Artykuły

W poszukiwaniu sławy
Perez 03.02.2003 18:04 1468 czytelników 0 komentarzy
15
WSTĘP - a będzie o...

Tim Edwards - większość zapewne nie kojarzy ani nazwiska, ani tym bardziej imienia. Zresztą tak samo było w połowie 2001 roku, kiedy Edwards trafił do Chorwacji. Jego osoba była tam równie znana jak kobieta z bazaru, sprzedająca przegniłe róże czy miejscowy barman z baru mlecznego. Jednak w bardzo szybkim czasie wybił się znacznie i stał się sławny. Czemu zdecydowałem się opisać jego historię, trudno powiedzieć. Po części Edwards na to zasłużył, dokonał rzeczy dla wielu niemożliwej. Po części jako fanatyk futbolu chorwackiego bacznie śledziłem jego losy, a choćby nie wiadomo co mówić, jego historia jest naprawdę ciekawa i warto jej się przyjrzeć. Mało osób zdecydowałoby się na to, co on zrobił. Było to po prostu nazbyt ryzykowne, z pozoru nawet niemożliwe. Fakt, że (po części przypadkowo) mu się , uczyniło z niego człowieka sławnego, bynajmniej nie tylko w samej Chorwacji. Dzięki uporowi, odwadze, konsekwencji, sprawił, że wielu młodych menedżerów uwierzyło w swoje siły, biorąc go za przykład. Dość szybko cała Europa znała Edwardsa, człowieka, który dokonał pozornie czegoś niemożliwego. A ja... cóż, znowu napaliłem się na kasę, a co lepiej opisać, jak nie historię menedżera, który niejednemu udowodnił jak wiele może człowiek, że trzeba tylko trochę chęci i pomysł na stworzenie zespołu. A czym to tak wsławił się Edwards, że postanowiłem to opisać, co zrobił, że w szybkim czasie cała Europa skierowała na niego swoje oczy? Jeśli chcecie poznać historię Tima Edwardsa, młodego angielskiego trenera, koniecznie przeczytajcie to opowiadanie.

ROZDZIAŁ I - Z kim mam przyjemność?

