Artykuły

Duch przeszłości #1
Margo 24.12.2009 11:37 6314 czytelników 0 komentarzy
1

Kelner! Podaj kolejnego „Coolera”! Tylko z grubą skórką cytryny.  Jeżeli po raz kolejny zrobisz takie gówno jak przed chwilą, to obiecuję, że… - krzyczał z ostatniego stolika mężczyzna, widocznie niezadbany. Niechlujny zarost, tłuste, długie włosy oraz ten straszny zapach alkoholu. Od razu można by się domyślać, że  zamówił o kilka drinków za dużo. Jego niedbała mowa i ciągłe jęki zagłuszały spokój całej restauracji, która prezentowała się bardzo okazale. Elegancko przykryte stoliki, zauważalny styl secesyjny, a większość miejsc pozajmowana przez biznesmenów i ludzi z wyższych sfer. Nikt nie zwracał uwagi na hałaśliwego pijaka, widocznie już dawno się do niego przyzwyczaili.
- Tekov! Opamiętaj się. Pewnie sam nie pamiętasz, ile tego świństwa wypiłeś. Idę zrobić Ci ostatniego i wychodzisz stąd. Stałych bywalców nie interesujesz, ale od wczoraj nie wszedł tu żaden turysta – zaczął skarżyć się młody, bardzo mocno opalony kelner. – Aha, jeszcze jedno. Dzisiaj do domu dojdziesz sam, nie mogę codziennie się tobą opiekować.
- Emanuelu, mój drogi przyjacielu. Nie mam najmniejszego zamiaru stąd wychodzić.  Za chwilę powinna zjawić się tu bardzo ważna dla mnie osobistość, jednak zaczyna się spóźniać. Czy przez ten czas mogę opowiedzieć Ci pewną historię z mojego życia?
- O nie! Twoje zmyślone historie o Białorusinach słyszałem już tysiące razy. Nadal będziesz próbował mi wmówić, że ten pseudoklub miał stać się potęgą Europy? Wybacz, ale te bajki znam na pamięć.
- No więc tak. Gdy przybyłem tam po raz pierwszy…- zaczął opowiadać pijak.
- No dobra, nie męcz mnie już więcej! Dostaniesz tego drinka, Tylko proszę, zamknij się już.

