Artykuły

Euro 2000
BARTOSH! 17.03.2002 22:18 1415 czytelników 0 komentarzy
0
1/2 finału

FRANCJA - PORTUGALIA 2-1 po dogr. (1-1, 0-1)

Cały mecz przeważali mistrzowie świata, ale tak na dobrą sprawę, mieli bardzo dużo szczęścia. Stracili bramkę po ewidentnym błędzie Deschampsa i Bartheza, który spóźnił się z interwencją. Fenomenalnie strzelił także Nuno Gomes, więc musiało skończyć się na bramce. Nieoceniony przy tej akcji wkład należy także do Sergio Conceicao, któremu należy zapisać asystę.
Później Francuzi jeszcze mocniej przycisnęli, ale kiepsko radzili sobie w ofensywie. Doskonale grali Zidane oraz Vieira, nieźle Petit, a fatalnie wspomniany Deschamps. Szkoda, że nie w pełni się realizował Dugarry, który pozytywnie mnie zaskoczył na tym turnieju.
Generalnie gra trzema nominalnymi, defensywnymi pomocnikami przez Francuzów, okazała się doskonałym antidotum na portugalską ofensywę.
Rozczarował mnie trochę ten mecz, bo liczyłem na większe emocje. Za sprawą taktyki Francuzów, nie było jednak szans na jakieś fajerwerki.
Po 6 minutach drugiej połowy jest remis. Znów bramka, która nie powinna być uznana. Asystujący przy bramce Henry'ego, Anelka, był na spalonym. Nie mam wątpliwości.
Do 90 minuty już nic się nie zmieniło. Wszystko wskazywało także na to, że i dogrywka nic nie zmieni. Ale w 114 minucie Francuzi przeprowadzili bardzo dobrą akcje. Dynamicznie w pole karne wszedł Trezeguet, lecz został zablokowany. Do piłki podbiegł Wiltord, którego precyzyjny strzał obronił Abel Xavier... ręką. Była ewidentna i karny Francuzom z całą pewnością się należał. Zrobiło się olbrzymie zamieszanie. Wyglądało, że (słaby) arbiter austriacki Benko zaraz zostanie zlinczowany. Na nic zdały się agresywne protesty Portugalczyków. Figo nawet zdjął koszulkę i usiadł już na ławce rezerwowych. Zidane strzelił nie do obrony, bo tylko on mógł strzelać tego karnego. Jeszcze trzy czerwone kartki, nawet za bardzo nie wiadomo dla kogo i Francja w finale!

HOLANDIA - WŁOCHY 0-0 po dogr. 1-3 k.

Z całym szacunkiem dla fanów zespołu holenderskiego, ale tacy partacze nie mają prawa grać w finale jakiegokolwiek turnieju. To, co pokazali Holendrzy, nie jest nawet kompromitacją. Zagrali poniżej akceptowalnego poziomu . Trudno pojąć, jak mogli tak zlekceważyć Włochów, dla których była to woda na młyn. Jasne było, że Włosi zamurują bramkę i będą czekali, aż Holendrzy się wypstrykają, by przeprowadzić jedyną, decydującą akcję meczu.
Niewiele brakowało, a ich plan runąłby już po pierwszej połowie, gdyż minęło ledwie półgodziny gry, a już Włosi grali w dziesiątkę, po czerwonej kartce dla Zambrotty.
Ciekawe rozwiązanie taktyczne przyjął w tym momencie Zoff, który nie zdjął z boiska Del Piero, lecz przesunął go na prawą stronę!? Grający chyba z lekką nadwagą, włoski supergwiazdor na prawej stronie! Przecież Zoff mógł go tym rozwiązaniem zajechać na amen. Jednak w pierwszej połowie Del Piero, jak i Inzaghi, za dużo się do przodu nie nabiegali, bo Włosi praktycznie całą połowę przesiedzieli w 10 lub 11, a potem znów w 10, na własnej połowie.
Zawiódł mnie trochę Bergkamp, który nie rozgrywał tak dobrego meczu, jak choćby dwa poprzednie. Skończył się też limit szczęścia dla Kluiverta, a jak się później miało okazać, także dla całego zespołu holenderskiego.
Franciszek De Boer, spec od stałych fragmentów gry w ekipie Rijkaarda, dwukrotnie nie strzelił karnego! Przez cały mecz niemiłosiernie harowała włoska, dziewięcioosobowa obrona. Nie odbierając jednak zasług włoskim defensorom i rewelacyjnie spisującemu się bramkarzowi, trzeba stwierdzić, że w tym półfinałowym meczu otrzymali nieprawdopodobny kredyt szczęścia. Ale mimo tego, że los w drodze do finału stale im sprzyjał, myślę i mam nadzieję - dla dobra widowiska i futbolu - że w finale francuski atak przełamie ten żelbetonowy mur o nazwie 'catenaccio'.

