Informacje o blogu

Bez taryfy ulgowej

Bałtyk Gdynia

Polska II Liga

Polska, 2014/2015

Ten manifest użytkownika zachi przeczytało już 1048 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG



Gdynia, dzisiaj.

Pranie zrobione. Kanarek nakarmiony, chociaż to akurat niespecjalnie zajmująca sprawa. Kwiat podlany. Wytarłem szafkę z kurzu. Przykręciłem śrubkę co to odstawała przy blacie w kuchni - tak było. Podrapałem się w udo. Spojrzałem za okno. Fach trenera jest sam w sobie czasochłonny, a jeszcze pracę przynosi się do domu. Należy jednak wygospodarować jakieś chwile na domowe sprawy. Lekko nie ma. Przetarłem szklankę ściereczką. Ponowiłem czynność, ponieważ za pierwszym razem zostały smugi, a jestem perfekcjonistą w każdym calu. Usiadłem. Wstałem. Usiadłem ponownie i wziąłem się za rozpiskę treningów na kolejne dwa tygodnie. Jak ja nienawidzę tej czynności. Niestety mój asystent wziął urlop i teraz cały zespół na mojej głowie. Miało być profesjonalnie w Bałtyku, więc powiedzmy, że jest. Wstałem. Usiadłem, ponieważ chwycił mnie skurcz w udzie. Skoro już siedzę, to rozpiszę treningi na kolejne dwa tygodnie. Ucho mnie zaswędziało, to podrapałem. Tyle pracy, a tak mało czasu. Piątek jak każdy. A jutro sobota, jak po każdym piątku. 
 
* * *

Idę do klubu, wszak blisko mam. Kwiecień, przyroda budzi się do życia, jest sympatycznie, aż chce się człowiek czuć dobrze. Więc czuję się na tyle dobrze, na ile mogę. Mijam po drodze szarych ludzików - znaleźć kogoś uśmiechniętego to dzisiaj cud. Pod monopolowym zabrudzony życiowo obdartus rżnie na harmonijce ustnej jakąś rzewną melodię. Chyba znam nawet. Melodię, nie człowieka. Obok przystanku butami rozgarniam stosy petów - nie dlatego, żebym to robił specjalnie. Po prostu pewien anonimowy artysta kopnął był śmietnik i z popielniczki wysypała się na chodnik arcyciekawa instalacja kipowa. Służby porządkowe widocznie cenią sztukę, to się za to nie wezmą. Kultura, kurwa. Kultura.

W klubie cisza i spokój, w moim gabinecie wysprzątane i pachnie jakimś smrodzidłem. Sekretarka polubiła te patyczkowate kadzidełka, co to śmierdzą wszystkim, tylko nie tym co można wyczytać na opakowaniu. Uchylam okno, bo z wędzonek to lubię węgorze. Sam jako jedna z nich niespecjalnie  chcę się czuć. Zza otwartego okna dobiega mnie kakofonia dźwięków. Klaksony, melony, ktoś tam wkurwiony. Zostawię jednak na uchyle, trzeba będzie przecierpieć. 

Dobra, popatrzmy co mamy do roboty. Nic. Aż tyle? Dziwne. No tak, dziś nie ma porannego treningu. Nie ma także treningu popołudniowego, a wieczorem czeka mnie jedynie odprawa na jutrzejszą wycieczkę do Kluczborka. Wyślę więc wiadomość kierowcy, żeby dziś nie zapił w Kwadratowej. A co ja będę robił? Do kina bym ruszył może, ale nie mam na co. W repertuarze jedynie ckliwe romansidła i jakies polskie gówna. Żona dziś wieczorem na dyżurze w szpitalu, to i spokój będzie. To może obejrzę jakiś film na komputrze. Lubię starocie w tematyce kung fu, kiedyś było tego pełno na VHS-ach. "Dawno temu w Chinach", "Wejście Smoka", "Pijany mistrz", "Wkurwiony Czupryniak" i inne tego typu .Tak, dziś wieczorem będę powiększał swój spokój. Sprawdzę jednak wszystko jeszcze raz, na wszelki wypadek. A więc... Kierowca załatwiony, trening załatwiony. I o ile dobrze kojarzę, to Mietek również jest załatwiony, ale inaczej. 




