Artykuły

Czerwone Róże - część 5
demrenfaris 30.05.2008 01:47 11237 czytelników 0 komentarzy
2

Na Upton skończyło się bez bramek, i choć zawodnicy biegali aż miło, zabrakło formy z poprzedniego sezonu. Cieszył pierwszy punkt - awansowaliśmy na 17. lokatę. Zadowolony byłem z postawy Medjaniego, który nagle, w obliczu kontuzji Ibrahima, stał się podstawowym obrońcą... i jako że sprawował się świetnie nadal wychodził w pierwszej jedenastce!

Na mecz z The Toffees postanowiłem przeprowadzić mały lifting taktyczny - mieliśmy zagrać z wysuniętą obroną, próbując łapać przeciwników na spalone. Skład bez zmian - nadal na ławce, trochę wbrew wszystkim, zasiadł Roque, wciąż w obronie Medjani.

Skończyło się remisem, a kibice na Ewood znów obejrzeli czterobramkowy spektakl. Zaczęło się świetnie - po 8 minutach prowadziliśmy 1:0. Gola strzelił Pedersen, który oddał kapitalny strzał zza linii pola karnego. W 17. minucie było jeszcze lepiej - boisko opuścił kluczowy napastnik Evertonu, Yakubu, w jego miejsce został wprowadzony Defoe. Anglik wprowadził się do meczu świetnie, w 20. minucie za jego sprawą było już 1:1. Do przerwy nie działo się zbyt wiele, zaś wynik utrzymywał się jeszcze długo po niej. Po godzinie gry przyszedł czas na zmiany - wprowadziłem Santa Cruza, Walcotta oraz Emertona. Niestety, kilkanaście minut później musieliśmy grać w dziesiątkę, gdyż Vayrynen nie mógł kontynuować gry z powodu urazu. Na gola kibice czekali do 90. minuty, kiedy to znów trafił Defoe! I gdy publiczność zbierała się do opuszczenia stadionu, przypomniał o sobie Walcott, który wyrównał po dośrodkowaniu Pedersena z rzutu wolnego. Tym samym zdobyliśmy drugi punkt w rozgrywkach.

Rewanż z Austrią miał być formalnością, wyszedłem  więc wybitnie rezerwowym składem (Fielding, Emerton, Mokoena, Duff, Dunn, Rigters, Walcott, Santa Cruz). Mimo takich piłkarzy w pierwszej jedenastce, Austria nie zagroziła nam nawet na chwilę. Co prawda padł remis, jednak jest to bardziej zasługą Fieldinga, a nie drużyny jako całości.

Losowanie grup wypadło raczej pomyślnie:

Co prawda Benfica grała w poprzednim sezonie w ćwierćfinale LM, jednak nie sądziłem, byśmy mieli kłopoty z wyeliminowaniem Portugalczyków. Podobnie sprawa się miała z Turkami - Galata nie było rywalem z najwyższej półki, toteż wydawało się logiczne, że to z Werderem stoczymy walkę o pierwsze miejsce w grupie.

Niejako planowo przegraliśmy na Stamford z Chelsea - mogliśmy się cieszyć, że skończyło się tylko na 0:2. Ten mecz pokazał, że nie mogliśmy się jeszcze mierzyć z najlepszymi. W pierwszych pięciu kolejkach przyszło nam grać z trzema najlepszymi drużynami ligi i... wszystkie spotkania przegraliśmy bez walki, a stosunek bramkowy 1:7 mówił sam za siebie.

Jak z nieba spadła nam przerwa reprezentacyjna - do meczu z Boltonem mieliśmy dużo czasu na krytyczne analizy i wyłapanie błędów.

Wraz z końcem sierpnia skończyło się okienko transferowe - oto lista piłkarzy, którzy opuścili Blackburn latem:

Byłem usatysfakcjonowany, wreszcie zarobiliśmy na niechcianych piłkarzach. Żal tylko pieniędzy wydanych na Kinga - jak wyliczył asystent, każdy mecz Marlona od pierwszej minuty kosztował klub 1,1 mln funtów! Niewiarygodne.

Na Bolton do składu wrócił Edman, kontuzję wyleczył również Vayrynen, jednak na zgrupowaniu... doznał kolejnego urazu i nie mógł grać przez kolejne 3 miesiące (!!!).

Cóż, musiał zastąpić go Dunn...

Pierwsze ligowe zwycięstwo w sezonie stało się faktem! 1:0 z Kłusakami po golu Doyle’a dawało nadzieje na lepsze jutro. Znów świetnie spisał się Medjani, nie zawiódł Boruc, słowem: wreszcie mecz nam wyszedł. Martwiła tylko forma Derbyshire’a, który grał bezbarwnie i nie mógł sobie znaleźć miejsca na boisku. W LM miałem zamiar wystawić Santa Cruza.

W meczu z Werderem wyszła na boisko trochę inna jedenastka - oprócz Derbyshire’a na ławce zasiedli Edman oraz Pedersen, natomiast Reid został odesłany na trybuny. Wszystkie zmiany podyktowane były terminarzem - graliśmy co 3 dni i niektórzy piłkarze nie wyrabiali już kondycyjnie.

Bukmacherzy byli raczej pewni naszego zwycięstwa:

Cóż mam powiedzieć - nie chciałem zawieść tych, którzy obstawili naszą drużynę ;)

Totalnie zaskoczyliśmy ekspertów ustawieniem - zagraliśmy systemem 4-5-1, który był odpowiedzią na... 4-1-2-1-2 Schaafa. Ciekawym, jak sprawdzi się Santa Cruz w roli ofensywnego pomocnika.

W pierwszej połowie mecz był bezbarwny, na przerwę schodziliśmy przy wyniku 0:0, mimo przewagi gości. Wprowadziłem Pedersena, który aż kipiał energią (rozgrzewał się niemal od początku pierwszej połowy!). Zmienił Duffa, który szczerze mówiąc pozytywnie mnie zaskoczył (kilka dryblingów na światowym poziomie). W piątej minucie drugiej części gry Norweg pokazał, czemu został ulubieńcem kibiców na Ewood - kapitalnie dośrodkował na głowę Doyle’a, a ten nie miał większych problemów z pokonaniem bramkarza Werderu. 1:0! Przejęliśmy inicjatywę, a nieliczne kontry Niemców kończyły się zwykle na Borucu, który był tego dnia w morderczej formie - wyłapywał praktycznie wszystko!

W 74. minucie Rovers przeprowadzili kontrę - Quaresma przedarł się na połowę przeciwnika, dośrodkował z linii końcowej, a akcję wykończył Doyle! 2:0 na Ewood! Do końca meczu rywale nie zagrozili nam już ani razu, więc zainkasowaliśmy swoje dziewicze punkty w LM!

Z takim bramkarzem nie musieliśmy obawiać się nikogo!

Zaledwie remis w spotkaniu z Portsmouth rozczarował, na odpowiednim poziomie zagrali tylko Boruc oraz strzelec bramki - Santa Cruz. Punkt gościom zapewnił Krancjar.

W tabeli sytuacja nadal była beznadziejna - 7 meczów, 6 punktów.

W Pucharze Ligi mierzyliśmy się ze Stoke, które... napędziło nam niezłego stracha! Mimo że wyszliśmy na prowadzenie już po pół godzinie gry (bramka Walcotta), to o wyniku zadecydowały jedenastki, bowiem na pięć minut przed końcem meczu straciliśmy gola, który ośmieszył naszych piłkarzy - piłka wpadła do bramki w taki sposób, że zgromadzeni na trybunach fani nie byli pewni, czy nie oglądają aby występów Mistrza Świata w Pinballu! Niemniej jednak wszystko skończyło się dobrze, a najważniejsze było to, że awansowaliśmy do następnej rundy.

Remis 2:2 z Derby był pokazem idiotyzmu sędziów - dwie niezrozumiałe decyzje zabrały nam trzy punkty. Najpierw arbiter nie uznał prawidłowego gola Samby (dopatrując się faulu), a potem wyciągnął karnego z kapelusza. Nawet świetna postawa napastników (gole Santa Cruza i Derbyshire’a oraz asysta Doyle’a) nie pomogła - znów zremisowaliśmy po dobrej grze.

Mecz z Galatasaray na ławce zaczęły dwie gwiazdy Rovers - Doyle oraz Quaresma. Irlandczyk bywał ostatnio przemęczony, natomiast Portugalczyk ustępował Walcottowi, który jak dotąd prezentował się bardzo dobrze, więc powinien dostać szansę w LM. Ponadto na ławce rezerwowych zasiadł Ibrahim, który chyba wreszcie zaleczył kontuzje i niedługo powinien wrócić do rywalizacji o miejsce w składzie.

Gospodarze zwyczajnie nas wypunktowali - mimo optycznej przewagi Blackburn dało sobie strzelić bramkę na 15 minut przed końcem. Wszyscy zagrali średnio, nie ma się co rozpisywać nad formą poszczególnych zawodników.