Około godziny 13.43 Edwards zerwał się na równe nogi. Powodem tego stanu było intensywne pukanie, które z jednej strony wyzwoliło w nim ciekawość, z drugiej zaś wprawiło w stan, który ciężko opisać. Edwards po prostu wychodził z założenia, że przerwanie komuś snu jest największym nietaktem. Przebicie się przez pokój zajęło mu kilkanaście sekund. Tym bardziej, że drzwi umieszczone były praktycznie po drugiej stronie mieszkania, przez które nie było łatwo się przedostać. Mijając po drodze rozbite szklanki, stertę puszek po piwie i resztki pizzy, Edwards powoli przypominał sobie wczorajszą dobę (a dokładniej jej wieczorną część). Wreszcie po chwili zlokalizował uciążliwe stukanie oraz to "coś", co wywołało ten okropny hałas. Gruby mężczyzna z jeszcze grubszą torbą nie mówił nic, wręczył jedynie dla Edwarda grubą paczkę i poprosił o pokwitowanie. Stan w jakim był Edwards sprawił, że wykonanie podpisu stało się dla niego strasznie uciążliwe. Rubryka, którą wskazał listonosz była po prostu „za mała”. Do tego drżąca ręka i jakaś "dziwna" mgła, która powodował, że jego wzrok chwilami zanikał. Mimo to, po chwili wreszcie załatwiono formalności i dumny z siebie Edwards zabrał paczkę i udał się do kuchni. Sama kuchnia mogła "powiedzieć" o nim wiele. Nieład, porozrzucane śmieci, sterta naczyń do mycia. To odbijało dokładnie osobowość tego człowieka. Dla Edwardsa świętość stanowił dobry sen, oczywiście po dobrej imprezie. Mimo tego, że nadal wyglądał jak ktoś, kto bez chwili snu, może nie przeżyć kolejnych minut, postanowił z tego zrezygnować. Tym razem zwyciężyła ciekawość. Paczka, którą trzymał w dłoniach przykuła jego uwagę na dłuższą chwilę. Nie udało mu się otworzyć jej ręcznie, co doprowadziło do kolejnego problemu. Kilkanaście minut zajęło mu znalezienie noża, który ostatecznie zlokalizował między lodówką a śmietnikiem, próbując także przypomnieć sobie historię tego przedmiotu z wczorajszej nocy. Jednak przerwał myślenia tak szybko jak było to możliwe, a w jego stanie zajęło mu to naprawdę kilka sekund. Kopnięta po drodze puszka i sterta opakowań po pizzy nie robiły na nim wrażenia. Pomyślał tylko, że i tak nieraz było gorzej, co podniosło go na duchu. Jednak mowy o sprzątaniu nie było, każda kolejna sekunda sprawiała, że coraz intensywniej myślał o tej paczce. Wreszcie udało mu się przeciąć ostatni sznurek, który owijał biały pakunek. Przedarcie się przez kilka warstw papieru, sprawiło, że dotarł wreszcie do sterty kwitów i dokumentów. Odłożył na bok największy plik, próbując znaleźć coś krótkiego, acz sensownego. Wreszcie znalazł. Zdziwił się, że treść dokumentów była po angielsku. Przecież przebywał w centrum Chorwacji, mimo to nie próbował doszukiwać się większego znaczenia w tym. Po przeczytaniu całości, przez chwilę siedział w bezruchu, jakby treść ów papieru miała dla niego jakąś wartość. Po chwili głębokiej ciszy, do której nawet dostosowały się ptaki na zewnątrz, które przestały przeraźliwie piszczeć, powiedział sam do siebie.
- Miałem wujka?! - pytał sam siebie, próbując znaleźć w swoim pytaniu odpowiedź. Nie było to łatwe, bo w gruncie rzeczy nie miał o tym pojęcia. Z jednej strony wyrażał się z żalem (bo o wujku nie miał pojęcia i było mu szkoda), z drugiej zaś z krytyką i niechęcią (wobec krewnych, którzy nic mu nie powiedzieli). Sam chyba dobrze nie wiedział jak miał zareagować. Mimo przeszywającego bólu głowy, z coraz większą ciekawością zagłębiał się w treść wszystkich dokumentów, które składały się na pakunek. Z każdą minutą przybierał inny wyraz twarzy, raz widniał na niej uśmiech, raz przygnębienie, często też obojętność. Wreszcie po godzinie przestudiował wszystkie dokumenty. W pośpiechu zerwał się. Pierwszy raz był na siebie zdenerwowany, gdyż za nic nie mógł w tym "śmietniku" jakim był jego pokój znaleźć i skompletować ubrania. Wreszcie po pół godziny udało mu się znaleźć spodnie i marynarkę. Nie zważał na to, że wszystko jest wymięte, grunt, że czyste. Już kilkanaście minut później stał na stacji metra. Ludzie przechodzący obok niego patrzyli z pogardą, inni z litością, znowu inni z obrzydzeniem. Mieli ku temu powody. Przekrwione oczy, nieświeży oddech, wymięte ubrania. Do tego jego budowa ciała. Wysoki, blisko 190cm., szczupła budowa ciała, nieogolona twarz. Dla osoby nie mającej z nim styczności był typowym przykładem kieszonkowca. Potęgował to fakt, że Edwards często lubił chodzić w długim, czarnym prochowcu z... dużymi kieszeniami. On jednak nie widział tych „dziwnych” spojrzeń. Widać było, że jest całkowicie gdzie indziej, że teraz nie obchodzi go wcale, kto, co o nim myśli. Wreszcie doczekał się upragnionego metra. Szybko zajął miejsce i spoglądał na zegarek. Chyba się śpieszył, bo wyjątkowo zależało mu na czasie. Swoją drogą to była jedyna zaleta Edwardsa - punktualność. Choćby nie wiadomo co się działo, on zawsze był na czas. Była to dla niego świętość. Około godziny 17.45 dotarł pod gmach sądu. W rękach trzymał te same dokumenty, które uważnie przejrzał w domu. Gmach sądu zrobił na nim wrażenie, jednak nie było czasu, aby podziwiać piękny budynek. Edwards wiedział kogo szuka, szybko skierował swoje kroki na II piętro. Nie czekał nawet na windę, pobiegł ile tchu w płucach, na schodach mało nie przewrócił jakiegoś urzędnika. Wreszcie dotarł do pokoju 213, gdzie na drzwiach widniała tabliczka z imieniem i nazwiskiem urzędnika - John Mayers. Mayers był znajomym Edwardsa, jeszcze z czasów studiów. Tim nie zwlekał, szybkim i zdecydowanym ruchem ręki zastukał w drzwi.
- Proszę - rozległ się głos, jeszcze zza zamkniętych drzwi.
- Witam John, ile to już minęło? - Edwards próbował zrobić dobre wrażenie na znajomym, co łatwe wcale nie było. Mayers zawsze był wyczulony na porządek, schludność i wszystko to, co dla Edwardsa było obce i czego przeważnie mu brakowało.
- Witam, masz jakąś sprawę? - odpowiedź zbiła trochę Edwardsa z tropu. Wyczuł chłodne przywitanie i zmienił tok rozumowania. Przestał udawać "uprzejmego" i przeszedł do konkretów.
- Mógłbyś rzucić na to okiem, czy te dokumenty są prawdziwe i czy zawarta w nich treść jest realna do spełnienia? - szybko i bez namysłu Tim powiedział to co miał powiedzieć. Czekając z niepokojem na odpowiedź.
- Usiądź, zaraz przejrzę, bo potem nie będę miał czasu - odpowiedź Mayersa bardzo usatysfakcjonowała drugiego z rozmówców. Już po 15 minutach, kiedy Edwards zdążył wypić 3 kawy zapadł "wyrok".
- Hmm... tak, tak - mruczał sam do siebie Mayers - wszystko jest w porządku. Nie ma żadnych niejasności. Tak - ostatecznie odrzekł Mayers - wszystko jest dobrze. W tym momencie na twarzy Edwardsa zawitał uśmiech.
- Wielkie dzięki, masz u mnie piwo - odrzekł bez większego zastanowienia Edwards, zapominając, że Mayers nie pije alkoholu. Jednak na swój sposób była to jakaś "uprzejmość". Więc Edwards czując, że zachował się dobrze chwycił za dokumenty i udał się w drogę powrotną do domu. Droga powrotna wydawała mu się wiecznością. Na dodatek kontrol w metrze i wypadek samochodowy, który mimowolnie zwrócił jego uwagę, sprawiły, że w domu był dopiero po 20-tej. Mimo, że godzina była już późna, dla Edwardsa nie robiło to różnicy, on raczej żył od wschodu do zachodu słońca, a że nadal na dworze było widno, doszedł do wniosku, że wykonanie telefonu nie sprawi żadnego problemu. Po kilku minutach, idąc tropem kabla, przedzierając się przez kuchnię i przedpokój, dotarł do telefonu. Zerknął jeszcze raz na kartkę, aby nie popełnić błędu i wystukał numer.
- Mogę rozmawiać z panem Brajkovicem? - spytał spokojnym głosem.
- Przy telefonie, a z kim mam przyjemność? - odrzekł rozmówca.
- Edwards, Tim Edwards - odrzekł ze spokojem.
- Aha to pan, dobrze, że wreszcie pan się odezwał. Mam rozumieć, że zna pan sprawę z klubem i dostał pan dokumenty? - głos w telefonie wydawał się by uradowany z rozmowy.
- Wiem mniej więcej o co chodzi, jednak prosiłbym o spotkanie - zagadnął Edwards, próbując szybko w pamięci przypomnieć sobie czy wszystko dokładnie przeczytał i przypadkiem czegoś nie przeoczył.
- Dobrze, proszę przyjechać jutro do Novalji, na pewno pan trafi.
- Nie ma sprawy - odparł Edwards. Przez chwilę jeszcze rozmawiali, dogadując czas i miejsce spotkania. Po kilku minutach Tim odłożył słuchawkę i z widocznym podnieceniem postanowił iść spać.