Po chwili, za oknem dało się usłyszeć ryk jakiejś potężnej maszyny właśnie hamującej przed lokalem i budzącej wielki podziw wśród przechodniów. Wysiadł z niej dosyć niski, chudy, a nawet przypominający szkielet człowieczek. Zanim doszedł do drzwi, udało mu się dwa razy potknąć oraz wlecieć na jakąś osobę. Można tylko zgadywać, czy to przez jego zauważalne zdenerwowanie ,czy może niezdarność. Otwierając drzwi, szybkim krokiem podszedł do ostatniego stolika.
- Przepraszam za spóźnienie. Złapałem korek i musiałem… Boże, co się z tobą stało? Spodziewałem się tu eleganckiego profesjonalisty, a nie jakiegoś pijaka, ale mniejsza z tym. Nie mamy zbyt dużo czasu.
- Tak to się wita osobę, z którą przez najbliższe pół godziny ma się zamiar prowadzić interesy? Nieładnie, nieładnie. Ma pan minus. – odpowiedział spokojnym i stanowczym zarazem głosem Tekov. – Aha, z tego, co pamiętam, to na „ty” chyba nigdy nie przeszliśmy, panie Leonidzie.
Leonid, bo tak brzmi jego imię, obecnie pełni rolę asystenta w klubie z Borysowa. Niby całkiem normalna praca, lecz o jego metodach dawniej bardzo huczało. Krążyły legendy, że często zajmował się łapówkarstwem, przez co liczne ekipy, nie tylko z Białorusi, lecz z całej wschodniej Europy, staczały się na sam dół lub z dna wynosiły się na wyżyny swoich możliwości. Konkretnych nazw nie ujawniono do dziś, bo prawdopodobnie, przez niezauważalne działanie, ich nie znaleziono. Przez niektórych jest kochany bardziej niż rodzina, a wielu chętnie by się go pozbyło. Jego przybycie na drugi koniec globu, do słonecznego Porto Alegre, wcale nie było przypadkowe. Umiejętności i drastyczne metody Leonida miały pomóc w prowadzeniu ważnych negocjacji, bo co jak co, ale pierdołami się nigdy nie zajmował.
- Pewnie domyślasz się,  o czym chciałem z Tobą porozmawiać i zdajesz sobie sprawę z wagi tej konwersacji.
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Jesteś ostatnią osobą, której bym się tu spodziewał. Myślałem, że wszystkie ślady zostały bardzo dokładnie zatarte. Miałem nadzieję, że wreszcie zacznę prowadzić spokojne życie i wylegiwać się na słonecznej plaży w towarzystwie uroczych samiczek.
-  Fakt, kilka razy już traciliśmy nadzieję na jakiekolwiek ślady. Przez te kilka lat, od czasu twojego wyjazdu z Europy, próbowaliśmy skontaktować się z Tobą w każdy znany nam sposób, lecz nic nie skutkowało.
- Więc dlaczego Cię tu widzę?
- Wiesz, szukaliśmy Cię na tysiąc różnych sposobów, a nie przyszła nam do głowy najprostsza forma poszukiwań. Nie od dziś wiadomo, że na Białorusi pieniądz jest rzeczą najważniejszą, górującą nad takimi wartościami jak przyjaciele, rodzina czy honor. Wystarczyło sypnąć kilkoma groszami i o to jestem obok Ciebie – zaczął tłumaczyć dumnym i ironicznym głosem rozmówca. – Nie wiem, czy kiedykolwiek nad tym myślałeś, ale od czasu twojego pierwszego przekroczenia granicy sporo się zmieniło.
- Doprawdy?
- Wszystko stało się za sprawą twojej osoby. Swoimi osiągnięciami z tym witebskim klubikiem przysporzyłeś nam sporo kłopotu.
- Co znaczy „nam”?
- Jak to co? Oczywiście „my” to jedyny słuszny klub na Białorusi, BATE. Przez Ciebie nasze obroty spadły kilkakrotnie, ostatnio notujemy największe straty od stulecia. Planowaliśmy stworzyć prawdziwą wschodnią potęgę i małymi krokami nam się to udawało, ale pewnego feralnego poranka musiałeś zjawić się Ty i odstawić nas na bok. Jednak masz szansę się zrehabilitować i naprawić wyrządzone przez siebie zło. Pozostaje mi zadać Ci jedno zasadnicze pytanie: chcesz do nas dołączyć?
- Jak to?! Ale… - zająknął się Tekov. – Odpowiedź dostaniesz jutro o poranku. Muszę pomyśleć.
- Masz mój numer i myśl szybko. – krzyknął już z końca korytarza Leonid. – Dostaniesz taką kwotę, o jakiej tylko Łukaszence mogło się śnić!

Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony miło byłoby powrócić na stare śmieci i dokończyć dzieło. Ostanie słowa tego oszusta bardzo zachęcały do powrotu i zdobycia kolejnych trofeów wraz z kochającymi fanami.  Nie jest to jednak decyzja taka prosta, jak się może wydawać. Co pomyślą mieszkańcy Witebska? Przez wiele lat traktowali go jak boga. Wspólnie cieszyli się z najmniejszego sukcesiku, każdego wieczora przebywali z nim w barze i dyskutowali całą noc, a w ciężkich chwilach wzajemnie się pocieszali. Należał do wielkiej rodziny. Nigdy, ale to nigdy by mu tego nie wybaczyli. W trakcie tych rozmyślań ogarnęło go dziwne uczucie nie do opisania. Równoczesny żal i wyrzuty sumienia oraz duma, której towarzyszył przypływ adrenaliny. Prawdopodobnie to samo czuł Luis Figo, zdradzając Barcelonę dla największego rywala, Ashley Cole wybierając Chelsea lub Campbell rozczarowując kibiców Tottenhamu.  Bardzo trudno było powstrzymać to uczucie. Białorusin nie zdołał się przed nim obronić.
- Leon? Biorę to! Czas narobić trochę szumu!