W meczu z Sunderlandem została przemeblowana druga linia - na pozycji defensywnego pomocnika zagrał Medjani (kartki wyeliminowały Flaminiego), na ofensywnego wybrałem Pedersena, natomiast na flankach wystawiłem Quaresmę oraz Walcotta, który z uwagi na swoją szybkość miał siać spustoszenie w szeregach rywali. W ataku Roque z Doylem, natomiast lukę na obronie po przesunięciu Medjaniego do pomocy zapełnił Ibrahim.

I powiodło się, choć nie obyło się bez zmiany ustawienia w trakcie meczu! Zwyciężyliśmy po zaciekłym boju 3:2. Dwie bramki strzelił Doyle, trafił też Roque. Świetnie zagrał również Pedersen, który zaliczył dwie asysty. Najważniejsze jednak było to, że zainkasowaliśmy 3 punkty i przesunęliśmy się w górę tabeli ligowej.

Furory może i nie robiliśmy, jednak chyba już odzyskaliśmy równowagę - teraz powinno być coraz lepiej.

Posypał się nam Quaresma - portugalski skrzydłowy wypadł z gry na 3 tygodnie. Z uwagi na to Wolves podejmowaliśmy w ustawieniu 5-3-2 - Quaresma był najważniejszym ogniwem taktyki opierającej się na grze skrzydłami.

Mecz z Wilkami był koszmarem na jawie. Mimo prowadzenia i nieziemskiej wręcz przewagi skończyło się na podziale punktów. Do przerwy obyło się bez bramek, choć Rovers winni strzelić co najmniej dwa gole. Wreszcie nadeszła 66. minuta - przeprowadziliśmy koronkową akcję zakończoną kapitalnym strzałem Pedersena z 26 metrów - Norweg znów pokazał światu swój geniusz! Niestety, radość nie trwała długo - 10 minut później przyszło wyrównanie. Rzut wolny z... 40 metrów i remis! Niebywałe. Byłem równie wściekły, co bezradny - zawodnicy nijak nie wykonywali przedmeczowych założeń. Kolejna strata punktów w spotkaniu ze słabeuszem.

Nadeszła jednak Liga Mistrzów i wyjazd do Lizbony - mecz z Benficą miał pokazać, czy rzeczywiście mieliśmy jakiekolwiek szanse na zaistnienie w Europie. Skład prezentował się następująco: Boruc - Edman (k), Medjani, Samba, Emerton - Flamini, Pedersen, Reid, Quaresma - Roque, Doyle.

Po 4 minutach można już było nieśmiało odpowiedzieć na przedmeczowe pytanie. Przegrywaliśmy z gospodarzami 0:1, a gola strzelił Perdetti, który celnie uderzył z wolnego. Graliśmy nieskładnie, przeciwnicy napierali i tylko Boruc stawał na wysokości zadania, co rusz powstrzymując lizbońskich napastników. Tak też udało się nam dociągnąć wynik do przerwy. Trzeba było poważnie porozmawiać z piłkarzami, którzy grali beznadziejnie.

Na efekty ostrej przemowy nie trzeba było czekać długo - już 2 minuty po rozpoczęciu drugiej odsłony mieliśmy wyrównanie! Pojedynek jeden na jeden z Moreirą wygrał Reid - 1:1 w Lizbonie! Od tej pory przejęliśmy inicjatywę, a na objęcie prowadzenia przyszło nam czekać zaledwie do 64. minuty. Wtedy to po kapitalnym zagraniu wprowadzonego chwilę wcześniej Derbyshire’a oko w oko z golkiperem Benfiki stanął Santa Cruz i nie zmarnował okazji. Ustawiłem grę z kontry - kontrolowaliśmy przebieg spotkania i czyhaliśmy na okazję do ataku. Na 8 minut przed końcem takowa się nadarzyła - po wymianie podań pomiędzy Doylem a Derbyshirem do futbolówki doszedł Reid, który nie zastanawiał się długo i oddał piekielnie mocny strzał z 30 metrów. 3:1!!!

Nie wiedziałem, jak to możliwe, ale byliśmy faworytami bukmacherów przed meczem z Tottenhamem na White Heart Lane!

I bukmacherzy mieli rację. Choć przegrywaliśmy z Kogutami już po 22 minutach, ostatecznie udało się nam zwyciężyć. Gole strzelali Derbyshire (asysta Pedersena) oraz Santa Cruz (w 70. minucie wszedł za słabego Doyle’a). Warto nadmienić, że bramka Derbyshire’a była jego 50. golem w lidze angielskiej! Osiągnięcie niemałe, choć do wyczynu Simona Garnera, klubowego rekordzisty, brakowało Mattowi jeszcze ponad stu trafień.


Słowa kluczowe: 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

Szukaj nas w sieci

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.