Jak nigdy, ranek naprawdę rozpoczął się... rano. Już po 7.30 Edwards stał przed lustrem myjąc zęby, a następnie próbując się ogolić, co z racji tego, że zbyt często nie używał maszynki, szło mu dość ślamazarnie. Na śniadanie tym razem złożyła się jajecznica, herbata i ciastka oraz talerz płatków z mlekiem. Tim nawet nie zważał na to, że płatki straciły ważność pewnie razem z zakończeniem wojny, po prostu śpieszył się. Jako, że nie posiadał samochodu - mimo, że prawo jazdy miał - zmuszony był do podróży autobusem. Na dworcu w Splicie był już po 8.46. Na tablicy szybko zlokalizował najbliższy autobus do Novalji, szczęśliwie był on już za 10 minut. Co dodało dla niego otuchy i utkwiło go w przekonaniu, że los jest dla niego łaskawy i sprzyja mu, więc powinno być dobrze. Mimo kilku godzin podróży, Edwards cały czas myślał tylko o spotkaniu. Wreszcie w godzinach popołudniowych dotarł do małego miasteczka - Novalja. Zgodnie z obietnicą i wczorajszą umową czekał na niego Brajkovic. Po kilkunastu minutach, dotarli wreszcie do siedziby klubu, a raczej klubiku lub czegoś co przypominało klub. Jednak obaj panowie skierowali swoje kroki nie do siedziby klubu, a do pobliskiej kawiarni, która znajdowała się naprzeciw bramy wjazdowej do klubu. Brajkovic usiadł i złożył ręce, jakby szykował się do dłuższego przemówienia. Po chwili wylał z siebie potok słów, którym z wielką uwagą przysłuchiwał się Edwards, próbując zrozumieć wszystkie, a zapamiętać choćby te najważniejsze.

ROZDZIAŁ II - w spadku dostał pan...

- Proszę posłuchać - nieśmiało, lecz z przekonaniem i wiarą w to co mówi, rozpoczął Brajkovic - przed rokiem, pański wuj, postanowił zainwestować w piłkarski klub. Nikomu nie wiadomo bliżej czemu zdecydował się na nasze miasteczko. Novalja to mała miejscowość, jednak jakimś cudem to właśnie tutaj trafił pan Montgomery. To dzięki niemu powstał stadion, na który wejść może 1500 osób. To on zainwestował pieniądze w młodzież, tworząc niezłą bazę dla jej rozwoju. To on zatrudnił mnie jako trenera, oraz Ivana Totha jako scouta i Mladena Vukovica jako lekarza. Zlecił nam sprawowanie władzy w klubie, on był szefem. Jednak jak pan już wie pański wuj zmarł - w tym momencie Brajkovic przerwał, chyba chciał zobaczyć reakcję Edwardsa, który mimo, że wiedział o co chodzi i tak na chwilę zamknął oczy i pochylił głowę. Jednak Brajkovic nie dał mu za wiele czasu na rozmyślanie, łyknął trochę piwa i kontynuował dalej - tym samym już pan zapewne wie, że pański wuj zlecił panu opiekę nad klubem. Nie może pań zostać prezesem, bo brak panu odpowiednich kwalifikacji i uprawnień, jednak jak najbardziej może zostać pan trenerem, a dokładniej menedżerem. Proszę mnie nie pytać dlaczego tak jest, wszystko ma pan w przesłanych dokumentach. Ja miałem tylko przekazać panu informację i jeśli pan wyrazi zgodę, pomóc w budowaniu klubu. Edwards o trenerce miał tyle pojęcia co zawzięty angielski kibic, czyli szczerze mówiąc znał się trochę na tym, jednak nie wiedział na ile tak naprawdę wystarczy mu „zdolności”. Czy cotygodniowe wypady w młodości na mecze Liverpoolu lub ostatnimi czasy śledzenie uważnie spotkań w telewizji wystarczy mu za warsztat szkoleniowy. Tego nie wiedział, ale jako człowiek ambitny, mimo tych swoich „złych” nawyków, nie chciał nawet myśleć o tym, że nie grałby, a dokładniej nie poprowadziłby tego klubu. Po chwili rozmyślań, kończąc piwo, zagadnął do towarzysza.
- A kiedy mógłbym poznać zawodników? - pytanie wydało mu się jak najbardziej na miejscu, więc był zdziwiony dziwnym uśmiechem Brajkovica.
- Za chwilę tu będą - odrzekł z uśmiechem trener. Edwards przez chwilę nie wiedział co ma powiedzieć. Nie chodziło mu bynajmniej o to, że tak wspaniale wszystko jest dograne, tylko o fakt, że nie wyobrażał sobie drużyny piłkarskiej, która zmieści się w barze, gdzie znajduje się 2 stoliki. Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy po kilku minutach do środka weszła piątka mężczyzn.
- To oni? - nieśmiale spytał Tim.
- Tak, to skład zespołu NK Novalja - odrzekł Brajkovic. Edwards przyjrzał się im uważnie. Nie robili na nim jakiegoś wielkiego wrażenia. Jednak jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Kontynuował rozmowę.
- Rozumiem, a reszta gdzie, czeka na zewnątrz? - spytał, pewien pozytywnej odpowiedzi.
- To już wszyscy - odpowiedział ze stoickim spokojem trener, jakby nie było w tym nic dziwnego, że zespół piłkarski tworzy 5 zawodników. Edwards słysząc to, zachłysną się piwem i na chwilę stracił głos, po prostu zatkało go.
- Jak to, pięciu, tylko pięciu zawodników? - pytał z niedowierzaniem.
- Przecież mówiłem panu, że pański wuj dał panu w spadku klub, który dopiero zaczął budować, a nie potęgę chorwackiej piłki. Ta piątka tutaj, to cały, obecny skład. Przecież nie mówiłem, że będzie łatwo - odrzekł trochę zdenerwowany Brajkovic, który sprawiał teraz wrażenie dobroczyńcy. Uważał bowiem, że to i tak bardzo dobrze, że udało się zgromadzić taki skład. Edwards znowu załamał ręce. Mimo to za nic nie chciał rezygnować. Zwolnić nie mógł go nikt, bo to on tworzył zarząd. A ryzyko miał we krwi, tak jak wtedy, gdy jeszcze mieszkał w Liverpoolu i ukradkiem przedzierał się przez ogrodzenie i strażników, aby dostać się na mecz. Zamówił dla wszystkich kolejkę piwa, chciał pogadać z piłkarzami. To co zrobiło na nim wrażenie, to fakt, że wszyscy odmówili, oczywiście poza Brajkovicem, który z chęcią przyjął ofertę. Widać zależało im na grze, co na pewno było plusem. Posiedzieli tak chyba jeszcze z godzinkę. Potem udali się do klubu. Edwards koniecznie chciał dowiedzieć się jaka jest sytuacja finansowa i zobaczyć trochę informacji o piłkarzach. Cała siódemka spacerkiem udała się na przeciwległą ulicę, aby dostać się do starego budynku, prawdopodobnie siedziby NK Novalji. Tim idąc korytarzem do swojego biura z dumą ale także i żalem patrzył na wielkie gabloty, na których dumnie wisiały tabliczki z napisami: "Champions League" czy "Croatian Cup".
- Pański wuj miał wielkie plany i ambicje - przerwał nagle dla zamyślonego Edwardsa Brajkovic. Tak też pomyślał sobie Edwards. Natychmiast „przejął” marzenia wuja i już widział jak te gabloty zapełniają się powoli pucharami, statuetkami, dyplomami. Miał wizję, to było coś.