Finał

FRANCJA - WŁOCHY 2-1 po dogr. (1-1, 0-0)

Rewelacyjny finał wspaniałych mistrzostw Europy. Obaj trenerzy zaskoczyli rozwiązaniami taktycznymi i przede wszystkim - personalnymi, co mimo wszystko
- determinowała przyjęta taktyka.
Od pierwszych minut, o dziwo, do ataku ruszyli Włosi. Mogło to być sporym zaskoczeniem dla tych, którzy oglądali Włochów w meczu z Holandią. I tu od razu pierwsza niespodzianka. W ataku Zoff wystawił Delvecchio, którego wspomagać miał Totti. Co za ruch! Z drugiej strony co taki Del Piero, czy Inzaghi, ze sowimi marnymi gabarytami wskóraliby z takim "bykiem" jak Desailly. Delvecchio, bardziej "ciosany" z pewnością był całkiem trafnym wyborem. Zresztą, wkrótce boiskowe okoliczności potwierdziły trafność selekcji Zoffa. Sam trener Włochów już przed mistrzostwami wspominał, że Delvecchio to taki drugi Vieri dla reprezentacji, co przyjąłem zresztą z niekłamanym rozrzewnieniem, bo gdzie Delvecchio równać z Vierim!.
Tymczasem, Francuzi wyraźnie zdeprymowani grą Włochów, nie za bardzo radzili sobie w środku pola. Jednak, to Henry po kwadransie gry, strzelił z trudnej pozycji w słupek, a Delvecchio coraz częściej odznacza się symulowaniem fauli.
Prawdziwych emocji doczekaliśmy się dopiero w drugiej odsłonie. W pierwszych kilku minutach drugiej połowy, Francuzi rozegrali trzy niebezpieczne akcje, z których jednak nic nie wynikło. Kiedy wydawało się, że zdobywają przewagę, którą udokumentują za chwilę bramką, pokazał się wspominany Delvecchio, który wykorzystał z zimną krwią niezdecydowanie i niefrasobliwość francuskiej obrony. Nieoceniony w tej akcji był wkład Tottiego oraz bezpośrednio asystującego Pessotto. Na nieszczęście Włochów, minęło dopiero niespełna 10 minut drugiej połowy i Francuzi mieli jeszcze sporo czasu. Nie ulegało wątpliwości, że "Makaroniarze" zmienią teraz ustawienie na 1-10.
Po kilku kolejnych minutach powinno być po meczu. Del Piero, który pojawił się na boisku po przerwie, zmarnował setkę, będąc sam na sam z "Pajacem" (Barthezem). Uprzedzając fakty, powtórzył ten niechybny wyczyn kilka minut przed końcem drugiej połowy, z ta różnicą, że za pierwszym razem fatalnie przestrzelił, a za drugim - strzelił w dobrze ustawionego "Pajaca".
Przez całą drugą połowę aktywny był Zidane, który chciał w pojedynkę rozstrzygnąć losy meczu, a przede wszystkim doprowadzić do wyrównania. Najaktywniejszy był jednak Thierry "Save Tonight" Henry. Robił wiatrak na lewej flance z Cannavaro i Pessotto, ale skomasowana defensywa oraz wzorowa asekuracja w zespole włoskim, doprowadziła tylko do kilku nienajlepszych dośrodkowań, względnie strzałów - farfocli.
Z upływem czasu, podczas gdy Włosi bardzo dobrze się bronili, mistrzowie świata wydawali się być coraz bardziej zrezygnowani. Lemerre wprowadził więc, w czasie drugiej połowy, trzech nowych zawodników: Wiltorda, Piresa oraz Trezegueta. Brzydko wyglądało w TV kopnięcie przez tego ostatniego włoskiego bramkarza w nos. Słusznie jednak sędzia nie ukarał Trezegueta kartką, gdyż było to zagranie przypadkowe. Nie protestowali też sami Włosi. Cóż, kiedy bramkarz wypuszcza piłkę z rąk, czasem może się przytrafić tego typu nieprzyjemna sytuacja. Poza tym, wcześniej jeden z Włochów, kopnął leżącego na ziemi z piłką Bartheza.
Kiedy sędzia Frisk, po 90 minutach oznajmił, że dolicza 4 minuty, miałem zamiar pomalutku wracać do domciu (bo przyszło mi oglądać finał na wyjeździe z "dzikim tłumem"). Kiedy Barthez w 93 lub 94 minucie wykopywał piłkę spod swojej bramki, już definitywnie wstawałem i jeszcze tylko rzuciłem okiem na ekran. Widzę jak przejmuje piłkę Trezeguet, głową uderza Cannavaro, ale niedokładnie i piłka trafia do Wiltorda. Ten wbiega w pole karne, strzela i... GOL!!! Co za amok! Straciłem głos, bo od 60 minuty na dobre kibicowałem Francuzom (może drugi lub trzeci raz w życiu). Bóg jest sprawiedliwy! Nosił wilk razy kilka... Reprezentacja uczestników teleturnieju stacji RAI UNO doigrała się - to wszystko (no, prawie wszystko), co przebiegło mi przez myśl w tym momencie. Jednocześnie wydawało mi się, że Francuzi już tego nie przegrają, a raczej nie przegrają w dogrywce, za sprawą złotej bramki. Rozważałem wszystkie możliwe warianty, rozstrzygnięcia, cały czas pamiętając, kto został na boisku. Francuzi mieli napastników i