XXVIII kolejka II Ligi Polskiej - Grupa Zachodnia
 
 
Mietek wczoraj zapił. Nie to, żebym był zdziwiony. Zaskoczony jestem jedynie wtedy, kiedy mój kierownik drużyny jest trzeźwy. Miecio wielbi tradycje - wszelakie. Tak więc tradycyjnie nie odmówił koledze, który był w potrzebie. Tradycyjnie nie skończyło się na jednej połówce, gdyż "kurwa, połowy są zawsze dwie". Nie skończyło się także na drugiej połówce, "no bo kurwa był mecz w domu i wyjazdowy". Zagrał więc z kolegą dwumecz i dziś siedzi na końcu autokaru i umiera. Z Trójmiasta do Kluczborka to jakieś pięć-sześć godzin jazdy, więc być może Mieciu odżyje na tyle, żeby ogarnąć swoje obowiązki. Mecz dopiero o piętnastej, a będziemy na miejscu około południa. Ekipa w nastrojach bojowych, ja również mam całkiem dobre samopoczucie. Wieczorny seans z orientem wyszedł mi na dobre, uśmiałem się setnie.

W Kluczborku pogoda znośna, ważne, że nie pada. Coś około osiemnastu stopni, chmurki, piździ znośnie, da się żyć. Wygoniłem chłopaków do szatni i ruszyłem na miasto by znaleźć gorącą kawę, ciastko i prasówkę. Łatwo nie było, lecz operacja zakończyła się sukcesem. Wróciłem akurat na trening i poobserwowałem co też najlepszego czynią moje ukochane kopacze. Barcelony nie ma, lecz dramatu również. Cieszy dobra forma Osamy - mój podstawowy golkiper rozgrywa naprawdę zacny sezon. Boki obrony obskoczą dzisiaj na pewno niezawodny Kiełb, oraz niezgorzej prezentujący się Kozołup. W środku defensywnej formacji nie mam zbyt wielkiego wyboru, tak więc mój wybór padnie na Wasielewskiego i Kokosińskiego - stawiam więc na jakoś. Że jakoś to będzie. Pomoc dziś to będzie zlepek indywidualności, liczę jednak po cichu na błysk szaleństwa. Żmijewski, Pietrycha, Foe, Rasmus oraz Bułka - pięć bez plusa. A na szpicy Karol "Zdobywam Punkty" Szostek. Na ławę wędrują pozostałe łamignaty.

Po rozruchu wypad do szatni. Wielkiej przemowy nie stosuję, cały plan wyłożyłem chłopakom już wczoraj. Ma być gra piłką, uruchamianie skrzydeł, pressing w środku pola, oraz piłki na Szostka. Po meczu zaś ocenię rozdźwięk między moimi założeniami, a wykonaniem. Może być zabawnie.



Godzina piętnasta, sędzia dmucha w gwizdek i idą konie po betonie. Na trybunach coś koło pół tysiąca głodnych wrażeń kibiców. Arbiter Rasmus (brak pokrewieństwa z zawodnikiem mojej drużyny, Pawłem Rasmusem) już zdążył zostać "chujem", choć mecz trwa raptem dwadzieścia sekund. Może prowokacja? Generalnie z trybun wali pustką, gdzieniegdzie tylko skupiły się grupki kibiców i wygląda to trochę jak meszek pod nosem niejednego młodzieniaszka. 

Tempo meczu nie powala, piłkarzyki grają jak na sparingu. Piłeczka w lewo, piłeczka w prawo - tak to widzę z ławki. Nie zdzieram dziś gardła i nie rzucam mięsem, ponieważ obiecałem sobie jeden dzień szacunku dla nerwów. Nad czym tu zresztą tracić zdrowie? Do szczęścia potrzebujemy porażki, remisu lub zwycięstwa, chociaż ostatnia opcja jest mi oczywiście najmilsza. Niemniej jednaj, spinać się nie zamierzam. Patrzę na to co się dzieje na placu i jedynie okazjonalnie wyskoczę z jakąś uwagą czy korektą. Nie mogę jednak powiedzieć, że Kluczbork stawia dziś niesłychanie trudne warunki, bez przesady. Spotkanie przypomina trochę siłowanie się na rękę przez dwóch nagrzmoconych, niedojedzonych pijaczków. Coś się dzieje, owszem, lecz głównie budzi litość. Czas leci, remis jak był tak się utrzymuje, Arbiter w końcu gwiżdże na przerwę. I dobrze, ponieważ nieco przymarzłem do krzesełka.

* * *

W szatni spokój i cisza. Piłkarzyki patrzą na mnie, a później przenoszą wzrok na siebie nawzajem. Pytania które cisną się w ich główkach odczytałby nawet idiota. Potrzymam ich w niepewności, niech dumają nad tym, dlaczego nie kopię szafek, nie lecą kurwy czy inne chuje. Zdziwko, robaczki? I dobrze.
- Szału nie było panowie - przerywam w końcu ciszę. - Snujecie się jak ślepe pi... Krety. Tak, krety. Ja wiem, że sezon powoli się kończy, awans mamy prawie w kieszeni, lecz mimo wszystko, mimo pozornego luzu jaki widzicie na moim obliczu - chcę trzy punkty. Niespecjalnie mnie to interesuje, jak to zrobicie. Moje zalecenia wyłożyłem wam wczoraj, dziś chciałbym zobaczyć w drugiej połowie realizację owych założeń. Paniali? To dobrze. Wypad na plac.