Biuro nie zrobiło na Edwardsie wielkiego wrażenia. Panował tam taki sam nieporządek jak w jego mieszaniu, co tylko bardziej... zintegrowało go z wujem, z którym ciągle odszukiwał kolejne więzi. Stos papierów, jakieś numery telefonów, notes. Szybkim ruchem ręki Edwards zgarnął to na ziemię. Po kilku minutach dotarł wreszcie do kwitów, na których widniały same cyfry. Pomyślał od razu o kasie na transfery.

Nie zawiódł się, na kartce papieru tkwiły jakieś wyliczanie, na samym dole, po grubą kreską widniała liczba 95 000 dolarów. Uśmiech Edwardsa sprawił, że reszta zgromadzonych również poderwała się i zaczęła przeglądać kolejne papiery. W szafce z napisem "Akta" Edwards odnalazł notatki na temat piątki zawodników.
- Vanja Ivesa - gdy Edwards kończył wypowiadać słowa, stanął przed nim młody chłopak. - Z tego co wynika jesteś bramkarzem. Cieszy mnie to, zobaczymy jak będziesz się sprawował - Edwards nie miał pojęcia o umiejętnościach zawodnika, więc dyplomatycznie powstrzymał się od jakichkolwiek ocen.
- Slavko Istvanic - kolejny młodzian zbliżył się do biurka. Edwards nagle wbił swój wzrok w pewien punkt w "aktach" - Naprawdę grałeś w reprezentacji? - spytał bardzo retorycznie.
- Tak, rozegrałem na razie 3 spotkania - rezolutnie i z radością odpowiedział młody obrońca, widząc, że jego "notowania" u nowego trenera znacznie skoczyły.
- To i dobrze, że taki ktoś jest w klubie, zresztą niebawem wszyscy będziecie grać w reprezentacji - słowa Edwardsa wprawiły wszystkich w euforie, tylko Brajkovic znowu roześmiał się.
- Dumret Sherifi - tym razem Edwards ledwo wymówił imię i nazwisko - chyba nie jesteś Chorwatem?
- Nie, nie jestem - bardzo łamanym chorwackim odrzekł wywołany zawodnik - jestem Albańczykiem.
- Aha... - jakoś specjalnie nie przejął się tym Edwards, grunt, że miał kolejnego zawodnika do dyspozycji.
- Edo Vulic - tym razem podszedł młodziutki, 21-letni piłkarz. Edwards nawet nie nawiązywał rozmowy. Przechodząc do następnego zawodnika. Vulic tylko pokręcił głową, wyrażając swoja dezaprobatę, że nie doczekał się żadnego komentarza.
- Kresimir Brkljacic - znowu Edwards ledwo wypowiedział nazwisko - hmm... jesteś napastnikiem. Grałeś gdzieś wcześniej? - po chwili sam sobie odpowiedział, Sibienki, tyle wyczytał z akt. Edwards spakował "akta" i pożegnał się ze wszystkimi udając się na zasłużony wypoczynek.