obrońców, a u Włochów skład wyglądał bardziej proporcjonalnie, jeżeli chodzi o zawodników poszczególnych formacji. No, bo tak: Barthez bronił dość pewnie w ciągu 90 minut, Desailly niezbyt pewny, ale jak zawsze - solidny. Odznaczył się jeszcze w pierwszej połowie chamskim uderzeniem łokciem w twarz Cannavaro. Nie dostał jednak za to przewinienie nawet żółtej kartki. Blanc większość drugiej połowy spędził na połowie Włochów, jako jeszcze jeden napastnik. Może spuchnąć. Jest jednak bardzo doświadczony i nie powinien zrobić głupstwa. Lizarazu, to zawodnik, którego zupełnie "nie poważam", ale finał nie miał zły. Jednak to z jego, lewej strony padło podanie, po którym Delvecchio strzelił bramkę. W sumie dobrze, że kilka minut przed końcem zmienił go Pires. Deschamps i Viera -dwaj defensywni pomocnicy. Obaj grali przeciętnie. Ten pierwszy w całym turnieju, a ten drugi zawodził w finale. Na pozostałych: Zidane’a, Henry'ego, wspomnianego przed chwilą Piresa oraz Wiltorda i Trezegueta - można było liczyć. A jak z Włochami: Bramkarz Toldo rozgrywał najsłabszy mecz w turnieju, nie licząc turniejowego debiutu z Turcją. Bardzo niepewny, ale dobrze się ustawiający, niczym "Prosiak z Interu” (Peruzzi, obecnie Lazio). Stale nie opuszcza go łut szczęścia. Teraz jednak miał trochę przestawiony nos i wyglądał nieszczególnie. Ewidentnie spóźnił się przy straconej bramce z interwencją, na dodatek źle interweniował, ale można go usprawiedliwić faktem, że mógł być zasłonięty. Iuliano, Nesta i Cannavaro - żel-beton, ale w finale już nie tak twardy i skostniały jak wcześniej. Głównie za sprawą Henry'ego. Jednak, na pewno w dalszym ciągu najmocniejsze ogniwa reprezentacji. Maldini zamiatał lewą stronę i - jak w każdym meczu - robił to wyśmienicie. Bezapelacyjna kandydatura do "11" turnieju. Tutaj Francuzi nie mieli szans. Z prawej Pessotto, też dobry tego dnia. Zostaje środek. Przed obrońcami grał Di Biagio, którego dość udanie zmienił Ambrosini, ale to nie jest póki co klasowy zawodnik, który może przesądzić losy meczu o taką stawkę. Jest jeszcze mój "ulubieniec" Albertini. Fakt, że ten zawodnik gra w reprezentacji, utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że jeszcze nie wystarczająco znam się na piłce, bo on nie grałby nawet w mojej reprezentacji F (nie mówiąc o A). Gra z czwórką. Generalnie dobra cyfra na notę dla niego w skali dziesięciopunktowej, ale.. nie w tym meczu! W dniu finału gra nawet na 5,5. Największym atutem Włochów pozostaje według mnie Totti. Nie Toldo, nie potrójny żel-beton, a już na pewno nie Del Piero i Montella. Z drugiej jednak strony, Del Piero może niekonwencjonalnym zagraniem coś zmajstrować. Spudłował już dwa razy, za trzecim może trafić. Totti gra doskonale, może mu coś znowu wypracować. Montella, może niedoceniany przeze mnie, ale "zero" zagrożenia. Lepiej byłoby nawet pozostawić "flaki" z Delvecchio. Może by coś zasymulował? Co do Montelli można było mieć jako taką pewność, że - o ile zostałby wyznaczony - nie strzeli karnego. To niesamowity partacz w tej dziedzinie. Ciekaw jestem, czy od czasu przenosin z Sampdorii poprawiło mu się coś w rekordzie strzelonych (a właściwie nie strzelonych) karnych. Generalnie, w karnych stawiałem na Francuzów.
Karnych się jednak nie doczekałem. I całe szczęście. Rozstrzygając bramka Trezegueta była fenomenalna. Po prostu Alan Shearer za najlepszych lat. Wolej, siła, precyzja i niesamowita technika uderzenia. Jedna z najładniejszych bramek turnieju. Szkoda tylko, że strzelec bramki decydującej o sukcesie Francuzów w Euro 2000, być może będzie grał od października "ogony" w Serie A.
BARTOSH!




