14’ wyrównał Liverani, a potem w 18’ Eriberto po raz drugi pokonał Lamę. Mimo kilku dogodnych sytuacji nie udało nam się wyrównać. Piłkarze Lazio schodzili do szatni w dużo lepszych nastrojach, niż moi podopieczni. Pierwsze minuty po wznowieniu gry nie były dla nas udane i nie napawały optymizmem. Już w 1’ drugiej części gry kontuzji uległ nasz kryjący obrońca – Pierini. W jego miejsce zdecydowałem się wpuścić Marcina Burkhardta. Na domiar złego, to piłkarze Lazio mieli inicjatywę. Z czasem jednak moi podopieczni zaczęli dochodzić do głosu. Dowodem na to był gol strzelony w 69’ przez Nikiforenkę. Odżyły nadzieje na zwycięstwo! Atakowaliśmy dalej. I udało się! W 89’ po dośrodkowaniu Moskala z rzutu rożnego, głową, piłkę do bramki wpakował Peredes. AMOK na Oreste Granillo. Prawie 28 tysięcy kibiców szalało ze szczęścia!



Zwycięstwo nad stołecznym klubem dało nam trzecią pozycję w ligowej tabeli! Media nie wierzą jak piłkarze Lazio mogli przegrać z drużyną, która przed sezonem była – i dalej jest - uważana za głównego kandydata do spadku. Wszyscy rozpisują się o tragicznej postawie piłkarzy Manciniego, ale nikt nie twierdzi, że to Reggina była tego dnia nie do pokonania. W sumie to nawet lepiej, że media uważają, że to nasi przeciwnicy byli słabi, a nie my tak dobrzy. Będziemy mieli przynajmniej trochę spokoju przed meczem z Juventusem na Delle Alpi.

Ze „Starą Damą” zagramy bez kontuzjowanego Pieriniego. W jego miejsce zagra Burkchardt, który w meczu z Lazio pokazał, że jest wartościowym zawodnikiem.
Spotkanie zaczęło się od ataków gospodarzy, ale pierwsza bramkę zdobyła Reggina! W 18’ Nakamura pokonał Buffona pięknym strzałem sprzed pola karnego. Nasza radość nie trwała jednak zbyt długo, bo już w 20’ było 1-1 po trafieniu Trezeguet’a. Juventus ciągle atakował, ale w 34’ to znowu mój zespół wyszedł na prowadzenie! Tym razem doskonałe podanie od Mamede wykorzystał Nikiforenko. Tak więc do przerwy na tablicy świetlnej przy nazwie: Juventus, widniała 1, zaś przy nazwie Goście, widniała 2!!! Nikt, z przybyłych na Delle Alpi kibiców nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Kiedy Nikiforenko w 47’ strzelił trzecią bramkę dla Regginy, kibice Juve zaczęli wygwizdywać swoich piłkarzy! Zawodnicy z Turynu zdołali strzelić drugiego gola (90’ – Davids), ale to było za mało, aby uratować choćby punkt!



Radości, jaka zapanowała w naszej ekipie po tym meczu nie da się opisać! W drodze powrotnej piłkarze śpiewali klubowe pieśni, cieszyli się z tego zwycięstwa jak dzieci!
Mnie tym bardziej cieszyło ich zachowanie, gdyż widziałem, że wreszcie uwierzyli, że mogą wygrać z każdym, że stać ich na bardzo dobre mecze!
„Lippi upokorzony przez Polaka”, „Polsko – Włoska Armia miażdży Starą Damę!”, „Znakomita passa piłkarzy Duraja trwa!” – to tylko niektóre z tytułów prasowych, jakie obiegły całe Włochy po tym meczu.

Moi piłkarze zapomnieli już o wspaniałym meczu z Juve, teraz czaka ich spotkanie z Bolognią i na nim skupiona jest uwaga całego teamu.

Zauważyłem, że coraz więcej kibiców zaczęło przychodzić na nasze treningi. To miłe, ale boję się, żeby nie wpłynęło to negatywnie na moich piłkarzy.