Nie mógł spać. Cały czas próbował myśleć o jakimś dobry rozwiązaniu. Ucieczka - odpadała, był na to zbyt dumny i miał zobowiązania wobec wujka. Ale co więcej, klub prawie bez kasy, z piątka słabych piłkarzy i 3 osobami od szkolenia. Wiedział, że musi wypełnić wolę wuja i pozostać tu, choćby nie wiadomo co. Skład i zaplecze trenerskie nie wróżyło nic dobrego, mimo tego, że mieli przecież grać tylko w II lidze. Wreszcie koło godziny 3.56 zasnął.

ROZDZIAŁ III - słucham, chciał pan "coś" kupić...

Kolejny ranek i kolejny wczesny zryw, do których jednak tak łatwo nie było się przyzwyczaić. Edwards włączył radio. Witamy w ten piękny poranek, 23 czerwca 2001 roku, minęła godzina 8.00 - oznajmił tubalny głos wydobywający się z radia. Edwards wiedział, że jeśli chciał coś zdziałać musiał zacząć szukać. Pierwsze kroki skierował do kiosku, po gazetę. Natychmiast przeszedł do działu sportowego, gdzie wielkimi literami tkwił napis „Lista transferowa - notowanie 234”. Wywołało to u Tima uśmiech. Takie listy widywał w gazetach często, ale raczej notowano na nich piosenki, papiery wartościowe, ale nigdy zawodników. Jednak było mu to obojętne, ważne, że znalazł coś takiego. Zaparzył kubek kawy, usiadł wygodnie i przysunął jak najbliżej siebie telefon. Po czym zaczął wykonywać jeden telefon za drugim, zapisywał coś na kartce. Mimo, że nie był znany i miał mało kontaktów, to wiedział jak szybko je nawiązać, a znajomości w Anglii miał bardzo dobre. Kartka zaczęła się zapełniać. Edwards działał według schematu, nazwisko i krótka notatka. Pierwszy na liście był Kieran Richardson. Obok zgodnie ze swoim pomysłem Edwards umieścił notatkę: „niezły, młody zawodnik, do tego za darmoche, podziękować dla Alana”, jak się okazało był to młody piłkarz, którego Edwards „dostał” na przetestowanie od znajomego, który znał dobrze Richardsona. To Madeira - kolejne nazwisko, przy którym jednak Edwards wahał się długo. Wreszcie zadzwonił pod znany sobie numer. Dogadał się jakoś po portugalsku, wreszcie po chwili dopisał obok nazwiska - $80k - później uświadomił sobie, że stanowiło to blisko 90% jego całej „transferowej” kasy. Jednak tego młodego Portugalczyka znał z jakiejś imprezy juniorów, gdzie zrobił furorę. Ivica Beljan - kolejne nazwisko na liście. Edwards nawet się nie rozpisywał, chyba dokładnie wiedział o kim myśli. Na chwilę przerwał, odłożył telefon i poszedł coś zjeść. Dochodziła już 11.35. Po kwadransie wrócił jednak do gazety i telefonu. Listę wertował nadal. Znowu w słuchawce odezwał się jakiś Portugalczyk. Rozmowa trwała kilka chwil. Chyba zakończyła się powodzeniem, bo Tim dopisał kolejne nazwisko - Agostinho. Po chwili zmarszczył brwi. Lista piłkarzy, którzy chcieli zagrać w tak słabym zespole skończyła się. Przeszedł dalej, tym razem lista wypożyczeń. Damir Uremovic - z dopiskiem: „słaby napastnik, ale ktoś grać musi”. Edwards stawał się coraz bardziej poirytowany. Ante Cesljar – „obrona, tak tu będzie grał”. Już nawet zrezygnował z pisania jakiś konkretnych notek, po prostu układał już taktykę i skład. Nawet nie był pewien czy jego transfery wypalą. Filip Ivic - dopisał jeszcze tylko jedno nazwisko i zamknął notes. Odłożył także słuchawkę i położył się spać. Cały dzień przy telefonie doprowadził go do fatalnego stanu.

Wieczorem udał się na zaplanowany trening. Niestety stało się to, czego się obawiał. Zarówno bramkarz - Ivesa, jak i cała reszta prezentowała totalnie słaby poziom. Nie wychodziło im nic. Ivesa - totalnie brak refleksu, słabo bronił, nie miał pojęcia o grze na przedpolu, jedynie co było na plus, to fakt, że nie bał się walczyć, rzucał się jak głupi pod nogi napastników. Istvanic - niby reprezentant, ale słabo kryje i nie ma pojęcia o grze wślizgiem. Sherifi - jak na pomocnika, brakowało mu wszystkiego, jedynie z rzadka wychodziły mu strzały z dystansu. Vulic - to samo co wcześniej, za słaby na pomocnika. Brkljacic - tu Edwards na dłużej zatrzymał wzrok. Gość był szybki, nieźle umiał się zakręcić, sprytny, ale strzały... to była boleść. Strzał za strzałem, wszystko lądowało za boiskiem, mijając bramkę o kilka metrów. Edwards zapisał jeszcze coś i udał się do domu. Wieczorem umówił się z całym sztabem szkoleniowym, a dzięki temu, że za dużo ich nie było, pozwolił sobie zorganizować małe przyjęcia, jak za dobrych, starych czasów.

Przybyli wszyscy. Edwards zaczął wypytywać ich, czy nie mają jakiś znajomych w branży, którzy może chcieliby nam pomóc. Edwards otworzył notes. Przy okazji pokazał im listę zawodników, których chciał sprowadzić do klubu.