Podsumowanie turnieju:

Czas na podsumowanie najlepszego turnieju Euro w historii. Postanowiłem sklasyfikować wszystkich uczestników i w tym celu sporządziłem poniższe zestawienie. Właściwie, to z małymi wyjątkami, taki też potencjał posiadają poszczególne kraje. Za wysoko na pewno jest reprezentacja Turcji, która z pewnością w bezpośredniej konfrontacji nie dałaby rady ani Czechom, ani Anglikom ani Norwegom. Szczęśliwie trafiła jednak do słabej grupy i
stąd awans do ósemki.

1.FRANCJA

Hurraoptymizm po pierwszym meczu z Danią był z pewnością nieuzasadniony. Wygrana 3-0 wcale nie była przekonująca. Tak samo styl, choć - poza sytuacją z początku meczu Tomassona - Francuzi cały czas kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku.
Z Czechami też grało im się ciężko i po raz kolejny mieli trochę szczęścia, któremu na imię Petr Gabriel. Zwyciężyli jednak Czechów i tym meczem potwierdzili, że należą do faworytów turnieju.
W stu procentach potwierdziła to pierwsza połowa meczu z Holendrami. Grając na zupełnym luzie i to drugim składem, Francuzi pokazali klasę. Bobby Robson miał po meczu powiedzieć, że Dugarry w pierwszej połowie zagrał tak wyśmienicie, iż nie sposób, by napastnik mógł zagrać lepiej. Rzeczywiście w pierwszej połowie Dugarry był wyśmienity. Właściwie tylko Lama odstawał od pozostałych. Tego jednak można było się spodziewać. Zdecydowanie ciekawsze byłoby sprawdzenie w takim meczu młodego Frey'a..
Ćwierćfinał był dla Francuzów bardzo trudny. Hiszpanie przed turniejem byli zaliczani do jednego z głównych faworytów. Turniej pokazał jednak, że zdecydowanie na wyrost. Przez większość meczu Francuzi kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku, ale to dzięki nieudolności Hiszpanów (Raula) awansowali dalej. W dogrywce mogło być przecież różnie.
Podobnie rzecz się miała w półfinałowym meczu z Portugalią. Błąd Deschampsa i defensywy francuskiej, spóźniona interwencja Bartheza, fenomenalny strzał Nuno Gomesa i zrobiło się bardzo ciekawie.
Kadrowo Francuzi przewyższali jednak wszystkich uczestników turnieju i dzięki indywidualnościom pokonali ambitnych Portugalczyków. Złota bramka Zidane'a z karnego na pewno się mistrzom świata należała, tak jak i awans do finału.
Finał, to zupełnie inna bajka. Był przeze mnie dość szeroko omawiany. W każdym razie Francuzi wygrali go zasłużenie, co przyznał sam trener pokonanych, Dino Zoff.
Kogo należy wyróżnić? Pierwszoplanowymi postaciami drużyny byli na pewno Thierry Henry oraz Zinedine Zidane. Chimerycznie bronił Barthez, a defensywa też nie była monolitem. Najlepszym i najpewniejszym defensorem był mimo wszystko 34-leteni Blanc. Desailly grał momentami wybornie, ale też jego niefrasobliwość przy bramce Delvecchio mogła pozbawić Francuzów tytułu. Poza tym, grał momentami za ostro, szczególnie kiedy w pierwszej połowie finału, powalił z łokcia Fabio Cannavaro, za co powinien dostać kartkę. Lizarazu był według mnie słabszy od Candeli, ale chyba magia nie przegrywającej czwórki w składzie Lizarazu, Thuram, Blanc i Desailly była przyczyną, dla której Lemerre stawiał na zadziornego zawodnika Bayernu. Thuram, po słabszym sezonie w lidze, w reprezentacji prezentował się całkiem dobrze. Bezkonkurencyjny w reprezentacji na prawej obronie.
Z trzech defensywnych pomocników najlepszy według mnie Vieira, który miał słabszy finał. Poza tym nieoceniony w "czarnej robocie". Petit zaczął fatalnie turniej, ale potem osiągnął poziom przyzwoitości. Deschamps słaby przez cały turniej, miał za to lepszy finał. Pozycja Zidane'a nie podlegała dyskusji i nie mogło być inaczej. Prawdziwy lider. W finale grało mu się niezbyt dobrze, ale bez wątpienia należy go uznać jednym z ojców sukcesu. Zawodnik meczu Portugalia - Francja, to jeden z głównych typów do 11 turnieju.
Pewniakiem do 11 turnieju jest za to Thierry Henry. W chwili obecnej najlepszy boczny napastnik świata. Niesamowita szybkość i doskonały drybling pozwalają mu ośmieszać najlepszych defensorów nie tylko Europy. As nad asy.
Nieocenioną rolę w sukcesie mają także Dugarry, Djorkaeff, Wiltord i Trezeguet. Potwierdza to tylko fakt, że kadrowo Francuzi byli najmocniejszą ekipą turnieju, więc ich sukces należy uznać za w pełni zasłużony i... spodziewany.