* * *

Chyba jednak nie paniali. Może jeden dobrze udawał, że paniał, lecz nie paniał. I teraz oglądam to samo co w pierwszej połowie, jeno jakby w szybszym tempie. Piłeczka w lewo, piłeczka w prawo. Ludkowie w prawo, ludkowie w lewo. Tenis dla ubogich. Dzieje się taka nuda, że naprawdę zaczynam ziewać. A gdy ziewam to mam mocno idiotyczny wyraz twarzy. Na tyle idiotyczny, że nawet obcy mi ludzie zaczynają się pytać, na jaki numer słać smsy o treści POMOC

W zasadzie obudziła mnie cisza jaka zapadła na trybunach. Wróć, nie cisza. Krzyki raczej oraz różne, sprzeczne ze sobą komentarze. "Chuje!" szło jakby z lewej, "Zajebiście w chuj!" szło jakby z prawej. Faul jakiś, kłótnie w polu karnym, lecz sędzia nie reaguje i po chwili nasz bramkarz wywala piłkę w pole. Żeby być precyzyjnym - podaje ją na lewą stronę do Kiełba. Ten rusza i znajduje Foe



Foe w swoim stylu - najpierw rozgląda się gdzie jest na placu, następnie patrzy kto mu może zagrozić i z jakiej strony. Dane spływają do Foewoatego mózgu, zostają przetworzone i po chwili Foe ma już POMYSŁ NA GRĘ



Przebiegł kilka metrów z pełną, dozwoloną dla swoich więzadeł prędkością, ujrzał jak Szostek sygnalizuje chęć odbioru podania i posyła piłkę do przodu. 



Szostek jak to Szostek - piłeczka przyjęta na klej, łeb w dół i szarżuje jak Pucek, byk lub sto tygrysów. Wpada między Ganowicza i Wrześniewskiego jakby to były treningowe tyczki. Zerwał kapcia, osiągnął trzecią świetlną...



... i urwał. Spokojnie, bez większych emocji. Szostek. Terminator. Rozdaję punkty. Kozak. Killer. Szostek. Karol. Na prawdę! Na Croma! Na Bogów Eternii!

Na trybunach najpierw jęk zawodu, później typowe pierdolety a na koniec powtarzane wielokrotnie "SPA-LO-NY! SPA-LO-NY!" i tradycyjne, stadionowe pomizianie arbitra. Oczyma wyobraźni słyszę co by o tej akcji powiedział Szpaku. 



Nie powiem - poczułem ulgę. Jeden do zera, wyjazdowo, trzy punkty rysują się teraz zdecydowanie mocniej. Po golu robię pierwszą zmianę, z placu zbiegnie Rasmus, w jego miejsce wprowadzam Antoniego Krajnyka, niech ma. Gra ponownie siadła. Piłeczka w lewo, w prawo, grajki za nią. Nuda, nostalgia, chce mi się spać. Trzeba jednak reagować, żeby wywieźć z Kluczborka trzy punkty - w końcu podróż zajmuje trochę czasu, nie ma co tyrać kilometrów niepotrzebnie.

W 77. minucie dokonuję podwójnej zmiany, wynik wciąż jeden do zera dla nas. Z boiska schodzą Wasielewski i Szostek, w ich miejsce wprowadzam Kowola i Wiśniewskiego. Na placu moje korekty nie przyniosły efektu, wciąż nuda i kopanina. Czas sennie płynie, ja czuję się senny, piłka ziewa gdy przelatuje obok ławki trenerskiej. W końcu jest - końcowy gwizdek!

Po meczu w szatni nastroje raczej pozytywne, ja także czuję się dobrze. Ogólnie jest na plus i tak przecież powinno być. Droga na Wybrzeże minęła szybko, ponieważ tuż za Kluczborkiem odleciałem i przysnąłem, a obudziłem się dopiero przed Gdańskiem. A, bym zapomniał. Mietek w autokarze przespał całe spotkanie i obudził się już w Gdyni.
- Na mecz... kurwa... eee...  nie jedziemy? - wymamrotał i wrócił do pozycji horyzontalnej. Żal mi było go budzić, więc powiedziałem tylko kierowcy, by wysadził Miecia pod domem. Niech ma...



JESZCZE BĘDZIE WIOSNA
stay tuned

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.