***

Już następnego dnia popołudniu samolot wylądował w międzynarodowym porcie lotniczym położonym w odległości około 42 kilometrów od stolicy. Tekovowi, od razu po wysiadce, całkowicie zrzedła mina. Trudno mu się dziwić. Ostatnie lata spędził w słonecznej Brazylii, spokojnie wylegując się na plażach i popijając drinki. Teraz musiał po raz kolejny wrócić do mroźnej, momentami lodowatej Białorusi, jednak nie pogoda martwiła go najbardziej. Bał się gniewu swojej byłej „rodziny”.
Terminal był pełen. Ciągle nowi pasażerowie wychodzili z samolotów, witani przez stęsknioną rodzinę, a inni szykowali się do odlotu i ze łzami w oczach żegnali swoich bliskich. Z powodu tak ogromnego tłoku większość miała duże problemy z poruszaniem się. Artem wcale nie był wyjątkiem. Mocno trzymał walizkę i powoli kierował się w stronę wyjścia. Zwykle nie zwracał uwagi na przechodniów, lecz jeden szczególnie mu się przyglądał. Starał się podążać za nim już od pierwszych minut po lądowaniu. Obserwowany starał się go zgubić wykorzystując tłum, lecz i to nie pomagało. Postanowił biec, uciekać. Zaczął popychać ludzi, przewracał barierki, przez co zwrócił na siebie uwagę strażników. Złapał dodatkowy pościg, ale nie miał zamiaru się zatrzymywać. Wybiegł na zewnątrz i od razu zauważył czekającego przy taksówce Leonida.
- Szybko! Odjeżdżamy! – krzyczał jeszcze za nim udało mu się dobiec do starego wozu.
- Co Ci się stało?  Spokojnie.
- Jak mam być spokojny? Przed chwilą zauważyłem, że jestem śledzony. Niepotrzebnie godziłem się wracać do tego kraju bandytów. Na zwykłym obserwowaniu się nie skończy.
- Jak to? W tym kraju tylko i wyłącznie ja zajmuje się obserwacją osób powiązanych z futbolem. Będzie trzeba się tym poważnie zainteresować, a Ty się nie przejmuj. Teraz możesz się zdrzemnąć, mamy przed sobą szmat drogi. Nie mów prezesowi ani słówka o szpiegu, bo tylko się niepotrzebnie wkurzy.
Po jakimś czasie dojechali na Stadion Miejski, gdzie miało się odbyć spotkanie z prezesem Kapskim.  Artem nie miał pojęcia o tym, ile czasu jechali, gdyż został obudzony tuż przed wysiadką.
Obiekt byłych mistrzów Białorusi nie powalał na łopatki. Wręcz przeciwnie. W ogóle nie przypominał boiska, jakie posiadają największe europejskie marki. Porównać go można było jedynie do pola do gry, przy którym zamontowano tylko kilkaset krzesełek. Pod tym względem zdecydowanie lepiej prezentował się witebski CSK, który budził nie tylko podziw, ale także ogromny respekt wśród obcokrajowców. Trudno się dziwić, że UEFA zabroniła temu klubowi rozgrywania meczów na własnym obiekcie. Były mistrz kraju powinien się zapaść pod ziemię.


 