Potem jednak wrócił już do sprawy najważniejszej, poszukiwań ludzi od trenerki.
- Słuchajcie panowie, mam znakomitego kandydata na asystenta, Kresimir, nie będzie Ci przeszkadzać zwierzchnik? - pytanie skierował do Brajkovica.
- Nie ma problemu, każdy się przyda - odrzekł ucieszony trener. Po chwili już Edwards rozmawiał ze znajomym angielskim trenerem - Trevorem Quowe. Dowiedział się także, że Trevor mimo 40 lat nadal pogrywa w piłkę, co wprawiło Tima jeszcze w większą radość. Po chwili konsternacji i kilku piwach, wreszcie grupa znajomych zapełniła listę. Obok Quowe znaleźli się tam jeszcze: Bognar Damir, Barry Horne (kolejny znajomy Edwardsa, z którym chodził na mecze), Zaprian Ratkov (to znowu kolega Brajkovica), Yiu Kwok Wu - tutaj nawet nie wiedzieli, kto wpadł na ten pomysł, jednak już spora dawka alkoholu, sprawiła, że zdecydowali się na ten
krok. Fakt, że cała ekipa, która miała się zjawić grała jeszcze w piłkę, było naprawdę dobrą zapowiedzi. Na tym też zamknęli nocne obrady, czekając na pierwsze wieści. Około godziny 3.54 mieszkanie Edwardsa opustoszało, a on sam zadowolony z siebie postanowił udać się do łóżka.

ROZDZIAŁ IV - i wszystko jest pięknie...

Rankiem zaczął się prawdziwy ruch, co zauważyli także mieszkańcy, bacznie śledząc przyjeżdżające samochody. Edwards dogadał z jakimś znajomym, aby dostarczył trochę sprzętu. W między czasie oddzwonił Cesljar, który był bardzo zadowolony z warunków umowy (wypożyczenie) i jeszcze wieczorem dotarł do klubu. Edwards szybko dogadał też sprawę z Bognarem. Dni mijały na wytężonej pracy, widać było, że nagle wszystkim zaczęło zależeć na klubie. Nawet mieszkańcy w jakiś sposób pomagali. Do klubu zjeżdżali cały czas nowi piłkarze, czy trenerzy. Edwards zwijał się, cały czas mając na oku to co dzieje się w klubie. Zdenerwował go trochę Madeira, który nie chciał za bardzo gadać o transferze. Proponowane przez niego warunki rozbawiły Edwardsa, który postanowił zrezygnować z transferu. Dni mijały szybko, na ciągłych przygotowaniach, treningach. Wreszcie 1 lipca, Edwards zwołał konferencję prasową.
- Witam wszystkich - odrzekł z dumą - jak widzicie poważnie wzięliśmy się za budowę klubu, budowę nowej siły w Chorwacji - słowa wywołały natychmiast aplauz zgromadzonych ludzi. Edwards kontynuował - Witam wszystkich zebranych oraz nowe twarze w klubie, przedstawił wszystkich: Bognar, Qouw, Horne, Rakov, Kwok Wu, Richardson oraz wypożyczonych zawodników: Cesljar, Uremovic, Ivic. Znowu rozległy się gromkie brawa. Edwards przemawiał dalej - Poszukujemy chętnych sponsorów, po dokonanych zakupach, nasz kasa zeszczuplała znacznie, więc jeśli ktoś ma ochotę pomóc, będziemy wdzięczny - sam chyba w to nie wierzył, bo mówił to bez przekonania - Do inauguracji zostało nam tylko 20 dni, które postaramy się przepracować skrupulatnie, aby nasza miejscowość była z nas dumna - tym przemówieniem Edwards udowodnił, że miał jeszcze jedną zaletę, potrafił mówić ludziom to, co chcieli usłyszeć. Konferencja zakończyła się po godzinie. Tym razem w siedzibie klubu pozostało już sporo ludzi. Wszyscy znali się już w miarę dobrze, więc ograniczono się w tej kwestii (poznawania). Rozmowy trwały długo. Dyskusje o przyszłości klubu, jakieś rozwiązania taktyczne oraz sporo humoru, którego nikomu nie brakowało.

Rano, 2 lipca Edwards przebudził się z kolejnym planem. Jednak jego uwagę przykuła koperta leżąca na stole. Za nic nie mógł sobie przypomnieć skąd ona się wzięła. Otworzył ją i roześmiał się na cały głos. Widniała tam krótka notka:

"Novalja zatrudniła Tima Edwardsa jako menedżera" oraz coś w stylu: "Zarząd życzy Ci wielu sukcesów na nowej drodze życia. Podpisane: sztab szkoleniowy NK Novalja". Sztab szkoleniowy - pomyślał Edwards i jeszcze raz się uśmiechną. Sam wiedział czego chce, chciał utrzymać zespół w lidze, a z drugiej strony sztab szkoleniowy i zarząd to on.

Edwards nie próżnował, cieszył się, że już jakiś skład jest, ale chciał więcej. Znowu z pomocą przyszła gazeta, z której wyczytał wiele ciekawych informacji. Dzięki nim udało mu się namówić dwóch zawodników: Dragana Istuka i Igora Tkalcevica. Zwłaszcza ten drugi robił niezłe wrażenie. Specjalnie dla niego Edwards jeździł zobaczyć go na treningu Cibalii. Zgodnie ze swoimi przewidywaniami, udało mu się. Miał dwóch kolejnych zawodników. Co sprawiło, że kadra z piątki marnych kopaczy, urosła do 16 osób, które mogły wspólnie coś zdziałać. Mieszanina młodości i rutyny, doświadczenia i porywczości. Może zadziała - z nadzieją powtarzał Tim.