Nadszedł dzień meczu z Bolognią, rywalem, który może i nie będzie się liczył w walce choćby o miejsce gwarantujące start w Pucharze UEFA, ale rywalem mimo wszystko, bardzo niewygodnym.

Desygnowałem do gry następującą „jedenastkę”: Lama – Pierini, Couto – Kosowski, Paredes, Mozart, Moskal – Mamede- Nikiforenko – Di Michele, Harasimowicz.
Pierwsze minuty meczu były dość nudne. Mało strzałów na bramkę, mało składnych akcji
. Jednym słowem, przez pierwsze 13’ wiało nudą. Jednak w 13’ moi piłkarze oddali pierwszy strzał na bramkę i...objęli prowadzenie!!! Przyznam się, że nie widziałem nawet tego gola. Myślałem wtedy akurat, co można byłoby zmienić w grze moich podopiecznych, gdy nagle ujrzałem, jak Nikiforenko tonie w objęciach kolegów z zespołu. W 25’ Harasimowicz podwyższył na 2-0 i stadion oszalał z radości! Niestety piłkarze Bologni jeszcze przed przerwą zdołali wyrównać. Dwukrotnie (w 29’ i w 32’) Lamę pokonał Bellucci.
2-2 do przerwy. A było już 2-0. Trudno, jest jeszcze 45’, na pewno coś strzelimy.
Drugie 45’ to jednak ciągłe ataki Bologni. Na domiar złego w 79’ czerwoną kartkę obejrzał Mozart. Wtedy modliłem się aby wynik 2-2 dowieźć do końca. Niestety, w 89’ Cipriani strzelił trzecią bramkę dla gości.
Nie wiem co pomyśleli sobie wtedy kibice, ale na pewno nikt nie przewidział tego, co się stało w 90’ i 91 minucie. Tuż po wznowieniu gry piłkę na środku boiska otrzymał Mamede, przytrzymał ją chwilę, zagrał na skrzydło do „Kosy”, ten mocno i precyzyjnie dośrodkował a „Haraś” dołożył tylko nogę i było 3-3. Gdy piłkarze Bologni rozpoczynali grę, sędzia patrzył już na zegarek. To pewnie zdekoncentrowało przyjezdnych, którzy w bardzo prosty sposób stracili piłkę na środku boiska, co bezlitośnie wykorzystali moi podopieczni, strzelając czwartą bramkę!!! Di Michele, wypożyczony przez poprzedniego trenera z Udinese pogrążył Bolognie!



28 tysięcy ludzi na Oreste Granillo oszalało ze szczęścia. Radość kibiców przeniosła się na ulice. Cieszyli się tak, jakbyśmy zdobyli co najmniej Mistrzostwo Włoch! Łezka zakręciła mi się w oku, jak zobaczyłem radość tych ludzi. „Dla takich chwil warto żyć” – pomyślałem. Oby ta nasz passa trwała jak najdłużej.

W tym samym czasie, kiedy ja przeżywałem nerwówkę na Oreste Granillo, Fabio Capello – szkoleniowiec Romy – ze spokojem słuchał relacji z innych meczy SERIE A, gdyż jego Roma, już w 1 połowie rozstrzygnęła mecz na swoją korzyść, strzelając 4 bramki Piacenzie. W drugiej części gry „Totti i spółka” dołożyli jeszcze 3 bramki i skończyło się na 7-0 dla piłkarzy ze Stadio Olimpico.



Następne dwa spotkania z udziałem moich podopiecznych to kolejno: bezbramkowy remis na wyjeździe z Modeną i zwycięstwo, 2-0, u siebie z Como (Nakamura, Di Michele).

Naszą wspaniałą passę bez porażki przerwała dopiero Perugia. Dwa gole Samareha sprawiły, że nie zdobyliśmy w tym meczu ani jednego punktu. Strzeliliśmy co prawda 2 gole, ale „sędzia”, pierd***** drukarz nie uznał bramki Nakamury, który nie dość, że strzelił ją prawidłowo, to był jeszcze faulowany w polu karnym! Zaliczył natomiast trafienie Wróblewskiego, ale jeden gol okazał się zbyt małą zdobyczą, aby wywieźć ze stadionu Perugi choćby punkt.