2.WŁOCHY

Strach cokolwiek napisać. W każdym razie nie ulega wątpliwości, że Włochom turniej bardzo się udał. W grupie byli bezkonkurencyjni. Ale nie mogło być inaczej. Belgowie i Szwedzi podarowali im zwycięstwo, a w meczu z Turcją sukces otrzymali na tacy od arbitra.
Z
pewnością po fazie grupowej podziwiać należy przede wszystkim skuteczność Włochów. Okazji na strzelenie bramki mieli bardzo mało, albo w ogóle nie mieli (zob. mecz z Belgią), a jednak w każdym meczu potrafili zdobyć po dwa gole. Po pierwszym meczu z Turcją prasa, media, zachwycone były stylem gry Włochów, którzy grali całkiem ofensywnie. Oprócz dwóch bramek, zdołali jeszcze nieźle obić bramkę Turków. Najsłabszym zawodnikiem wśród zwycięzców uznany został... bramkarz Toldo, który skompromitował się przy bramce zdobytej przez "małego" Oguna głową. Z czasem wyrósł jednak na bramkarza numer 1 turnieju.
Podstawową kwestią, która wzbudzała emocje, było zestawienie pierwszej linii. Wielu pytało, dlaczego nie gra Del Piero. Odpowiedź przyniósł dopiero finał. Zdecydowanie poniżej oczekiwań wypadł szeroko rozreklamowany Fiore.
Nie zawiedli obrońcy. Śmiało cała włoska defensywa mogłaby znaleźć się w 11 turnieju. Maldini (grający także na lewej pomocy), Nesta i Cannavaro zaprezentowali się wyśmienicie. Nieco odstawał od nich Iuliano, ale on też kilka raz pokazał klasę.
Pomoc grała nierówno. Przeciętny Albertini. Zambrotta czerwoną kartką (w sumie niesłuszną) mógł przyczynić się do zakończenia udziału Włochów w turnieju na półfinale. Pessotto nie zawiódł, ale też nie olśnił.
Na gwiazdę numer 1 w formacjach ofensywnych wyrósł kapitan Romy, Francesco Totti. Doskonale zagrał w finale, a we wcześniejszej fazie turnieju, swoimi bramkami uratował "twarz" swojej drużyny. Współczuć należy Conte. Jedna ładna i bardzo ważna bramka, no i paskuda kontuzja. W sumie jednak grał poniżej oczekiwań.
Kolejny mój „ulubieniec” Inzaghi, pokazał podczas Euro 2000 maksimum swoich możliwości. Wywalczył karnego z Turcją, kilka spalonych z Belgią, wiele ambicji, bardzo dobra szybkość i antycypacja, małe umiejętności techniczne - to wszystko, czego można było się po nim spodziewać. Na pewno nie zawiódł.

3.HOLANDIA

Zasłużenie dostali po d... Największym nieporozumieniem dla mnie, jest kreowanie Davidsa jako supergwiazdy reprezentacji Holandii podczas tego turnieju. Davids zawiódł kompletnie, mniej więcej tak samo jak Seedorf. Chociaż ma bardzo duże umiejętności, ten turniej zupełnie mu nie wyszedł. Nie ma sensu wciskać kitu, jak to próbują uczynić niektóre media, że należy mu się miejsce w 11 turnieju. W środku pola był zdecydowanie gorszy od Vieiry (jako defensywnego pomocnika) i od Zidane'a (jako ofensywnego pomocnika). Absolutnie piąta kolumna w reprezentacji. W ogóle nie należy powoływać do kadry tak konfliktowego zawodnika. Miał pretensje do partnerów, nawet w sytuacjach, kiedy sam w sposób ewidentny zawalił. Jak ulał pasuje do niego określenie "kłócący się w pustej szatni".
Turniej życia miał Zenden, Dotąd jeden z zawodników, na którym uwielbiałem wieszać psy. Rewelacyjnie radził sobie na lewej flance. Zdecydowanie zepchnął bardzo przeciętnego Overmarsa na prawą stronę.
Liderem reprezentacji był z pewnością Bergkamp. Trudno powiedzieć, gdzie leży przyczyna, która sprawia, że obok fenomenalnych zagrań, Dennis ma coraz dłuższe przestoje, a momentami wygląda na to, jakby nie chciało mu się już grac w piłkę. Zresztą oświadczył już po Euro, że kończy reprezentacyjną karierę.
Kluivert nie zawiódł i nawet pokazał się z dobrej strony, w stosunku do tego, co można się było po nim spodziewać. Przez jakiś czas był rekordzistą Euro pod względem strzelonych bramek w jednym meczu (4 bramki z meczu z Jugosławią 6-1). Figurował nawet w oficjalnym pomeczowym protokole UEFA. Potem zaliczono mu jednak tylko trzy, a tę czwartą, jako samobójczą, na konto Govedaricy.
Bolączką współgospodarzy była gra w defensywie. Słabo grał Frank De Boer, przeciętnie Stam.
Na bokach defensywy występowali nominalni pomocnicy (Bosvelt, Van Bronckhorst), trochę dziwna koncepcja Rijkaarda.
Po kompromitacji w półfinale, z Włochami, trener musiał odejść. Mieli sukces podany na tacy, dwukrotnie! Nie skorzystali jednak z obu podarunków. No to dostali to, co (nie)chcieli.