Dni mijały szybko, dla Edwardsa nawet za szybko. Chciał cały czas coś ulepszyć, kogoś jeszcze ściągnąć. A tu dzień inauguracji coraz bliżej. Tim wraz z całym składem często siedział w klubie debatując o wyjściowym składzie, o taktyce, o wariantach gry. Wszyscy mieli ogromny szacunek dla niego, a on dla nich. Atmosfera była znakomita. 7 lipca jakiś gość wpadł do klubu (prawdopodobnie redaktor jednej z lokalnych gazet), powiedział, że potrzebuje spisu numerów. Edwards z uśmiechem odrzekł, że każdy bierze jaki chce, on daje wszystkim wolną rękę. Wywołało to aplauz, co z kolei w osłupienie wprawiło gościa "od numerów". Mimo to, po chwili dostał to czego chciał, a piłkarze siedzieli już dumnie, ściskając w rękach nowe, niebieskie koszulki z pięknymi białymi numerami. Edwards mimo ogromu spraw, ciągle nasłuchwiła wieści ze świata, z prawdziwej, wielkiej piłki. Zawsze miał do tego sentyment. Mimo tego, że sytuacja była dobra, Edwards dalej szukał wzmocnień. W składzie miał 6 obcokrajowców, grać mogło tylko 4. Do tego tylko jeden bramkarz. Dzień w dzień przeszukiwał listy transferowe, słuchał wieści z radia, pytał znajomych. Do meczu pozostawało tylko 11 dni. Poszukiwania okazywały się jednak bezskuteczne. Nikt już nie miał zamiaru wzmocnić NKN (jak w skrócie nazywano NK Novalja). W piątek, notabene 13, Edwards ubrany w garnitur - co zdarzyło mu się pierwszy raz od ukończenia szkoły - udał się na losowanie rundy preeliminacyjnej Pucharu Chorwacji. Za rywala miał mieć zespół z tego samego szczebla rozgrywek, tyle, że z dywizji północnej - Graficar Vodovod. Nie robił specjalnie z tego problemu, to było mało ważne. Dla Totha (scout) dał proste zadanie, miał zbierać wycinki prasowe, śledzić komentarze telewizyjne i radiowe o każdym następnym rywalu NKN. Do godziny zero - jak określano termin meczu z Istrą - został tydzień. Na 18-tego Edwards zaplanował zebranie wszystkich związanych z klubem. Miały zapaść decyzje odnośnie składu. Do tego czasu wszyscy mieli odciąć się od jakichkolwiek komentarzy, a skupić tylko na grze.

ROZDZIAŁ V - ustawcie się panowie...

Na pewno nie był to łatwy dzień dla Edwardsa. Zżył się ze wszystkimi i nie wyobrażał sobie, że kogoś może posadzić na ławie. Jednak pierwszy szok przeżył on. Barry Horne postanowił zrezygnować z kopania piłki i poświęcić się tylko trenerce. Edwards cieszył się z jednej strony, że będzie miał wreszcie profesjonalnego trenera, a drugiej zaś był zdenerwowany osłabieniem zespołu. Jednak nie dał tego po sobie poznać, nie chciał psuć atmosfery. Wreszcie rozpoczął.
- Panowie, z racji, że na razie musimy oszczędzać bramkarza - Edwards nie chciał powiedzieć wprost, że Ivesa był słaby - więc zagramy na pewno 4 obrońcami ustawionymi w linii. Z drugiej zaś strony - kontynuował - na pewno zagramy 2 napastnikami, bo ktoś bramki strzelać musi. Zostaje więc opcja z 4 pomocnikami, tutaj pomyślimy, czy będzie to 4 w linii czy opcje z defensywnym i ofensywnym - zakończył poruszony swoją wypowiedzią. Wiadomo było, że z defensywnym nie wyjdzie, bo nie bardzo miał ktoś ku temu predyspozycje. Zostaje więc ustawienie w ofensywnym pomocnikiem. Po długich debatach, rozmowach, padły wreszcie nazwiska i po blisko 3 godzinach wyłoniła się jedenastka, pierwsza jedenastka w dziejach NK Novalja. Tworzyli ją: GK - Ives (z prostej przyczyny, nie było nikogo innego), DL - Rakov (grający trener, ze znakomitym przyspieszeniem), DC - Istvanic (młody reprezentant kraju), DC - Tkalcevic (na pewno nie pożałuje, że zdecydował się na wypożyczenie), DR - Cesljar (to samo co i Tkalcevic). MC - Quow (po lewej zagra stary, ale dobry Quow), MC - Istuk (jego Edwards desygnował na środek), MC - Richardson (tu był największy problem, ale Tim obiecał jeszcze przy transferze Richardsona, że młody zagra), AMC - Uremovic (wiele mu brakowało, ale tylko on mógł tu zagrać), SC - Brkljacic (może zabłyśnie), SC - Bognar (Edwards nie krył, że liczy tylko na jego doświadczenie, umiejętności są za słabe). Na ławce mieli usiąść: Wu (gość z Hong Kongu), Ivic, Scherifi, Vulic. Tym samy zakończono dywagacje na temat składu. Edwards jednak jeszcze mówił.
- Przyglądałem się uważnie na treningach, powiem Wam tyle, jeśli jakimś cudem wywalczymy karnego, strzela pierwszy Quow - w tym momencie starszy mężczyzna skinął głową, oznajmiając, że zrozumiał - jeśli nie będzie go na boisku - kontynuował rozważania Tim - strzela Rakov potem Cesljar. Wolne wykonujcie wedle uznania, niestety żaden z Was nie ma w tek kwestii wystarczających umiejętności - mówił to z żalem lecz pewnie i szczerze, nie pozostawiając złudzeń, że jeszcze sporo przed nimi nauki. Edwards skończył. Zamknął notatnik i udał się do domu. Pozostałe 3 dni minęły bardzo szybko. Edwards już nawet przestał przeglądać listy transferowe, było po prostu za późno. Rano tylko w gazecie odnalazł wzmiankę o swoim zespole i skład.