- Widzisz go? Tam siedzi – powiedział, wskazując palcem na widocznego w oddali mężczyznę, do którego po chwili podeszli.
Wcale nie wyglądał na miłego, przesympatycznego prezesa, do którego można zwrócić się w każdej sprawie i miło porozmawiać. Prędzej przypominał gangstera z amerykańskich filmów. Ciało wyrabiane miesiącami na siłowni i przepakowane sterydami, choć w ostatnim czasie bardzo niezadbane, przez co najbardziej wyrobił się mięsień piwny. Na prawym ramieniu znajdował się tatuaż prezentujący jakiegoś węża, prawdopodobnie kobrę. Na palce założone miał różne sygnety i pierścienie różnych kształtów i kolorów. Jednakże najbardziej przerażał jego wzrok. Potrafił chwilowo zatrzymać pracę serca i zmuszał do głębszego wstrzymania oddechu.
- A więc to ty. Osoba, która zrujnowała moje jakże ambitne plany i pozbawiła niemal całego majątku, stoi przede mną jak gdyby nigdy nic. Gdybym tylko miał przy sobie mojego srebrnego Colta, już byś nie żył, ale na szczęście czasy się zmieniły. Masz obowiązek odpokutowania swoich grzechów. Od dzisiaj pracujesz dla mnie i robisz wyłącznie to, co uznam za stosowne.
-  Tak jest proszę pana, ale mam jedno zastrzeżenie. Jeżeli mam tu pracować przez najbliższy czas, a moim obowiązkiem jest zrobienie z tego gówna czegoś większego, to żądam szacunku już i teraz mówię, że nie zamierzam być niczyim pieskiem.
- I to mi się w tobie podoba! Takiego człowieka właśnie potrzebowaliśmy. Stanowczy, wiedzący czego chce i mający w sobie choć trochę honoru. Leonidzie, jestem z Ciebie dumny! Czas pomyśleć o podwyżce, ale teraz trzeba załatwić formalności – powiedziawszy to, wyciągnął dosyć dużych rozmiarów walizkę, z której wyleciał plik kartek.
- Oto wcześniej przygotowana przeze mnie umowa. Nie ma żadnych niedopatrzeń ani błędów. Jeżeli chcesz, mogę dać Ci trochę czasu na przeanalizowanie jej.
- Nie, nie trzeba. Dlaczego mielibyście mnie oszukiwać? Podaj długopis, nie chce mi się dłużej czekać.
Tekov, nawet bez chwili wahania postawił swoją parafkę i na dwa lata związał się ze BATE Borysowem. Kapski szyderczo uśmiechnął się do Leona, pokazując, że nie cieszy się wyłącznie z zakontraktowania nowego trenera, co oczywiście zauważył nowy szkoleniowiec.
- Przejdźmy do konkretów. Żądam tylko i wyłącznie zwycięstwa. Nie uda Ci się, wylatujesz. Proste jak budowa cepa. A co do transferów… - wyciągnął małą kartkę z kilkoma telefonami  – Mamy już kilku sprawdzonych i niedrogich graczy. Wystarczy, że porozmawiasz z moimi znajomymi i zarzucimy sieci.

***

Głos prezesa, informujący o początku działań, Artem miał usłyszeć dopiero za kilka dni, więc wreszcie miał chwilę czasu, by móc spokojnie pozałatwiać dawne sprawy, których jednak wcale tak dużo się nie nagromadziło.
Celem nadrzędnym od początku pobytu na Białorusi miało być spotkanie z dawnym przyjacielem, Aleksandrem. Ów mężczyzna doskonale znał się z Tekovem, gdyż przebywali wspólnie już od kołyski. Razem stawiali pierwsze kroki, zaliczali upadki, a zdarzało się nawet, że walczyli między sobą o tę samą kobietę, aby kilka dni naprzód móc się ze sobą pogodzić, po czym znów następowała kłótnia i tak w kółko. Mimo tego ich przyjaźń była nie do zdarcia, a wśród mieszkańców stanowiła wzór do naśladowania.
Momentem kulminacyjnym w historii tych dwóch chłopców stało się wstąpienie do drużyny juniorskiej w ich rodzinnym mieście, Witebsku.  Dawniej chętnych nie brakowało, a dostawali się tylko nieliczni, najbardziej utalentowani, a umiejętności Tekovowi ani jego przyjacielowi nie brakowało, przez co bezproblemowo dostali się do pierwszej drużyny „orlików”. Aleksander, w przeciwieństwie do Artema, zapowiadał się na bardzo solidnego grajka, według niektórych mającego szanse na grę nawet na zachodzie, a o tym każdy Białorusin mógł tylko pomarzyć. Młokos błyskawicznie rozwijał się przez kilka lat, na co z zazdrością spoglądali koledzy z drużyny.
Wreszcie musiał nastąpić feralny występ o mistrzostwo kraju z Dynamem Mińsk, który wychodził mu naprawdę świetnie, a nawet udało mu się strzelić gola. Kiedy wybiła 83. minuta, obrońca rywali podbiegł do niego i wyprostowane nogi skierował prosto na piszczel. Cały stadion zamilkł. Nastała cisza wręcz grobowa i tylko gdzieniegdzie dało się słyszeć kobiecy płacz lub nawet jęk, który i tak był zagłuszany przez wycie docierające ze środka boiska. Chłopaczyna niechętnie spojrzała na swoją nogę z widoczną kością, całą zalaną krwią. Nie płakał on jednak z bólu. Już wiedział, co to oznacza. Jego przekonania potwierdzili jedynie lekarze po kilku dniach. Nigdy nie miał zagrać w piłkę, jednak nie załamał się, a wręcz przeciwnie. Od zawsze pragnął coś w życiu osiągnąć. Jeśli nie jako piłkarz, to jako przedsiębiorca. Ukończył Białoruski Uniwersytet Państwowy, a po kilku latach założył własną firmę - w późniejszym czasie jedną z większych i ważniejszych w kraju.
W międzyczasie zerwał wszelkie kontakty z wszystkimi znajomymi, aż do czasu pojawienia się Tekova w rodzinnym kraju po wieloletniej, piłkarskiej tułaczce. Dzięki sukcesom Witebska zarobił krocie i ustawił się na całe życie. Dawnemu przyjacielowi był winny przysługę i właśnie ten fakt chciał wykorzystać Borysowski trener.