Także spotkanie z Brescią nie rozpoczęło się dla nas zbyt udanie. W 26’ Tare strzelił pierwszego gola w tym meczu i przegrywaliśmy 0-1, na własnym stadionie. W końcówce pierwszej części gry wykonywaliśmy rzut rożny. Najwyżej w polu karnym gości wyskoczył Couto i strzelił wyrównującą bramkę. W drugiej części gry mieliśmy kilka sytuacji do strzelenia gola, ale żadnej nie wykorzystaliśmy. Tak więc musieliśmy się podzielić punktami z piłkarzami Bresci.
Dzień wcześniej, w meczu na szczycie, Inter bezbramkowo zremisował z Romą. Za tydzień, to my postaramy się odebrać Rzymianom punkty na Stadio Olimpico.

Na cztery dni przed meczem z Romą, przyjechała do mnie cała moja rodzina. Niestety nie miałem zbyt wiele czasu aby „spokojnie pogadać”, jednak każdą wolną chwilę starałem się spędzać z najbliższymi.

Zdecydowałem, że w meczu z piłkarzami ze stolicy zagramy w następującym ustawieniu:



Nastawiliśmy się w tym meczu,
głównie na obronę i grę z kontry. Początkowo zdawało to nawet egzamin, gdyż do przerwy pachniało sensacją, bo po golu Harasia w 22’ prowadziliśmy 1-0!
W 59’ Montella strzelił jednak na 1-1. Graliśmy dalej. Roma atakowała, a my groźnie kontratakowaliśmy! Jednak w 72’ sędzia uznał – i niestety słusznie – że Lama faulował w polu karnym Tottiego! Decyzja mogła być tylko jedna: czerwona kartka dla naszego golkipera (do 72’ nasz najlepszy zawodnik) i rzut karny dla gospodarzy. Wpuściłem za Nakamure rezerwowego bramkarza – Belardiego. Niestety nie „wyłapał” karnego i było już 2-1 dla Romy. Walczyliśmy jednak do końca. W 82’ Nikiforenko wyrównał!!! Nie wierzyłem temu co widziałem. Mijał najlepszych obrońców Serie A jak tyczki! 2-2, gdyby taki wynik utrzymał się do końca, byłoby cudownie, niestety, nie utrzymał się! W 90’ Batistuta wykorzystał moment zagapienia naszej defensywy i strzelił zwycięskiego gola. 3-2, takim wynikiem zakończyło się to spotkanie.



Pozostał wielki niedosyt po tym spotkaniu. Mogliśmy sprawić tutaj wielką niespodziankę. Naprawdę niewiele zabrakło, ale jakby nie patrzeć na ten mecz i tak jestem zadowolony z postawy moich podopiecznych. Cieszy mnie fakt, że w momencie, kiedy było 2-1 dla Romy i graliśmy w „10” potrafili się zmobilizować i wyrównać. Zabrakło dosłownie kilku sekund do szczęścia.

Postanowiłem odbyć „męską rozmowę” z Bernardem Lamą, na temat jego ostatniego wyczynu (czyt. Na temat czerwonej kartki w ostatnim meczu). Jest on bramkarzem nr 1 w naszym zespole, ale nie może w tak ważnym meczu dawać ponosić się emocjom.

W następnej kolejce pokonaliśmy pewnie Torino 3-1 (Mamede, Di Michele[p], Harasimowicz).

Za tydzień gramy na wyjeździe z Milanem. Wierzę, że będziemy mieli więcej szczęści niż w meczu z Romą.

Jako, że wraz z końcem sezonu kończy się okres wypożyczenia Nakamury do Regginy, postanowiłem podjąć rozmowy z F Marinos, na temat jego definitywnego transferu do Włoch. Wiem, że interesują się nim też inne kluby, ale wierzę, że zostanie u nas.