4.PORTUGALIA

Chyba
najpopularniejsza reprezentacja w Polsce podczas Euro 2000. "Wszyscy" po meczu Portugalia - Anglia kibicowali Portugalczykom. Nie ma się co dziwić. Grali "do przodu". Zwolnili dopiero w półfinale z Francją, ale nie mieli wyjścia. Figo, Rui Costa i Nuno Gomes, to pierwszoplanowe postacie tej reprezentacji. Niektórzy na siłę próbują dorzucać do tej trójki Sergio Conceicao, ale to chyba jakieś nieporozumienie. Zasłużenie wyszli z grupy na pierwszym miejscu.
Z Turcją wykorzystali szansę, gdyż trafili na najsłabszych w ósemce. Na dodatek pomógł im arbiter, redukując skład Turków do dziesięciu, już w pierwsze połowie.
W półfinale zagrali z dwoma bramkarzami. Niestety, na ich nieszczęście ten drugi, nie był bramkarzem regulaminowym. Abel Xavier ładnie sparował uderzenie Wiltorda na róg, ale w tym wypadku skutkować mogło to jedynie rzutem karnym. Bezsensowna była awantura po reakcji arbitra, który po konsultacji z liniowym, wskazał na 11 metr. Jeszcze bezsensowniejsze były próby dowodzenia w prasie - także nie tylko polskiej - mające na celu wykazanie błędnej oceny sytuacji, dokonanej przez słabego, austriackiego arbitra Benko. Karny był ewidentny, a Francja - z przebiegu meczu - lepsza.

5.HISZPANIA

Mieli być jednymi z głównych faworytów. Po turnieju trenerowi Camacho zabrakło charakteru i by przypodobać się prasie, przyznał się do błędu, jakim była rezygnacja z Morientesa. Trudno jednak przypuszczać, by Morientes mógł w jakimkolwiek stopniu wpłynąć na grę i formę pozostałych 21 kadrowiczów.
Z upływem turnieju coraz słabiej grał Raul. Miał być gwiazdą turnieju, a tymczasem dziennikarze "Tempa" umieścili go w 11 "antygwiazd".
W końcu objawił się piłkarskiej Europie mały skrzydłowy Munitis. W pełni wykorzystał swoją szansę. W meczu z Jugosławią strzelił wyborną bramkę.
Nie pograł sobie w turnieju Mendieta. Mimo wyczerpującego sezonu w Valencii był najlepszym zawodnikiem drugiej linii w zespole Hiszpanii.
Najbardziej zawiódł Guardiola, który w żadnym meczu nie zagrał na wysokim poziomie. Co prawda jeden raz oficjele UEFA wybrali go nawet zawodnikiem meczu (z Jugosławią), ale doprawdy trudno zgodzić się z tym wyborem.
Z obrońców, przyzwoicie spisał się Abelardo, który wywalczył dwa rzuty karne. Jeden wykorzystał Mendieta (z Jugosławia), a za drugim razem Raul fatalnie przestrzelił (z Francją).
Nieporozumieniem były występy Paco, Etxeberii, Aranzabala i Moliny. W sumie Hiszpanie zajęli miejsce adekwatne do prezentowanej formy.

6.JUGOSŁAWIA

Gdyby siła defensywy odpowiadała sile ofensywy Jugosłowian, byliby w czwórce. Savo Milosevic, ku mojemu zaskoczeniu, nie wybiegł w pierwszej 11 w meczu „Jugoli” ze Słowenią. Całe szczęście, że Boskov w miarę szybko zreflektował się, iż Kovacević nie jest w stanie nic zdziałać i wpuścił mojego faworyta na boisko. Ten strzelił dwa gole i został uznany przez "Piłkę Nożną" zawodnikiem meczu. Potem już jego pozycja w 11 była niezagrożona. Strzelił jeszcze trzy bramki i został - wespół z Kluivertem - królem strzelców imprezy.
Chyba jeden z najgorszych występów w karierze, zanotował Sinisa Mihajlović w meczu ze Słowenią oraz Holandią. Grał fatalnie, a na dodatek w tym pierwszym meczu osłabił zespół, gdyż dwukrotnie został ukarany żółta kartką.
Całkiem przyzwoicie radził sobie w drugiej linii 35-letni Dragan Stojković. Dziś już wiemy, że jest nowym selekcjonerem reprezentacji Jugosławii.
Swoistym wyczynem odznaczył się także Mateja Kezman. Dziś już zawodnik PSV Eindhoven, po niespełna minutowym pobycie na boisku, ukarany został czerwoną kartką za brutalny faul na Norwegu Myklandzie.
W ogóle Jugosłowianie byli najostrzej grającą drużyną w turnieju, co znalazło swoje odzwierciedlenie w klasyfikacji fair-play.