***

Miejscem spotkania miał być niewielki bar na przedmieściach Borysowa. Oczywiście obydwaj przybyli we wskazane miejsce na czas. Nie prezentowało się ono najlepiej. Przy wejściu unosił się niemiły dla nosa zapach zwierzęcych odchodów, a środek wcale pod tym względem nie górował. Wystrój wnętrza także nie szczycił się finezją. Ławki powyginane i nigdy nieodnawiane, na które wylewało się tylko piwo. Barman, przypominający typowego pijaka, jednak posiadający swoje kilogramy, podejrzliwie spoglądał na przybyłych gości - z resztą jak cała reszta. Niecodziennym widokiem jest oglądanie dwóch elegancko wystrojonych i co najważniejsze, umytych mężczyzn w rolniczej knajpie, nigdy nieodwiedzonej przez instytucję pokroju sanepidu.
- Dlaczego przywlokłeś mnie na takie zadupie?! Czy tobie już totalnie poprzewracało się w głowie na tych brazylijskich wakacjach? – zapytał z wielkim gniewem w oczach Aleksander, któremu widocznie owa speluna się nie podobała.
- Wybacz, nie miałem wyboru. Oni ciągle mnie obserwują, nie czuję się bezpiecznie.
- Jacy „oni”? O kim ty mówisz?
- Właśnie tego staram się dowiedzieć, lecz nie mam żadnego punktu zaczepienia. Jesteś mi winny spory dług. Teraz masz szansę go spłacić. Dowiedz się, kto i dlaczego mi to robi. Wiem, że potrafisz to zrobić. Podejrzewam Kapskiego. Zatrudnił mnie, ale z pewnością nie chodziło mu tylko o posadę.
- Kapski, tak? Szczerze, wątpię. Nigdy nie był zamieszany w różnego rodzaju porachunki. Prowadzi raczej spokojne, jak na oszusta, życie. Od dawna staramy się go pozbyć, a dzięki tobie mamy powód. Z chęcią zajmę się tym bydlakiem, ale powtórzę to raz jeszcze: to niekoniecznie jego sprawka, a teraz się stąd zwijajmy, bo przez ten odór zbiera mi się na wymioty.
Wychodząc na zewnątrz, mieli zamiar odetchnąć świeżym powietrzem, co wreszcie mogło się udać. Skierowali się w stronę czarnego Chevroleta Impali należącego do Tekova. Za jego wycieraczkę wsadzony został skrawek papieru z dziwnym symbolem oraz numerem telefonu.
- Artem, daj mi to, bardzo się przyda w poszukiwaniach, a teraz jedź do domu i niczym się nie przejmuj. Po prostu wykonuj swoją robotę najlepiej jak potrafisz.


Słowa kluczowe: 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.