Mecz z Milanem rozpoczął się...od bójki Rivaldo z Pierinim. Obydwaj panowie dostali po czerwonej kartce. Minutę po tym incydencie Nikiforenko umieścił piłkę w siatce, najwyraźniej zdeprymowanych i zszokowanych sytuacją sprzed 60ciu sekund gospodarzy. Prowadziliśmy 1-0 do 24’ kiedy to Shevchenko zdołał wyrównać. Do przerwy było 1-1. W drugiej części gry nie działo się nic ciekawego. Jeżeli dobrze policzyłem to oddano w niej 2 strzały na bramkę. Jeden ze strony Milanu, jeden ze strony Regginy. Remis z Milanem na wyjeździe to duży sukces, ale pozostał pewien niedosyt, bo piłkarze Ancelottiego byli dzisiaj w naszym zasięgu. Trochę szkoda tych dwóch punktów.



Dogadałem się z zespołem F Marinos – właścicielami karty Nakamury. Teraz wystarczy przekonać tylko samego piłkarza, aby podpisał kontrakt. Także dogadałem się z działaczami Lazio Rzym w sprawie definitywnego transferu Fernando Couto do Regginy. 2 stycznia 2002 roku Portugalczyk będzie już naszym zawodnikiem.

Rambo, młody 22letni piłkarz, grający w rezerwach mojego klubu postanowił przenieść się do Oviedo. Za jego transfer do klubowej kasy wpłynęło 1,2 mln funtów.

Spotkanie z Parmą – przedostatnie w 2001 roku – rozpoczęliśmy w następującym ustawieniu:



Pierwsza połowa spotkania była interesująca, niczym obrady polskiego sejmu (chociaż czasami są ciekawe, kiedy Andrzej L. ma coś do powiedzenia :P). W drugiej części meczu zagraliśmy odważniej i bardziej zdecydowanie. Opłaciło się! Bowiem w 61’ Vargas zdobył, jedynego, jak się później okazało, gola w tym spotkaniu.
Zwycięstwo 1-0 nad Parmą umocniło nas na trzecim miejscu w ligowej hierarchii.
Kilka godzin po meczu, postanowiłem pójść do prezesa i poprosić go o kasę na
transfery. Jeżeli mamy liczyć się w drugiej części sezonu i powalczyć o miejsce w Europejskich Pucharach, to musimy całkowicie wykupić przynajmniej tych graczy, którzy przebywają na wypożyczeniu w naszym klubie.
Foti nie dał się długo prosić. Jeszcze tego samego dnia, miałem do dyspozycji ponad 9 mln funtów na transfery!!!
Mając tyle gotówki „w kieszeni” rozpocząłem rozmowy, z obserwowanymi przeze mnie od dłuższego czasu piłkarzami.
Liczę, że przed końcem roku podpiszę kontrakty ze wszystkimi zawodnikami, będącymi w kręgu mych zainteresowań.

Przed meczem z Interem, mój „scout”, odpowiedzialny za przygotowanie informacji o najbliższym rywalu Regginy, poinformował mnie, że piłkarze z Mediolanu przyjadą bez jednego ze swych „asów’ – Christiana Vieriego.
Nie ukrywam, że ta wiadomość poprawiła mi humor, choć na pewno cenniejsze byłoby ewentualne zwycięstwo nad Interem, gdyby grali oni w swym najmocniejszym składzie.
Postanowiłam, że zagramy defensywnie, nastawiając się głównie na kontratak. W bramce postawiłem na Lamę, parę środkowych obrońców tworzą: Pierini i Couto – kapitan zespołu. Przed nimi „mur nie do przejścia” złożony z czterech defensywnych pomocników, od lewej: Morabito, Mozart, Paredes i Moskal. Na środku pomocy zagra Cozza, przed nim Nikiforenko odpowiedzialny za „wykładanie” piłek parze napastników, którą tworzą: Di Michele i Harasimowicz.
Pierwsze 15’ to nieśmiałe ataki gości z Mediolanu i spokojne przyjmowanie rywala na własnej połowie przez moich piłkarzy. Później z minuty na minutę robiło się coraz ciekawiej. Wreszcie w 31’ „El Polacco”, czyli Hernan Crespo wpadł w nasze pole karne niczym wściekły byk na nieudolnego torreadora. Tam został sfaulowany przez naszego kapitana – Fernando Couto, a arbiter spotkania nie zawahał się ani chwili i pokazał na „wapno”. Nasz obrońca obejrzał zaś żółtą kartkę. „Jedenastkę” na gola zamienił sam poszkodowany i od 31’ przyjezdni mogli cieszyć się z jednobramkowego prowadzenia. Ich radość jednak nie trwała zbyt długo. Zaledwie 5’ po golu Crespo na polu karnym Interu faulowany był Cozza. Sędzia również i w tej sytuacji nie miał wątpliwości. Karnego pewnie wykorzystał Di Michele i mieliśmy remis. Ten wynik utrzymał się do końca spotkania. Jeden punkt w meczu z liderem, pozwolił nam na zajęcie bardzo dobrego – trzeciego – miejsca, w ligowej tabeli, na koniec 2001 roku.