ROZDZIAŁ VI - pierwsze starcie, próba sił...

Ranek był wilgotny. Edwards szybko ubrał się, nie jadł nawet śniadania, po prostu nie mógł. W klubie był już o 9.35. Rzucił o niechcenia.
- O której jest mecz? - wiedział doskonale, że spotkanie zaplanowano na 13.00, jednak chciał sam sobie udowodnić, że nie przejmuje się, że wszystko jest pod kontrolą. Po 11.15 byli już wszyscy. Mieszkańcy powoli schodzili się na stadion. Edwards nie wiedział co robić, czy instruować jeszcze piłkarzy czy dać im już spokój. Około 12.15 przyjechali goście. Tim tylko w duchu miał nadzieję, że może nie przyjadą, zrezygnuj. Jednak tak się nie stało, wiedział, że za 45 minut on też będzie miał debiut. Zdenerwował go jeszcze Istvanic, który zaczął coś przebąkiwać o nowym kontrakcie. Edwards nie miał głowy do tego, z miejsca zaproponował tyle co Istvanic chciał. Dogadali się jeszcze przed meczem.
- Kapitan!!! - krzyknął jakby sam do siebie Edwards - kto będzie kapitanem? - tym razem pytanie było skierowane do ogółu. Nikt się nie kwapił, wszyscy mieli strach w oczach, nawet doświadczony już Qouw.
- Ja mogę być - zza placów kolegów wyjrzał Tkalcevic. Po chwili już nakładał błękitną opaskę na prawe ramię. Upalnie, 28 stopni, myślał po cichu Edwards. Oby tylko wytrwali. Ogłuszający gwizdek nie dał mu jednak dokończyć myśli. Wychodzą...

Głośny gwizdek pana Vuksanovica oznajmił początek meczu. 21 lipca, data, która Edwards zapamięta do końca życia. Rozpoczęli jego chłopcy, a dokładnie Uremovic, który podaje do tyłu, do Istuka. Ten jednak z przerażeniem w oczach nie wie co robić i przypadkiem zagrywa ręką. Edwards już pochylił głowę. Znakomita interwencja Ivesa. 3 minuta i zaczęło się. Ivesa nawet nie widział jak napastnik gości posłał piłką strzałem głową do bramki. Edwards usiał na ławce trenerskiej. Potem trochę się uspokoiło, aż do 13 minuty. Kapitalna akcja pomocników NKN. Jednak Istuk strzela lekko, zbyt lekko by zaskoczyć bramkarza gości. Odpierali z całej siły ataki rywali. 20 minuta, Bognar walnął bombę z 30 metrów, bramkarz tylko wyciągnął ręce, piłka odbiła się od niego, znów jęk zawodu na trybunach, jednak jest Istuk, sam na sam z pustką bramką... Edwards zerwał się. Istuk i... gol. 1:1, wyrównanie. Na trybunach dosłownie feta, Edwards zaczął tańczyć jakiś bliżej nie znany nikomu taniec. Już po 5 minutach znowu mógł być szał. Jednak Steko, bramkarz Istry dwa razy w fenomenalny sposób zablokował strzały rywali. Czas mijał, akcja za akcję. Niestety w 41 minucie błąd Istvanica (Edwards od razu przypomniał sobie podpisany kilkanaście minut wcześniej nowy kontrakt). Sehic nie dał szans dla Ivesa i było 1:2. W szatni cicho, Edwards wszedł, sam nie mówił wiele. Powiedział krótko, że wygrać można, bo są ku temu stwarzane okazje, warto także krócej pilnować. Początek był dobry, jednak brakowało sił, zwłaszcza Brkljacicovi. Najpierw nie zdążył dojść do piłki, potem nie mając sił wrócić, faulował Zupana, za co dostał żółtą kartkę. Zresztą to samo spotkało Cesljara. W 57 minucie Edwards nie miał złudzeń. Dzisiaj Brkljacic jest za słaby, musiał zejść. Wszedł za niego Ivic, były jednak konieczne roszady. Ivic wszedł na prawą pomoc, w miejsce Richardsona, który przesunął się na ofensywnego pomocnika, a Uremovic powędrował na lewy atak. Kapitalnie bronił Ivesa. W 70 minucie 1478 kibiców zamarło. Nikt nie mógł sobie wytłumaczyć jak Istuk nie dał rady dobić strzału Quowa, wystarczyło zrobić to co w pierwszej połowie. 10 minut walki. Edwards poirytowany przebiegiem meczu. 85 minuta, Richardson ucieka lewą stroną dośrodkowanie, Bognar i... gol. Jest 2:2. Co za szał. Nagle kibice ucichli, Bognar podniósł się z ziemi i spojrzał na liniowego, który dumnie trzymał chorągiewkę.

Edwards nie wytrzymał, zaczął kląć, uratowało go tylko to, że klął po angielsku, co dla sędziego było niejasne i nie przejmował się tym wcale. Doliczone 2 minuty. Za mało, zabrakło czasu, porażka na inauguracje 1:2 po naprawdę dobrym meczu. Wszyscy schodzili ze spuszczonymi głowami, chyba wiedzieli, że okazja była wielka. Niestety nie udało się.

PS Niestety przygoda skończyła się szybciej niż myślałem - uszkodzony save i po zabawie...

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.