7.RUMUNIA

Wszystko przez Hagiego. Kiedy nie grał (w meczu z Anglią), Rumuni wypadli naprawdę dobrze. Objawieniem turnieju dla mnie są Mutu oraz Chivu. Przed Euro ciekaw byłem umiejętności młodego bramkarza Lobonta, ale choć otrzymał numer 1 na koszulce, nie był numerem 1 w
reprezentacji podczas turnieju. Szkoda także, że nie w pełni sił był Adrian Ilie.
Rumunom brakowało wyrównanej kadry, a przede wszystkim dobrych zmienników. Choć wygrali tylko jeden mecz, zostawili po sobie całkiem dobre wrażenie. Mają kilku zawodników perspektywicznych, o których niedługo być może będą się biły europejskie giganty.

8.TURCJA

Zdecydowanie najsłabsza drużyna wśród ćwierćfinalistów. Słaby też był trener Turków, Denizli.
Po awansie do 1/4 opowiadał głupoty podobne do tych, które były udziałem Terima po zdobyciu Pucharu UEFA przez Galatasaray. Zupełny brak charyzmy. W składzie panował totalny chaos. Stuprocentowymi pewniakami w 11 byli chyba tylko Rustu, Hakan Sukur oraz Arif Erdem. O dziwo mało grał Sergen Yalcin. Może Denizliemu nie spodobała się jego wypowiedź, gdyż powiedział, że należał się karny Włochom za faul na Inzaghim. W każdym meczu, w którym grał Sergen był wyróżniająca się postacią. Jednak gdyby nie Hakan Sukur, nie byłoby mowy o 1/4 finału. Turcy mają kilku dobrych piłkarzy, ale reprezentacja gra okropnie „dla oka”. Tego się nie da oglądać.

9.CZECHY

Szkoda mi "Knedli". Mieli naprawdę dobrą paczkę. Mogli daleko zajść. Gdyby tylko byli w innej grupie. Mimo wszystko powinni nie tylko zremisować z Holandią, ale pokonać "Narkomanów". Może gdyby Nedved zagrał we wszystkich meczach tak dobrze jak z Holandią, a Smicer był tak skuteczny jak w meczu "o nic" z Danią i gdyby jeszcze Berger mógł grać od samego początku, to kto wie? Może zatrzymaliby się dopiero w finale, jak przed czterema laty.
Dobrym strategiem okazał się trener Chovanec, którego jednak przechytrzył Lemerre. W eliminacjach do mistrzostw świata powinni sobie dać radę.

10.ANGLIA

No i "moi" Angole. Nastał czas pastwienia się. Zacznijmy od defensywy. Tony Adams miał zostać kapitanem reprezentacji po odejściu Alana Shearera. Mecz z Portugalią pokazał jednak, że Tony nie nadaje się już do gry na najwyższym poziomie. Zawalił dwie bramki i moim zdaniem bardziej przyczynił się do przedwczesnego odpadnięcia Anglików z turnieju niż młodszy z braci Neville'ów. Gdyby zawalił tylko jedną bramkę, Anglicy byliby ćwierćfinalistami Euro 2000.
Sol Campbell potwierdził, szczególnie meczem z Niemcami, że jest jednym z najlepszych obrońców Europy. Na jego formę niezbyt dobrze wpłynęła na pewno nie wyjaśniona do końca sytuacja w klubie. Jak na razie pozostaje jednak zawodnikiem Tottenhamu, z którym wiąże go jeszcze roczny kontrakt. Gary Neville zaprezentował się lepiej niż w Lidze Mistrzów, ale i tak daleko mu do formy sprzed 4 lat. Jego brat, zrobiony po porażce z Rumunią kozłem ofiarnym, prezentował się lepiej od niego. Wydaje się, że na dobre powinien wyrzucić z pierwszego składu MU Denisa Irwina. W kadrze wygrałby rywalizację z Le Saux, nawet gdyby Graeme był zdrowy.
Nie wiadomo natomiast, czy Paul Ince miałby miejsce w 11, gdyby zdrowy był David Batty. Ince zaprezentował się przyzwoicie, najlepiej w meczu z Rumunią, gdzie wywalczył karnego. Generalnie jednak pozostaje cieniem "fightera" sprzed choćby 3-4 lat.
Największą stratą dla Anglików była kontuzja Steve'a Mc Manamana. Był ostatnio w wybornej formie, strzelił bramkę Portugalii. Zastępujący go Denis Wise prezentował się żenująco słabo.
Nie był to także turniej Davida „0,3” Beckhama. Skończyło się na trzech asystach. Najciekawsze, że nikt w turnieju nie miał więcej. Wszystko to jednak mało jak na drugiego piłkarza świata.
Paul Scholes potwierdził, że jest doskonałym uzupełnieniem dla pierwszej linii zespołu, w którym występuje. Atak Anglików wypadł nieźle. W każdym meczu przynajmniej jedna bramka, a na pięć strzelonych przez drużynę, trzy były dziełem napastników.
Shearer odchodzi w samą porę. Niesamowicie stracił na szybkości przez te kontuzje. Pozostałe umiejętności pozostały, ale to za mało, by grac na najwyższym poziomie. Owen strzelił niezłą bramkę, ale nic poza tym. Nie jest to na razie taki talent, jak twierdzą niektórzy fachowcy. Wszystko jednak przed nim.
Na koniec kilka zdań
o bramkarzach. Seaman zapowiedział, że ma zamiar grać do 2002 roku. Będzie miał wtedy 39 lat. Tak dla dobra reprezentacji, powinien zakończyć w niej karierę jak najszybciej. Martyn, choć dostał całkiem dobre noty za mecz z Rumunią, mnie zawiódł. Liczyłem, że na dobre wygryzie Seamana z kadry, ale po meczu z trzema puszczonymi golami, wątpię. Może należałoby postawić już teraz na młodego Wrighta, którzy szykuje się do zmiany barw klubowych.

11.NORWEGIA

Zaskoczył wszystkich Mykland. Bardzo dobrze radził sobie w środku pola. Nieźle zaprezentował się też Myhre, który skapitulował tylko jeden raz. Zawiedli przede wszystkim napastnicy.
Dla mnie największym rozczarowaniem były występy Johna Carewa, dla którego był to zupełnie nieudany turniej. Zupełnym absurdem było także ustawianie tak wielkiego chłopa na prawym skrzydle.

12.SŁOWENIA

Największa niespodzianka. Znakomity Zlatko Zahović. Wyróżniłbym także Pavlina, Karicia i Rudonję. Fatalna defensywa i bramkarz, za to bardzo dobra druga linia i niezły atak. Większość zawodników jednak zaawansowana wiekowo, więc raczej brak perspektyw przed tą drużyną.

13.BELGIA

Po zwycięstwie ze Szwecją, w meczu inaugurującym Euro 2000, wydawało się, że Belgowie są w ćwierćfinale. Potem przyszła wkalkulowana porażka z Włochami, przy czym współgospodarze przegrali na własne życzenie, nie wykorzystując licznych okazji do zdobycia bramki. Doskonale grał Joos Valgaeren, który – wśród obrońców – jest moim odkryciem imprezy.
W ostatnim meczu z Turcją Belgom wystarczał remis. Powtórzyła się jednak sytuacja z meczu z Włochami. Znów było wiele okazji, a żadnej nie udało się wykorzystać podopiecznym Roberta Waseige'a. Słabiej zagrał też tym razem Valgaeren. Postacią numer 1 reprezentacji okazał się bramkarz Filip De Wilde. Postacią - dodajmy - negatywną. W meczu ze Szwecją, po fatalnym kiksie, sprezentował Szwedom gola. Sytuacja powtórzyła się w meczu z Turcją. Źle interweniował przy pierwszej bramce Hakana Sukura, a na dodatek pod koniec meczu prawie urwał głowę Arifowi Erdemowi, za co otrzymał czerwoną kartkę. Wtedy było już 2-0 dla Turków i 5 minut do końca meczu, więc wynik był w zasadzie przesądzony.

14.SZWECJA

Fatalny występ. Najlepszym zawodnikiem Szwecji był Ljungberg, ale prezentował fatalną skuteczność. W meczu z Belgią zagrali słabo i nieskutecznie. W meczu z Turcją w ogóle nie grali, a kiedy zagrali dobrze z Włochami, nie mieli szczęścia. W tym ostatnim meczu odnalazł się Henrik Larsson wybrany przez delegatów UEFA zawodnikiem meczu. Pomyśleć, że nie mieliśmy z nimi szans.

15.NIEMCY
16.DANIA

Zdecydowanie dwie najsłabsze reprezentacji w turnieju. W obu występowali uznani bramkarze, ale ani Kahn, ani Schemiechel nie mogą zaliczyć tego turnieju do udanych. Kahn puścił 5 bramek, a Schmeichel aż 8. Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że obie ekipy grały fatalnie w defensywie. Najjaśniejsze punkty znaleźć możemy zarówno u Niemców jak i Duńczyków - w drugiej linii. Atak - bez formy, bądź nieskuteczny. Niewykluczone, że nawet Polacy mogliby pokonać tych uczestników Euro 2000.

BARTOSH!, 15.07.2000 r.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.