Również, na 3cim miejscu, w podsumowaniu za rok 2001, z dziesięcioma golami na koncie, uplasował się nasz najlepszy strzelec – Sergey Nikiforenko.




Tak więc śmiało mogę stwierdzić, że rok 2001 był dla naszego klubu bardzo udany. Mamy szanse dużo zwojować w drugiej części sezonu. Drugiego stycznia dołączą do nas „nowe twarze”, które mają być dużym wzmocnieniem dla zespołu. Kogo mam na myśli? Powiem wszystko w swoim czasie.
Póki co mogę jedynie zaprezentować listę najciekawszych transferów, jakie udało się przeprowadzić managerom w 2001 roku.




Cały rok udawało mi się jakoś unikać wywiadów i konferencji prasowych. Zawsze znajdywałem jakąś wymówkę, bądź też wyręczałem się prezesem. Nadszedł jednak taki dzień, w którym musiałem powiedzieć kilka zdań dla czytelników „La Gazette dello Sport”. Oto fragment wywiadu ze mną, który ukazał się we wczorajszym numerze tego włoskiego dziennika.

- Na początek gratuluję wspaniałych wyników osiąganych z Regginą!
- Dziękuję, ale chcę tutaj podkreślić, że to głównie zasługa piłkarzy, ja tylko pozwoliłem im uwierzyć, że mogą wygrywać z każdym przeciwnikiem, reszta to już ich zasługa.
- No bez przesady, nie wierze, że piłkarze, którzy mieli zapewnić Regginie ligowy byt, wygrywają wszystko co się da, tylko dla tego,
że powiedział im pan, że mogą wygrać z każdym. Musi pan mieć jakąś „receptę”, jakiś swój pomysł na grę!
- No więc po kolei. Najpierw proszę, aby nie mówiła do mnie pani per pan. Mam 17 lat więc nie przesadzajmy z tą kurtuazją. Proszę mówić po prostu Wojtek. Jeśli zaś chodzi o dalszą część pytania, to trzeba zauważyć, że przed sezonem do Regginy przybyło kilku piłkarzy. Może ich nazwiska nie były i nie są znane we włoskiej piłce, ale to nie oznacza, że to gracze słabi! Na pewno nie można też powiedzieć, że wygrywamy wszystko co się da. Przydarzyło nam się już kilka wpadek w tym sezonie. Miejmy nadzieje, że rok 2002 będzie jeszcze lepszy niż ten 2001 i takich wpadek nie będzie.
- OK. Tak więc nich mi pan...yy, tzn powiedz mi, czy szykujecie jakieś wzmocnienia? Kto przybędzie, kto odejdzie?
- Tego na razie nie powiem. Mogę ujawnić tylko tyle, że na pewno pozyskamy z dniem 2 stycznia 2002 roku Fernando Couto, który jak na razie jest do Regginy tylko wypożyczony.
- Tak więc dziękuję serdecznie za wywiad i życzę samych przyjemnych chwil, niekoniecznie związanych z futbolem, w nowym 2002 roku.
- Dziękuję i również życzę pani HAPPY NEW YEAR! Pozdrawiam też wszystkich czytelników i życząc im wszystkiego dobrego w Nowym, 2002, Roku proszę, by trzymali za nas kciuki do końca sezonu!

Cdn...
sirwojtas!

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution